Raja Ampat 2019 # 1 Daleko , jeszcze dalej

20191107_091903aRaja Ampat to archipelag wysp w indonezyjskiej prowincji Papua Zachodnia , słynie ze wspaniałych miejsc nurkowych i bajkowych krajobrazów . Stanowi cel naszej tegorocznej podróży, dość odległy, przyznajmy , i trudny do osiągnięcia . Ale wszystko zależy od organizacji podróży. Dla nas to tylko parę skoków w przestworzach , na morzu i po ziemi. Z Leszna do Warszawy samochodem , z Warszawy samolotem do Dohy , z Dohy do Singapuru, potem już tylko do Dżakarty i dalej do Sorong i prawie jesteśmy na miejscu. Jeszcze tylko dwie godziny na promie do Waisai i godzinkę łodzią do Daroyen i jesteśmy na miejscu. W sumie 48 godzin.  Co to jest w porównaniu z trasą Józefa Nalberczaka do pracy :

Nie ma sensu się rozwijać , samolot jaki jest każdy wie , dojechaliśmy w dobrej formie i jesteśmy gotowi na przygodę. Jest nas sześcioro, z Halinka, Basia Dorota , Wojtek i ja z Leszna, Kasia dolatuje do Singapuru z Warszawy i już razem kontynuujemy podróż. 20191103_083538aSorong to spore miasteczko, podobno dość niebezpieczne i nieciekawe więc szybko opuszczamy je promem ( 100 000 rupii idr=ok.30 zł.). Mimo , że przespaliśmy prawie całą dotychczasową podróż to różnica czasu i ogólne wymieszanie sprawia , że zanim prom rusza wszyscy odjeżdżają. Po krótkiej drzemce udaję się na rufę, na papierosa. Na pokładzie jest kilku białych, na rufie, w upalnym słońcu nie ma żadnego. Lokalesi zapraszają, robią miejsce w cieniu, gawędzimy w języku mocno mieszanym . Bardzo ich rozbawia moje imię , dosłownie pękają ze śmiechu , ja wraz z nimi , dla towarzystwa. Podobno znaczy „piwo” czy nawet jakiś inny alkohol ale do końca tego nie rozumiem , nie ma to żadnego znaczenia. Jestem dla nich dużym chłopem , w swoim gronie są otwarci, więc nie obywa się od uwag jednego z Papuasów na temat korelacji między wzrostem a wielkością męskości. Zanim zdążę się pochwalić pozostali zakrzykują go z zażenowaniem i gestami sugerują , że jest trochę fiksum – dyrdum i  najlepiej żeby go wyrzucić za burtę do morza. Wypytują o wiele rzeczy , na niektóre znam odpowiedzi a niektórych pytań nie rozumiem , nie psuje to jednak w ogóle sympatycznej atmosfery. Częstujemy się cukierkami , proponują betel do żucia, ale patrząc na  stan ich uzębienia mocno się wzbraniam. Nie nalegają , zapas betelu to  największy skarb. Do liścia betelu dodają orzech orzech palmy areki ( betelowej) oraz sodę czy mleczko wapienne. Soda , którą przechowują w małych woreczkach wygląda jak proszek do czyszczenia ajax.
Na sympatycznej pogawędce szybko mija czas, dobijamy do Waisai, stolicy wyspy Waigeo, celu naszej podróży.2a
Wysiadamy na skromnej przystani, jest rozbudowywana, za parę lat pewnie nie poznalibyśmy tego miejsca.Zaczepia nas dziewczę z plakietką organizacji turystycznej i prowadzi do biura Parku. Rejon Raja Ampat to Park Narodowy, zanim dostaniemy kartę wstępu, ważną rok, upływa sporo czasu biurokratycznej mitręgi , zakończonej uiszczeniem kwoty 1 miliona rupii od łebka. To pokaźna kupka pieniędzy. Wymieniłem ich sporo jeszcze na lotnisku w Dżakarcie i wtedy  poczułem się jak gangster z z plecakiem wypchanym paczkami banknotów.BN-JD992_indomo_P_20150630053803
/wsj.com/
