Indonezja 2017 # 6 Tana Toradża , czyli kopiąc w metalową bramę

PB100003bDostać się do naszego hotelu w Ambon nie jest łatwo. Hotel Stori niby położony jest w centrum miasta, ale taksówkarze nie bardzo się orientują , w gigantycznych korkach snujemy się beznadziejnie.
Do hotelu wchodzi się przez garaż. Przeciskamy się obok zaparkowanych samochodów, jeszcze tylko kilka schodków do windy i jesteśmy w recepcji. Niezbyt rozgarnięta panienka przydziela pokoje, są małe i niezbyt funkcjonalne , ale to przecież tylko jedna noc.
PB100025bWychodzimy na miasto , jest wcześnie rano , mimo przesunięcia czasu.W Indonezji w każdym z miejsc, w których przebywaliśmy trzeba przesuwać zegarki. W komórkach niby aktualny czas wyświetla się automatycznie , ale w praktyce różnie z tym bywa.
Wychodzimy z hotelu i ruszamy do miasta. Nie wygląda to dobrze , chodniki w stanie szczątkowym i spory ruch dają się we znaki.
Na szczęście jeździ mnóstwo taksówek i busików, ojeki czyli taksówki na motorach stoją na każdym rogu ulicy, krążą także ryksze rowerowe – transport jest tani więc łapiemy busa i każemy się wieźć do centrum. Kierowca trochę zdezorientowany , bo w tym mieście  nie ma centrum , ale w końcu wysadza nas przy sporym domu towarowym. Płacimy 30 000 IDR za cała grupę , oby tak dalej.Ale do kosztów muszę dodać prawie nowa paczkę marlborasów i zapalniczkę, którą zostawiam w pojeździe.
PB100005bKilka osób chce wymienić walutę, jedziemy przecież na bezludne i bezbankowe wyspy.
Nie ma jeszcze dziesiątej , otwarty jest tylko market spożywczy, kręcimy się trochę dla zabicia czasu , ale siedząc później na kawie dowiadujemy się , że z wymiany i tak nici, bo miał tu być bank , ale go nie ma. I co mi pan zrobisz ?
PB100022bPaląc papierosy zagadujemy do taksiarza, żeby nas zawiózł do banku, jasne, poczeka. Nasze panie się jednak nie zamierzają ruszyć z klimatyzowanej kawiarni, po kilkunastu minutach Witek zaczyna się wiercić i rzuca w powietrze, że trzeba by odmówić taryfę , która czeka przed galerią. Proponuję , aby sam poszedł to zrobić ,ale chyba przeczuwa , że taksówkarz poczęstuje go  indonezyjskimi jobami i nie zamierza się wychylać a tylko mruczy coś pod nosem o wiarygodności. Wreszcie kończymy biesiadę, taksówkarza oczywiście już nie ma, bez trudu łapiemy kolejnego. Każemy mu się wieźć po prostu przed siebie, rozglądamy się boki w poszukiwaniu banku.
PB100013bJako kolejne zadanie wyznaczamy mu znalezienie sklepu z alkoholem , w naszym przed chwilą odwiedzonym hipermarkecie było tylko lokalne piwo.Taksiarz ma więc dwa zadania , ale chyba nawet jedno , obojętnie które, przekracza jego możliwości.
Wreszcie jest . Bank.Uszczęśliwieni posiadacze zielonych wyskakują z samochodu , niestety , okazuje się ,że bank nie prowadzi wymiany. Ale obok jest drugi , w środku kłębi się co prawda tłum , no ale gdzieś kasę trzeba wymienić. Siedzę z Ania w busiku jako zastaw, kierowca jest cierpliwy. Wypytuję go o nasz kolejny priorytet, udaje ,że nie wie o co chodzi, miesza się w naszą rozmowę rykszarz ,wskazuje adres , to niedaleko. Bierzemy w końcu naszego taksiarza, Ania zostaje na deszczu , a my z Witkiem ruszamy. Rzeczywiście adres jest niedaleko, choć nasz kierowca pyta innych chyba ze trzy razy.Sklep wygląda niepozornie , bardziej można by go nazwać meliną. Kierowca wali dobrą chwilę w metalową bramę, zanim ktoś otworzył małe drzwiczki.Zamawiamy trzy flaszki czegoś , sami nie wiemy czego ,płacimy, drzwiczki zatrzaskują się z chrzęstem.
20171110_103531
Wracamy pod bank , kierowca zaczyna się trochę niecierpliwić, minęła już prawie godzina , idę do środka, kłębi się tłum, dobrze, że naszym udało się wepchnąć bez kolejki , pewnie i ośmiu godzin by zabrakło. Ale i braknie gotówki, kasjerka po wypełnieniu kilku druczków wypłaca kasę na raty.
20171110_082443Wreszcie koniec, zajeżdżamy nie bez błądzenia pod hotel, nasze norki czekają.
Ale jeszcze za wcześnie na sen , musimy coś zjeść, śniadanie jutrzejsze nie zapowiada się obficie.
Biegli w internecie wyszukują najlepszy lokal w mieście , nazywa się Kole Kole. Maciej ustala trasę wg Googla i ruszamy.
Ciężko się idzie , jest duszno od spalin,parno i głośno , ale to tylko 650 metrów (wg.google i Macieja).
Spory kawałek uszliśmy a nadal błądzimy, pytani o drogę tambylcy wzruszają ramionami albo wskazują przeciwstawne kierunki.
Także zapytany policjant głęboko się zastanawia, więc wędrujemy na nosa.
Wreszcie jest , lokal jest nieco schowany , ciężko go dostrzec z daleka, jest w bocznej uliczce. Zajmujemy klimatyzowaną salkę ,zamawiamy piwo i potrawy. Lokal słynie z wariacji nt. tuńczyka, więc większość wybiera te potrawy. Z tego co mówią, to
rybka jest rzeczywiście smaczna. Warto było przyjść taki kawał drogi.
menu-makanan-dapur-kole-koleWychodząc zauważamy oświetlony budynek w oddali , widać go także z okien naszego hotelu , więc Ania decyduje się objąć przewodnictwo i zaprowadzić nas do łóżek. Rzeczywiście , po kwadransie osiągamy cel.
Jutro pobudka skoro świt więc o imprezowaniu należy zapomnieć,idziemy spać.

 

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.