Kambodża 2011 # 4 Przez Tonle Sap do Battambang

DSC00888Wcześnie rano zbieramy się przed hotelem, tuk-tukami jedziemy do przysatni.Trzęsiemy się niemiłosiernie kilkanaście kilometrów piaszczystą drogą wśród budzących się zabudowań.
Po ponad pół godzinie wreszcie docieramy do Moat Peam,przy drewnianym nadbrzeżu cumuje kilka większych i mniejszych łodzi, obsługa kieruje nas do jednej z nich, jest prawie pusto, chętni zajmują miejsca w klimatyzowanym wnętrzu z miękkimi siedzeniami.Dochodzi coraz więcej ludzi, część idzie do środka, a część wręcz przeciwnie – wdrapuje się na dach.Większość to młodzi backpackerzy, ludzie w zaawansowanym wieku jadą busami lub taksówkami – szybciej i wygodniej , ale i taniej. No , ale my jesteśmy łowcami przygód a łowcy przygód nie jeżdżą autobusami.
Wreszcie odbijamy, słońce praży coraz mocniej ,płyniemy przy brzegu , wzdłuż wiosek na palach.Poziom wody jest jeszcze stosunkowo wysoki, pod koniec pory suchej ( marzec- kwiecień) opada jednak znacznie i rejsy łodziami , także speedboatami do Phnom Penh są wstrzymywane.

DSC01101
Na początku pory deszczowej ( maj -czerwiec ) poziom wód się podnosi, ma to związek z tajaniem śniegu w Tybecie, skąd początek bierze Mekong.
W Phnom Penh rzeka Tonle Sap , przepływająca przez nasze jezioro , wpada do Mekongu , ale masy wody cofają się do jeziora , które kilkakrotnie powiększa swoją powierzchnię. Zmiany poziomu wód widać na palach, na których osadzone są domy . W wioskach na jeziorze mieszka ponad 1/4 ludności kraju, jezioro jest ich głównym źródłem utrzymania. Wystarczy powiedzieć , że stwierdzono występowanie w nim ponad 200 gatunków ryb.
My płyniemy prosto na zachód, trzymając się północnej strony akwenu .Po kilku godzinach dotrzemy do ujścia rzeki Sangkek, która poprowadzi nas do Battambang.

DSC00909
Na razie jednak zatrzymujemy się w pierwszej wiosce ,Chong Kneas. Tu domy na palach stanowią mniejszość, głównie pływają one na bambusowych tratwach.
Część mieszkańców mieszka przez część roku na łodzi a kiedy poziom wody podnosi się – przenoszą się do domów.W czasie pory deszczowej łowienie ryb ( ponad własne potrzeby) jest zabronione , więc i łódź rybacka może odpocząć .
Teraz łodzie są przycumowane do innych lub choćby do urzędu, który trzyma się na betonowych palach.W innych wioskach napotykamy na świątynie , szkoły,pocztę. Między   domkami przemykają na łódkach mieszkańcy, większość z nich ma napęd spalinowy, ale i zdarzają się łodzie wiosłowe.W sklepiku , który pełni jednocześnie funkcję stacji paliw i baru uzupełniamy zapasy na drogę. Chętni korzystają z toalety , wrażenie , gdy siedzisz na wiotkiej żerdce nad samą wodą – bezcenne. Sklepik oferuje także pamiątki, wrażenie robią węże w różnych postaciach,    alkoholizowane i suszone, dla zainteresowanych wystawiono także skóry z krokodyli, z własnej hodowli. Dostępne są także grillowane kawałki wężowiny i krokodyliny, ale nasza grupa nie jest zainteresowana.

DSC00916
Między turystami kręcą się dzieciaki i usiłują wyprosić słodycze czy drobniaki.
Raz po raz na forach internetowych wybuchają dyskusje , czy należy obdarowywać dzieciaki – część znawców twierdzi , że to rodzi nawyki żebrania a nie osiągania celów własną pracą , co gorsza – tworzą się zorganizowane struktury, gdzie dzieciaki są wręcz wysyłane do żebrania a słodycze czy przybory szkolne , świeżo specjalnie dla nich zakupione w miejscowym sklepiku po chwili lądują w nim z powrotem. Oponenci z kolei wskazują na konieczność wsparcia najuboższych i choćby małym gestem ( choć często tylko dla uspokojenia swojego sumienia ) wyrazić solidarność z nimi i udzielić pomocy.
Rzecz nie jest prosta do rozgryzienia, choćby w przypadku , kiedy dzieciak popisuje się sztuczkami na łódce ,pomaga w zakupach czy porozumieniu się z nie znającymi angielskiego tubylcami. Uznać, że parę groszy to zapłata i dowód uznania czy twardo trzymać się swoich przekonań?
Podobny dylemat rozważałem ostatnio w Bangkoku ( przypadek z taksówkarzem ).