Za nami zrobiła się kolejka białasów, w sumie jest ich niedużo , ale mimo kilku osób obsługi praca idzie ślamazarnie.  Czekając na łódkę Herrmanna przychodzi do głowy , że trzeba zrobić zapasy używek. Wołam jednego z czekających nieopodal motocyklistów i jedziemy w miasto. Najpierw do sklepu z telefonami po karty SIM z internetem, potem do meliny z alkoholem. Na wyspie jest tylko jeden taki przybytek, w ofercie ma whisky Robinson w dwóch rodzajach opakowań i piwo Bintang. Przy okazji kupuję papierosy i wracamy na przystań. Herrmann już czeka więc i ja wskakuję. Po godzinie podróży wzdłuż wybrzeża skręcamy w kierunku wyspy. Nasz resort Daroyen Village Homestay jest prawie niewidoczny z morza, schowany za kępą mangrowców. 20191106_082100aPrzybijamy powolutku do brzegu, miejscowe chłopaki rzucają się do bagaży a my wysiadamy do wody. Woda jest ciepła i sięga do kolan więc nikt nie narzeka.
Herrmann rozlokowuje nas w domkach, te najbliżej wody zajmujemy my , obok Halina z Wojtkiem. Trochę w głębi lądu mieszkają Kasia i Basia.20191104_135305a
To drewniane proste domki, optymista nazwałby je bungalowami , pesymista – budkami. Na tarasie stoi krzesełko , w środku leży cienki materac , w kącie stoliczek. Z góry wisi moskitiera. Prostota i umiar , można powiedzieć – feng shui w wersji ultra. Toaleta i salon kąpielowy mieszczą się w budyneczku między domkami Basi i Kasi. Mimo spartańskich warunków humory dopisują – jest gdzie mieszkać i się wymyć , pogoda jest zabójcza, gorąco, ale dzięki bliskości morza odczuwalna jako bardzo przyjazna. Wszystkie domki są podobne, tylko Basi trafia się rezydencja VIP, z toaletą i umywalnią w środku. Umywalnia/łazienka , w stylu indonezyjskim z mandi , czyli pojemnikiem na wodę budzi niejakie zdziwienie wśród mniej bywałych członków ekipy. Plastikowym nabierakiem spłukuje się ciało, mydli i z powrotem spłukuje , bez specjalnych ceremonii.20191108_130429aPodobne mandi stoi w toalecie obok, nie ma bieżącej wody, użyte papiery higieniczne wrzuca się do kosza.Woda w mandi uzupełniana jest rano, gdy jeszcze pracuje agregat prądotwórczy i zaciąga wodę ze źródła. Jest lekko słona , ale mniej niż woda w morzu.Zamykamy nasze budki na sznureczek zahaczany o gwoździk, tylko Basia w ramach pakietu VIP zamiast sznurka ma drucik. Sznureczki mają pętelki, dzięki czemu bez problemu można drzwi albo całkiem zamknąć , albo zostawić mniej czy bardziej uchylone. Zamykamy je szczelnie , w ten sposób więksi goście nam nie będą buszować po pokoju. Z mniejszymi i tak nie wygramy , bo zarówno ściany jaki podłogi są pełne szczelin, co jest szczególnie przydatne przy zmiataniu podłogi, śmietniczka na jest wcale potrzebna. Konstrukcja domku sprawia , że i od góry , pod sufitem, znajduje się wylot na zewnątrz. Mam nadzieję , że w nocy nie wlecą tamtędy nieproszeni goście.20191111_082525a
Gospodyni woła na lunch. Dzielimy się wrażeniami siedząc na twardych żerdkach jadalni. Na tych z mojej strony zresztą w ogóle nie da się usiąść, można jedynie oprzeć zadek. Jedzenie skromne : pojemnik z ryżem, miseczka gotowanych, zielonych warzyw czy raczej ziół i kilka kawałków grilowanej ryby. Ryba jest twarda, chyba wędzona i do tego grilowana, nie daje jej się przeżuć. Po jednym kawałku rezygnuję , postanawiam zostać weganem. Na deser po bananie , właściwie plantanie w cieście. Dosiadają kolejni goście – trzy młode Hiszpanki oraz para Turków w średnim wieku. Oceniamy z niechęcią , że żarcia dostali trochę więcej niż my. Ale póki co nie narzekamy, jutro będzie na pewno lepiej/więcej/smaczniej. Po lunchu czas na rozrywkę , zabieramy się do gry w karty. Niestety , pytania są raczej dla fanów polskich seriali i oper mydlanych , więc nie mam szans. Gramy godzinkę czy dwie, popijając polskie i światowe napoje , ale twarde siedzenia nie pozwalają się rozwinąć towarzysko , zresztą już dawno zapadła ciemność. Jest krótko po 20 lokalnego czasu , kiedy udajemy się na zasłużony odpoczynek , w końcu minęło już dobre kilka godzin od drzemki na promie.20191117_180939a

 

