Sri Lanka 2022 #16 Horton Plains

Budzi mnie pukanie do drzwi. Sprawdzam czas – 5.00… Otwieram drzwi, Ania z walizką stoi i wpatruje się w ścianę obok, jakby chciała mnie przekonać , że drzwi same zapukały do siebie.
Nie patrząc mi w oczy rzuca , że wszyscy już czekają w samochodzie.Patrzę przez okno. Faktycznie – czekają. Bez słowa trzaskam drzwiami i zaczynamy się pakować . Dużo z tym roboty nie ma , jedynie przybory toaletowe.
Żal mi Doroty, wygląda jak kupka nieszczęścia.Bąkam, że może niech zostanie w hotelu, ale nic nie odpowiada . Zresztą też nie mam chęci na dyskusje.Schodzimy na dół , łamistrajki już w samochodzie.
Coś usiłują tłumaczyć , ale nie podejmuję tematu. Do Parku Narodowego Równiny Hortona jedziemy w ciemności około godziny. Na szczęście nie pada , ale jest dość zimno.

Ja jadę w t-shircie, bo mnie grzeje nerw , ale widzę , że wszyscy ubrani w polary , kurtki a Ania ma nawet wełnianą czapkę.Nie bardzo wiem , dlaczego musimy jechać tak wcześnie , może chcemy obejrzeć wschód słońca ?
Ale nie , słońce wschodzi a my jedziemy. Okazuje się , że około godziny 14 nad równiną zawsze gęstnieje mgła i widoczność jest bliska zeru. A że przejście 8 kilometrowej pętli zajmuje ok.2-3 godzin , czasem więcej to trzeba ruszyć odpowiednio wcześniej.

Na parkingu przed biurem Parku zjadamy suchy prowiant z hotelu, kupujemy bilety i po dokładnej kontroli naszych plecaków możemy ruszać.

Dzień robi się przyjemny , wygląda na to , że nie będzie na razie padać. Ekipa stopniowo się rozbiera , tym bardziej , że trasa robi się coraz bardziej urozmaicona. Równina to piękny , teren , nie ma widocznych zwierząt ale spodziewam się , że za chwilę w dolinie pojawią się dinozaury.

Ścieżka zwęża się , wygląda jak koryto potoku, w czasie deszczu może tu być niebezpiecznie.Trudność sprawia mi skakanie po kamieniach. Pomoc Zbyszka jest bezcenna.

Dorocie spacer służy, wygląda lepiej , powietrze jest przepiękne, rześkie i czyste , na pewno oddychanie przy katarze jest łatwiejsze. Jest bardzo czysto , przepisy o zachowaniu czystości na szlaku są bardzo surowe i co ważniejsze – przestrzegane. Trochę w górę , trochę w dół, rzadko po płaskim w końcu dochodzimy do Końca Świata.To gigantyczne urwisko, zapewniające wspaniałe widoki.

Odpoczywamy dłuższą chwilę, tłukąc fotki.To mniej więcej połowa drogi. Ta świadomość dodaje sił , zwłaszcza , że idziemy teraz w większości połoninami, szutrowymi dróżkami .

Ale wchodzenia nie zabraknie,ostre podejście do wodospadu Bakera wypruwa nam płuca.

Powoli mamy już dość , biuro Parku już widać ale jeszcze 2 czy 3 kilometry, niezbyt wymagające, ale odległe.

Słońce grzeje coraz bardziej,jakoś słynnych mgieł też nie widać.Musimy przyśpieszyć kroku bo o 13 mamy pociąg do Elli. Na stacji Nanu-oya jesteśmy o czasie a pociąg ma spóźnienie , odjeżdżamy o 14.30.

Pociąg ma w nazwie Express,ale to chyba tylko chwyt marketingowy , na wyświetlanej w wagonie tablicy prędkość rzadko przekracza 34 km/godzinę.Wśród pasażerów są i lokalesi i biali , przy czym ci ostatni zajęci są głównie robieniem fotek w otwartych drzwiach wagonu.

To w większości młodzi ludzie, są strasznie pobudzeni , bez przerwy się przemieszczają, w powietrzu krzyżują się głośne rozmowy po hiszpańsku, rosyjsku, angielsku. Fajne są widoki za oknem , trasa pociągu wiedzie ponad doliną więc perspektywa jest daleka.

Dorota odsypia przeziębienie , nie przeszkadza jej harmider i wielodzietna rodzina lokalsów na siedzeniach obok. Odcinek z Nuwara Eliya do Elli jest najbardziej spektakularny na trasie , szkoda tylko , że nie przejeżdżamy po słynnym, 9-cio łukowym moście . Jest szansa , że zobaczymy go z wysokości torów z bliska, już w Ella.Po trzech godzinach jazdy dojeżdżamy do Elli.O ile podczas podróży pogoda umożliwiała obserwację to w Elli znowu się rozpadało. Darshan właśnie wjeżdża
na stację, zdążył zaliczyć godzinną drzemkę i czuje się dużo lepiej.Dorota jest nieco nieprzytomna po trzygodzinnym kolebaniu się w podróży, ale też wygląda lepiej.Jedziemy do hotelu na wzgórzu, znanego z pięknego widoku. Będziemy go oceniać już rano , bo teraz już jest ciemno.Zostawiamy rzeczy i jedziemy do miasteczka na kolację.Darshan zarezerwował nam stolik , Chill Cafe to bardzo popularna i zawsze oblężona miejscówka. Tym razem nie było zbyt wielu gości , pora jest dość wczesna. Po pandemii zresztą ilość turystów drastycznie spadła . Podobno kiedyś Ella to było tak popularne miejsce , że wielu backpakerów prosto z lotniska przyjeżdżało tutaj i tu spędzało wakacje.Zamawiamy wizytówką Sri Lanki, tradycyjne danie – lumprice. To pikantny ryż z warzywami pieczony w liściu bananowca. Lion , a nawet dwa łagodzą ostrość potrawy. Wracamy do hotelu, ciepła kąpiel i czyste łóżko to miłe podsumowanie bardzo aktywnego dnia.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.