DSC01087-001
Większość turystów nie wgłębia się w temat, dookoła nas kłębią się dzieciaki z ustami pełnymi słodyczy.
Ruszamy dalej , słońce grzeje coraz bardziej ale wieje wiaterek , który łagodzi trochę temperaturę. To bardzo zdradliwa sytuacja, zwłaszcza dla tych na dachu łodzi. Często słychać opowieści o nieszczęśnikach , którzy  całodzienną podróż w pełnym słońcu kończyli ciężko poparzeni . Na pewno miejscówka na piętrze jest fajną opcją , ale należy zadbać o okrycie głowy i intensywne smarowanie ciała co jakiś czas, im wyższy faktor kremu, tym lepiej.

DSC03592
Część grupy zajmuje miejsca w wewnętrznej , klimatyzowanej kabinie . Miejsc jest kilkadziesiąt, mieszanka ludzi, chłodniej niż na pokładzie, ale wolę świeże powietrze. Tym bardziej , że jest co oglądać wokół.Niektórzy traktują przemieszczanie się w podróży jako nużący, choć nieuchronny przerywnik, dla mnie to bardziej łącznik, spoiwo jednego miejsca z drugim.Warto popatrzeć , jak zmieniają się krajobrazy, obrazki z poprzednich etapów podróży łączą się w całość, patrząc na jezioro czy krajobraz z okien pociągu czy autobusu łatwiej zrozumieć jak kręci się tu życie, kilkanaście tysięcy kilometrów od domu. Drzemka w dusznej kabinie raczej nie nastraja refleksyjnie.

DSC00943
Mijamy wioski na palach, płyniemy wzdłuż brzegu, ale na jeziorze nie jesteśmy sami. Rybacy łowią ryby, przemykają szybkie łodzie lokalnego biznesu .

DSC01134
Gdzieniegdzie widać stojące samotnie domki, ale nie są całkiem oderwane od cywilizacji. Na słupach pociągnięty jest prąd, nie szkodzi , że kable moczą się w wodzie, grunt , że można postawić satelitę na daszku.W zasięgu wzroku stoją maszty telefonii komórkowej, trochę nie przystają do krajobrazu , ale dzięki nim zasięg jest w najdzikszej dziurze. O , właśnie płynie łódką pani, jedną ręką wiosłuje, drugą trzyma telefon przy uchu.Omijamy drzewa, po korony zanurzone w wodzie,jest ich coraz więcej , wreszcie wpływamy wąskim przesmykiem w zaroślach do rzeki Battambang. Przesmyk jest tak wąski , że gałęzie z obu stron biją po łódce.

DSC01108-001
Raz po raz całkiem stajemy – albo omijamy płycizny albo ekipa popycha zwalone drzewa. Czasem napór gałęzi, niezbyt grubych ale bardzo elastycznych wręcz zatrzymuje naszą łajbę. Chwilę trwa , zanim się ich pozbędziemy .Płyniemy teraz rzeką , więcej zabudowań jest po prawej stronie. Nie jest szeroka , widać dokładnie pracujących czy odpoczywających mieszkańców, dzieciaki machają do nas, kąpiąc się w brązowej wodzie.

DSC01121
Mijamy prom , który przewozi ludzi, zwierzęta i pojazdy na drugą stronę rzeki, to łódka , tyle , że trochę większa od innych.

DSC01144
Rejs po rzece okazuje się dłuższy niż myślałem , płyniemy już kilka godzin  a końca nie widać.
Wreszcie docieramy do przystani w Battambang.
Na lądzie straszny kocioł, czekający na chętnych taksówkarze wyszarpują klientów z tłumu wysiadających.Zamówiłem już co prawda transport do hotelu , ale nie jestem w stanie porozumieć się z taksiarzami , wszyscy potwierdzają ,że to ich zamawiałem. Macham ręką i po upewnieniu się ,że wszyscy mają już transport ruszamy do miasta.

Od przystani do miasta dzieli nas pół godziny jazdy,na pierwszy rzut oka miasto nie jest zbyt ciekawe.Ale poczekajmy na drugi…
Hotel Seng Hout http://senghouthotel.com/ to bardzo fajna miejscówka. Ceny nawet jak na Kambodżę przystępne , pokoje duże i czyste, centrum miasta.
Robi się późno ,prawie cały dzień płynęliśmy , nie planujemy niczego na wieczór , czas wolny.
W hotelowym lobby zagadują miejscowe chłopaki. To przewodnicy , wyszkoleni przez organizacje pozarządowe.Mają szansę zdobyć fajny fach dzięki międzynarodowej pomocy. Z katalogu wybieramy trip ,zapowiada się fajny dzień.

DSC01188

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.