Indonezja 2017 # 10 Wyspy Banda , czyli zupka na drogę

20171114_091711bDziś jeszcze tylko kurs gotowania , panie chcą się dopytać o tajniki produkcji zupy rybnej , serwowanej nam co wieczór. I o ile nie gustuję w zupach , bo mi zostaje na brodzie , to muszę przyznać ,że Abbowa zupa jest doskonała, zajadałem się nią , podobnie jak inni.
Przez godzinkę czy dwie szefowa kuchni , a prywatnie żona Abby , zdradza tajniki indonezyjskiego gotowania , studentki wydają się usatysfakcjonowane.Brałem udział w takich cooking class w Tajlandii i Wietnamie i najważniejsza wskazówką , jaką z nich wyniosłem to zasada nierozgotowywania warzyw. DSC_1265bWarzywa – marchew, ogórki , papryka, ziemniaki, bataty nie mogą być surowe , muszą nadal zachowywać swój kształt i zwartą konsystencję.W Indonezji w ogóle wrzucają je do zupy jako ostatni składnik i gotują może z minutę.Zachowują one wtedy swoje walory smakowe i odżywcze , a nie są tylko bezkształtną bryją.
DSC09336bRano nasze bagaże ruszają pikapem , my za nimi na piechotkę, czas na podróż do domu.Idziemy grupkami , drogę do portu znamy ale i tak się okazuje , że Kaluś gdzieś zginął po drodze. Ruszam na poszukiwania, zaglądając w każdy kąt uliczek, dziwiąc się w duchu jak tu można zabłądzić. Kiedy bez sukcesu wracam do portu okazuje się ,że zguba się znalazła. Jako pierwszy zajął miejsce w VIPsalonie.
Podróż mija szybko, łódka mknie jak szalona, nawet klimatyzacja jest jakby przyjaźniejsza.
DSC09343bWdaję się w pogawędkę z moimi sąsiadkami, to Indonezyjki, jedna z Dżakarty , druga z Toronto w Kanadzie. Gawędzimy o podróżach.
To jedyny temat rozmów, który nigdy mi się nie nudzi. Jak się okazuje to kolejne , spotkane w dziwnym miejscu osoby, które znają Polskę.
Były w Krakowie i Wieliczce, trochę mylą polskie piwo z czeskim, ale i tak jestem pod wrażeniem. Ciągle nie mogę uwierzyć, że obcokrajowcy przyjeżdżają do Polski z własnej woli . I jeszcze się nią zachwycają.
W drodze do hotelu wszyscy wypytują o szczegóły rozmowy, z przykrością konstatuję ,że wszyscy ją podsłuchiwali. Dziwne zwyczaje.
W hotelu dostajemy jeszcze gorsze pokoje niż poprzednio, zniesiemy to , to tylko jedna noc.
O szóstej rano zbieramy się na śniadanie, tost z dżemem i kawa, taksówki już czekają. Droga jest o tej porze pustawa, jesteśmy szybko na lotnisku. Dwa krótkie , godzinne loty i jesteśmy na Bali.

Indonezja 2017 # 9 Wyspy Banda , czyli taniec z wujem A.

DSC_1182bNa kolejny wyjazd na Hatta jest już więcej chętnych, jedziemy w komplecie. Oczywiście , delfinów ani śladu , także po waleniu słuch zaginął.No i dobrze.
Miło spędzamy czas na wyspie , obserwując z satysfakcją burzowe chmury nad sąsiednimi wyspami , dopóki nie docierają one do nas.DSC_1136b

Zaczyna lać praktycznie bez ostrzeżenie , chowamy się gdzie kto może.Najbardziej sucho jest pod domkami , stoją na palach więc jest trochę miejsca.
Niestety , ludzie słusznie zbudowani mogą wejść ,ale z wyjściem mogą być trudności, więc nie ryzykuję i trochę moknę.

20171116_104824b

Mimo ,że w planach mamy jeszcze jeden spot nurkowy to jednak jednogłośnie z niego rezygnujemy.
Po śniadaniu szykujemy się do wypadu na najbliższą nam, a zarazem największą wyspę archipelagu.Zabieramy ze sobą sporą grupę obcych nam ludzi, będą chodzić ze swoim przewodnikiem.
Po kilku minutach spędzonych na łódce wysiadamy na przystani hodowli pereł. Perłopławy są duże , inne niż  na przykład w Tajlandii. Zanurzone w wodzie , każdy w osobnym koszyczku,produkują w czasie swojego 2-3 letniego żywota kilka tysięcy pereł.

DSC09485bWłaścicielka ostrożnie otwiera jedną muszle za drugą , ale dopiero w szóstej jest całkiem duża perła. Dziewczyny chórem użalają się nad nędznym życiem stworzeń , z empatią wyczuwając ból , który im towarzyszy w czasie zbiorów, choć pani otwiera je bardzo delikatnie.

DSC09488bKojarzy to się raczej z usuwaniem mlecznego zęba , a nie wyrywaniem zęba mądrości.
Jeszcze raz pakujemy się do łódki, kawałek dalej wysiadamy i udajemy się na pieszy spacer po wyspie.Wioska jest czysta,  zabudowania sprawiają dobre wrażenie, ludzie są przyjaźni. Docieramy na szczyt , mieści się tu fort Hollandia.
Stoi prawie naprzeciwko naszego fortu Belgica. Razem stanowią solidną bazę obronną. A było czego bronić.

DSC09551bJesteśmy na terenie dawnej plantacji gałki muszkatołowej. W ruinach rozpoznać można budynki biurowe, magazyny , suszarnie i mieszkania pracowników. Cała pięciohektarowa plantacja była okolona wysokim murem i pilnie strzeżona.Przez wiele lat Holendrzy utrzymywali monopol na handel przyprawami z tego regionu.Gałka muszkatołowa, goździki, cynamon, wanilia – to między innymi one tworzyły potęgę Niderlandów.

DSC_1301bRaz po raz zatrzymujemy się, podziwiając zapierające dech panoramy cieśniny , z wulkanem Api w tle.
Dziś wieczorem Abba zapowiada fiestę , z kilkudniowym opóźnieniem dotrze specjalnie zamówiony na jego urodziny band z Sulawesi.
Band okazuje się one-man bandem, artysta wyśpiewuje lokalne przeboje . Jakaś Indonezyjka inicjuje tańce, trochę inne od naszych. Tańczą w szeregach , kojarzą mi się z amerykańskimi tańcami w stylu country .

Przy dźwiękach muzyki usiłuję uporządkować naszą wiedzę o miejscach i zdarzeniach , które nas dotyczyły w tej wyprawie, ale idzie ciężko. W ogóle nie rozumiem sytuacji, w której odpowiedzią na moje pytanie -gdzie byliśmy trzy dni temu ? – jest odpowiedź – nie pamiętamy, ale na pewno opiszesz to na blogu to sobie przypomnimy. Wygląda na to , że sami ludzie traktują się jak owce , prowadzone przez Pasterza , nieważne gdzie i po co. To odwoływanie się do internetu bardzo mnie denerwuje. Po co wiedzieć , gdzie leżą Wyspy Banda? Przecież mogę sprawdzić w googlach! Jak się nazywa stolica Indonezji ? To samo… Może należałoby kończyć edukację na pierwszej klasie szkoły podstawowej , nauczyć się pisać ( zapytania do google) i czytać (odpowiedzi) ? Kiedyś młodzież na pytanie – ile jest 2×2 sięgała po kalkulator, teraz możliwości są dużo większe. Ale o czym rozmawiać z kimś , kto nie pamięta , gdzie był wczoraj ? Pomijam kwestię ćwiczenia pamięci , wujek Alzheimer krąży dookoła każdego , wypatrując kolejną ofiarę ,więc trzeba zrobić wszystko , aby pozostał jak najdalej i bez przerwy ćwiczyć pamięć . Dyskusję kończy stwierdzenie, że nie ma co oglądać się na przeszłość, ważna jest przyszłość.W tej kwestii nie ma sporu, ale i rozmawiać nie ma o czym. Na każdym wyjeździe jest to samo.

Do skocznej muzyczki tańczymy po swojemu , jak na polskim weselu. Zabawa trwa długo , opuszczamy ją koło północy.
Kolejny dzień to odpoczynek od plaży ,znowu odwiedzamy plantacje.

DSC09543b/suszenie miąższu owoców muszkatołowca/

Sporo ludzi zajmuje się w tej chwili przygotowywaniem przypraw. Poza plantacjami drzewa muszkatołowe rosną dziko w lasach, owoce są jednak trudno dostępne, bo rosną na wysokich drzewach i są słabo widoczne z dołu . A najlepszej jakości są te zrywane z drzew , nie spady. Miejscowi na długich, bambusowych tyczkach umieszczają koszyk z zębami , do których wpada zerwany owoc. Przypomina to nasze zrywanie gruszek , z tym ,że owoce muszkatołowca znacznie trudniej wypatrzeć wśród liści.Wszędzie widać suszone na plandekach części gałki. Bo jest wykorzystywana w całości .

DSC09553bGrube łupiny używa się do sałatek lub produkuje dżemy , twardy orzech to przyprawa , ale najcenniejszą częścią jest delikatna, czerwona osłonka orzecha.
Jest delikatnie ściągana z twardej skorupki i suszona. Każdą ilość kupuje Coca-cola, jako jeden z tajnych składników swojego przeboju.Zrobienie na tym biznesu jest jednak bardzo pracochłonne,po starannym obraniu łuski się suszy, ważą tyle co pierze.
Ale drzewa muszkatołowe żyją długo , 300-400 lat, pewnie część pamięta jeszcze Holendrów na statkach pod żaglami, więc i zbiory są wieloletnie . I to bez specjalnych inwestycji.

DSC09557bCynamon jako przyprawa to kora cynamonowca. To też roślina wieloletnia , więc przy odpowiedniej ostrożności zbiorami można się cieszyć przez długie lata.Piszę tu o ostrożności , bo wykrawać ją należy delikatnie, małymi paskami , w różnych miejscach drzewa aby go nie wyeksploatować. Kora po pewnym czasie zarasta i zbiory można zacząć od początku. Surowy , prosto z drzewa cynamon nie ma smaku suszonego,według opinii miejscowych smak jest odświeżający i kojący , dla mnie jednak był mocno kwaśny a więcej frajdy z gryzienia przynosi żucie starej gumy spod stolika w barze.

20171112_121830bCenną przyprawą , bardzo tu powszechną są goździki. To kwiatostany goździkowca, z dużego kwiatu, podobnego do naszego czarnego bzu uzyskuje się kilkanaście elementów. Nie mamy okazji ich jednak zobaczyć, będą kwitnąć za miesiąc – dwa.

DSC09390b

Spodziewałem się większej ilości owoców.Tu jednak rosną w zasadzie tylko banany i papaja. Na targowiskach można spotkać także melony i arbuzy.Zdarzają się kwaśne limonki , ale wielkości tylko trochę większej od orzecha laskowego.
Niedługo koniec naszego pobytu , dla pewności sprawdzam plany kilka razy.Jutro czeka nas tylko kilkugodzinne snurkowanie przy pobliskich wyspach.
Ale rano niespodzianka. Ulewa , tradycyjnie nadchodząca około 6 tym razem jest bardzo gwałtowna. Budzimy się , słysząc szum wody spływającej po ścianach pokoju. Woda kapie w kilku miejscach na płytki , podkładamy ręczniki , po kilkunastu minuta burza mija. Jak zwykle około siódmej wychodzę na papierosa a w holu kolejne zaskoczenie. Pojawili się uchodźcy. To znaczy tak nazywa nasze koleżanki śpiące na kanapach Abba.

20171118_075751bOkazuje się ,że w pokoju Basi i Kasi ulewa poczyniła znaczne szkody. Zalało im pokój, ozdobne stiuki poodklejały się od ścian i spadły, w szafie z ciuchami też pojawiła się woda.Niemiło spać w mokrym łóżku , przeniosły się na kilka godzin do holu.
Abba wzywa dekarza, który robił remont dachu w ubiegłym roku, okazuje się ,że rynny są zatkane liśćmi.

DSC_1343bKiedy przychodzimy z plaży pokój jest już suchy i czysty a stiuki przymocowane.
W sobotę wieczorem czas na rozliczenie. Abba podliczył wszystkie nasze dodatkowe wydatki, wpisywane do zeszytów , kolacje i wycieczki, uczestniczyliśmy w nich razem , więc i ceny są podobne.
Rozliczam także koszty pokojów, nie mam za dużo rupii, płace większość dolarami , trochę z bólem serca, bo Abba przyjmuje dość niekorzystny kurs , ale muszę przyznać ,że wykazuje chwalebną elastyczność i rzetelność w rozliczeniach.
Abbie zresztą należy się też kilka zdań.

20171118_093717bTo człowiek multi-orkiestra. Jest w hotelu od rana do późnej nocy. Zawsze uśmiechnięty i pomocny.W Banda Neira jest królem.Prowadzi najlepszy hotel i najlepszą restaurację, daje bezpośrednie zatrudnienie kilkudziesięciu ludziom , a kolejne setki zarabiają dzięki jego zamówieniom , wycieczkom i wszelkim inicjatywom.Jeśli brakuje pieniędzy na wymianę w banku radzą – idź do Abby. Jeśli szukasz dobrego jedzenia na mieście – idź lepiej do Abby. Nie ma żadnych biur turystycznych na wyspach , bo tylko Abba wie , jak je najlepiej zorganizować.Załatwia nam także bilety na prom , nie musimy więc czekać w kolejce dla białasów, tak jak to było w Tulehu.
W Indonezji są przeważnie dwie ceny – dla miejscowych i dla białasów. Na szczęście ta dyskryminacja nie jest ostentacyjna i serce nie boli. Choć podobno jeśli białasy płacą 3 x więcej od miejscowych to Japończycy płacą 10 razy więcej. Ale nie jestem w stanie tego sprawdzić ani potwierdzić.DSC_1338b

Indonezja 2017 # 8 Wyspy Banda , czyli wszystkie rybki duże i małe

DSC09329bChłopaki śpią głośno , ale na szczęście spokojnie. Na domiar złego klimatyzacja nie działała.
Wstaję pierwszy , jeszcze przed siódmą , pierwszy papieros w porannym słoneczku smakuje wyśmienicie.
Po kolei wszyscy meldują na śniadaniu ,jedni wyspani mniej , inni bardziej, wymieniamy doświadczenia. Na śniadanie nie ma wielkiego wyboru – jajka w różnych konfiguracjach lub pankejki z owocami, ale nie spodziewaliśmy się niczego innego.Obfita,zróżnicowana kolacja zaspokoiła nasze potrzeby. Ale w czasie posiłku poznajemy parkę młodych ludzi , są z Dżakarty.20171115_081321bRozmawiamy o pierdołach , zeszło na muzykę. Ich czołowi piosenkarze mieszkają za granicą , podobnie jak u nas chyba łatwiej zrobić karierę na Zachodzie. Chyba , że przypadkiem , jak Urszula Dudziak ( obejrzyjcie teledysk z Filipin , warto!) . Pytamy, czy Polska to dla nich egzotyka , ale nie , wymieniają Warszawę , Kraków.A piosenkarze? Szczęka mi opada na podłogę , kiedy mówią , że znają … Basię Trzetrzelewską . I to wymówioną całkiem poprawnie! Globalizacja niejedno ma oblicze.
Po śniadaniu czas na przeprowadzki .Nie zajmują wiele czasu , tym bardziej ,że czeka nas dziś wyprawa łódką na sąsiednią wyspę.
DSC09320bNa naszej wyspie nie ma plaż , codziennie wyruszamy więc na sąsiednie. Wyspa Ay jest od nas najbardziej oddalona , to nasz dzisiejszy cel.
DSC09572bMałą , starą łódką płyniemy na nią prawie godzinę. Wysepka jest bezludna , tylko plaża i tropikalny las. No i rafa. Z przyjemnością zanurzamy się cieplutkiej wodzie, wokół pływają rybki , do rafy z plaży jest tylko kilka kroków.Przed wypłynięciem Abba zorganizował sprzęt  – maski i płetwy – i teraz wszyscy ruszają pod wodę. PB170093bA jest co oglądać. Rafa jest nienaruszona, woda krystalicznie przejrzysta i pełna  kolorowych , mniejszych i większych rybek miliony. Mnie obserwacja życia podwodnego niespecjalnie podnieca, pod wodą raczej walczę o życie i nie mam głowy do zachwytów nad pięknem przyrody, ale inni nie ustawali w obserwacjach.
PB150061bOkoło pierwszej Agil , nasz dzisiejszy opiekun rozdaje pudełka z lunchem , trochę jeszcze się byczymy i o czwartej meldujemy się w hotelu. Podpytuję Abbę , czy przypadkiem nie zna jakiegoś dobrego źródła araku , lokalnego bimbru produkowanego na bazie mleczka palmowego , który znamy z poprzednich indonezyjskich peregrynacji.Owszem , na wieczór może nam dostarczyć flaszkę.
Przed kolacją dopadam go i przypominam, wysyła skuterem kolesia z załogi , za chwilę przywozi 1,5 l butelkę po wodzie , pełną mętnej , lekko mlecznej cieczy.
Moja ekipa patrzy z niedowierzaniem , jak testujemy napój, niektórzy dają się przekonać do spróbowania. Jest to napój dość lekki, nie ma więcej % niż mocne wino , ale dość tani (150 000 IDR) za flaszkę i co najważniejsze – nie powodujący dolegliwości dnia następnego.
Nasze panie na razie mocno nie oponują, choć kilka kąśliwych uwag im się wymsknęło.
20171117_065707bPoranek rzeczywiście okazuje się radosny .Po ulewie , która regularnie pojawia się o 6 rano a kończy o 8 nie ma już śladu. Nikt jeszcze nie wstał , więc idąc po papierosy zahaczam o górujący nad miastem fort,nazywa się Belgica. Niestety , wejście jest zamknięte na kłódkę. Mimo to robię kilka fotek z widokiem na przesmyk i wulkan Api. 20171114_075429bWejście na ten wulkan rozważałem , planując wyprawę , ale  co innego błądzić palcem po mapie i snuć marzenia , a co innego stanąć u podnóża prawie 1700 metrowej góry w czterdziestostopniowym  upale i mieć przed sobą kilkugodzinną wspinaczkę i takież zejście.Zresztą nawet Abba krytycznie odniósł się do tego pomysłu , patrząc na nasze warunki fizyczne.
DSC09465bŚniadanie zjedzone, czas ruszać w drogę.Dziś kierunek na wyspę Hatta.Nie jedziemy w komplecie, część woli zostać i poczytać książkę, inni zamykają się romantycznie w pokoju. Każdy ma prawo do odrobiny intymności , choć akurat na temat czytania powieści w czasie podróży mam swoje , bardzo krytyczne zdanie. Ale widocznie okoliczności przyrody przegrały z wartką akcją romansu z wyższych sfer ” Zwrócił ku niej czerwoną , mokrą od łez twarz…” No tak.
DSC09434bMamy szczęście , u krańca naszej wyspy spotykamy dużą grupę delfinów , jest ich pewnie z setka , stare i bardzo małe harcują dookoła naszej łodzi. Krążymy łódką wokół nich , nie mogąc się napatrzeć. Ale to nie koniec niespodzianek.
DSC09424bWypływając na morze w oddali widzimy fontannę wody. Tak , to wieloryb, od czasu do czasu wypływa majestatycznie , na pożegnanie macha gigantyczną płetwą i ginie nam z oczu.
DSC_1150bNa wyspie stoi kilka bungalowów , jest tez mały sklepik z napojami. Bardziej zaradni zajęli tez leżaki należące teoretycznie do mieszkańców domków. Rafa jest nawet lepsza niż ta wczorajsza. Ania godzinami krąży pod wodą , robiąc setki zdjęć . W drodze powrotnej wypatrujemy , czy delfiny nas odprowadzą do portu , ale nic z tego , woda ani drgnie.
Nowy-3bKolacja jak zwykle wspaniała , kończy się jak zwykle arakowaniem, co wywołuje coraz głośniejsze i dosadne protesty.
Po naradzie w wąskim gronie zainteresowanych postanawiamy wykorzystywać dary natury w sposób nieco bardziej dyskretny i mniej prowokacyjny. Ale dopiero od jutra.
Tak sobie czytam , to co piszę i wychodzi na to ,że od dwóch tygodni prowadzimy tylko walkę o zdobycie używek. Rzeczywiście,  w Indonezji papierosy to nie problem , można palić wszędzie i tanio, najtańsze marlborasy kupowałem w Rantepao już za 2,5 zł.
Ale mocniejszy alkohol jest trudno dostępny.Bardzo trudno.A przecież prawdziwy Polak musi mieć pod ręką alkohol na wczasach , taka tradycja.
20171114_075237bCo najlepsze , udaje nam się go znaleźć w miejscach , gdzie teoretycznie nie powinien być. Ale jest drogi : za flaszkę Smirnoffa, wyniesioną z zaplecza drogerii , pan w Neira żądał 600 000 IDR , czyli coś koło 200 pln, za Jasia Wędrowniczka – 800 000 IDR.W tych poszukiwaniach procentów tyle samo frajdy dawało nam samo polowanie jak i moment konsumpcji.
Ale czy kobiety zrozumieją tą atawistyczną potrzebę pościgu za wygraną ? Niektórzy biegają w triatlonach , inni poszukują ukrytych flaszek , nie przesadzę , jeśli powiem , że satysfakcja z osiągnięcia celu jest podobna.DSC_1179b

 

 

Akwarium Ani # 1 ( foto)

Na dworze smog pobija kolejne rekordy ( aktualnie 548% , kto da więcej ? ) więc dla poprawy samopoczucia zapraszam do krótkiej kąpieli w cieplutkich wodach Morza Banda , na indonezyjskich Molukach. Dziewicza rafa dwa metry od plaży , krystaliczna woda, doskonała widoczność , miliony kolorowych rybek oraz mistrzostwo Ani spowodowały , że zdjęcia ogląda się z wielką przyjemnością . I z równie wielką przyjemnością je udostępniam  nieco uprzedzając sobotni wpis.

PB120094bPB170021bPB170095bPB170028bPB150124bPB130075bPB130071bPB130067bPB130064bPB130062bPB130061bPB130058bPB130051bPB130047bPB130046b

Indonezja 2017 # 7 Wyspy Banda , czyli w kurtkach do raju

20171111_153250bŚniadanie nie porywa, na 5 rano ktoś przygotował tylko kawę i herbatę, podgrzewamy tosty , smarujemy dżemem. Musi wystarczyć na kilka godzin. Zamówione taksówki już czekają , do portu w Tulehu jedziemy prawie godzinę. Na przystani spory ruch, w kasie dla białych kupujemy miejsca VIP , znaczy klimatyzowane.
Wydaje się to dobrą opcją , słońce wali już niemiłosiernie, na pokładzie może być po prostu niebezpiecznie. Wypływamy z opóźnieniem ,w vipowskiej kabinie jest chłodno , zanim wypłyniemy zdążymy już zmarznąć. 20171111_092259bŁódź daje z siebie wszystko , silniki wzbijają fale za rufą , w kabinie jest miło , ale coraz zimniej.Nie przewidywaliśmy tego , większość ma tylko cienkie ciuchy, więc szperamy po torbach szukając okrycia.Najgorzej mają jakieś chłopaki, siedzą pod klimatyzatorem , są ubrani jak polarnicy , ale i tak nie wyglądają na rozgrzanych. Może to odpowiednia wysokowitaminowa dieta a może wewnętrzne ciepło sprawia , że tylko Kaluś i ja siedzimy w t-shirtach.Sześć godzin podróży jakoś minęło, tym łatwiej , że mniej więcej w połowie drogi załoga zaoferowała kawę. Szkoda , że tyle inwencji nie włożyli w przymknięcie klimatyzacji , ile w kasowanie paru złotych na napitkach.
Jakaś grupa starszych Francuzów rozkłada się na wolnych miejscach w naszej kabinie, zachowuję się swobodnie, z kartonu po bananach wyciągają chleb tostowy, dżemy , jajka na twardo, jakieś owoce , goszczą się w najlepsze, widać ,że podróże w tych warunkach nie są im obce.Po szesnastej dopływamy do Banda Neira, największego miasteczka na Wyspach Banda, położonych , a jakże, na Morzu Banda.
20171111_154234bNa nadbrzeżu jakiś chłopak , trzymając tabliczkę z napisem „Cilu Bintang” wskazuje nam miejsce na bagaże na platformie małego pikapa marki Tesso.Bagaży jest sporo , bo okazuje się ,że również Francuzi zmierzają do naszego hotelu. Tesso odjeżdża z bagażami a my , w ślad za Francuzami,ruszamy na piechotę przez miasteczko. Po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Nasz hotel to spory budynek w stylu kolonialnym. Abba, menadżer zaprasza nas do spróbowania herbatki cynamonowej.
20171112_121614bOswajamy się powoli , witając nas Abba wspomina ,że ma dziś urodziny , usiłujemy śpiewać „Happy Birthay” , ale okazuje się , że mamy  kłopoty w ustaleniu wspólnej wersji piosenki i kończymy każdy na swoją nutę. Francuzi przyglądają nam się z niesmakiem.
Rozluźniamy się jednak , siadając przy stole i nie przewidując kłopotów. Te jednak przypomniały o sobie – Abba ze smutkiem stwierdza, że nie ma dla nas miejsca. Właśnie kończy się wielka, dwutygodniowa fiesta , wszystkie pokoje były zajęte przez oficjeli, którzy wyjadą dopiero nazajutrz. On znalazł dla naszej dziesiątki tylko trzy pokoje, więc musimy się jakoś podzielić.Mimo, że nie bardzo  nam w smak musimy się  z tym pogodzić. DSC09317bW czterech obejmujemy jeden z nich, pozostałe dwa dziewczyny dzielą między siebie.Wygląda na to ,że jeszcze jeden dzień nie będziemy rozpakowywać walizek. Ale to pikuś, jakoś przeżyjemy , jesteśmy w końcu na wakacjach.Pijemy zimne piwo i czekamy na kolację. I warto było czekać. Posiłki, w szwedzkim bufecie,wyglądają i smakują wyśmienicie. Kolacja się przeciąga, nie chce nam się wracać do pokojów. Patrzymy z Maciejem na siebie trochę podejrzliwie , nie znamy się przecież za dobrze  a przychodzi nam spać w jednym łóżku.Z baldachimem.20171111_170047bJustynka też niejednokrotnie wygłaszała opinie o nocach z chrapiącym wniebogłosy Kalusiem, co kiedyś wydawało się zabawne , ale teraz trochę jakby przestało. Popijamy więc trochę Bintanga, ale w końcu trzeba iść spać.
Jutro będzie lepiej .O ile przeżyjemy tę noc.