Panama 2016 # 3 Panama City , czyli Otto wpuszcza w kanał

panama-girlsW programie obowiązkowym pozostał nam jeszcze Kanał . Przebiega na przedmieściach miasta, dostęp jest łatwy, ale tylko teoretycznie, bo , jak wspominałem, komunikacja publiczna dopiero raczkuje.Umawiamy więc taxi w hotelu, dogadujemy cenę za obwiezienie nas po starej, najstarszej części miasta , wzgórze Ancon, Amador Causeway i oczywiście śluzy Miraflores. Zajmie nam to 4- 5 godzin.

panama-viejoRuch na ulicach jest dużo bardziej gęsty niż w niedzielę, posuwamy się żółwim krokiem. Jedziemy w przeciwną stronę , niż wczoraj.Panama Viejo mieści się we wschodniej części miasta , w dzielnicy Puente del Rey.Nie bardzo nam się chce wysiadać z samochodu, pada nieprzyjemny deszczyk. Zwiastuje nadejście huraganu Otto, przemieszczającego się z Morza Karaibskiego.Ale kierowca oferuje parasol,wysiadamy. Na parkingu stoi tylko nasz samochód, nie ma zwiedzających. Za bramą widzimy szczątki murów, nie wygląda to zbyt zachęcająco, tym bardziej , że pani w kasie już rozgrzewa palce, aby przeliczyć te kilkadziesiąt dolców za wstęp.

screwdriver-panama-cityKierowca nie jest zdziwiony, jedziemy dalej. To już nasze tereny, wjeżdżamy na Stare, znane nam już , Miasto. Krążymy uliczkami, wczoraj trochę błądziliśmy ale dziś wszystko jest już znajome, także dzięki naszemu przewodnikowi.Ze Starego Miasta jedziemy na wzgórze Ancon. To enklawa w środku miasta , nazywa się  Reserva Cerro Ancon , zielone wzgórze , zarośnięte tropikalnymi roślinami, zupełnie jak w Kostaryce.Wbijamy mozolnie wąską uliczką na szczyt, niestety, na przeszkodzie staje brama. Zawracamy.W sumie na  szczęście bo musielibyśmy wysiadać z samochodu, a leje całkiem pokaźnie.

causeway-panamaKolejnym celem okazuje się grobla Amador Causeway. Wreszcie coś ciekawego, to sześciokilometrowa arteria na południowym krańcu Kanału.Mijamy Muzeum Przyrodnicze o nieco odjechanej architekturze, potem wąską groblą suniemy do jej zwieńczenia, składającego się z trzech połączonych ze sobą wysp – Naos,Perico i Flamenco.

biomuseo-panama-cityNa tej ostatniej  zatrzymujemy się , we mgle widać niezbyt wyraźne kontury kilku statków, z drugiej strony wyspy zaś zamglone miasto.Ale jakimś cudem mgła odpuszcza , deszczyk przestaje padać, jest szansa, że za chwilę zobaczymy słońce. Taka niespodzianka  . Do tego jeszcze trafiamy na sklep Duty Free, dobrze się stało, bo nigdzie nie możemy dostać lokalnej kawy , na której nam zależy.

panama-chanelPora na najważniejszy punkt programu – punkt widokowy na śluzie Miraflores.Tu już czeka sporo ludzi , transport statków odbywa się według rozkładu jazdy, mamy szczęście kolejny będzie za chwilę. Wjeżdżamy windą na III poziom, widoczność średnia , ale cała infrastruktura budzi podziw. Przygotowany do wpłynięcia jest tylko jeden jacht motorowy, całkiem spory , ale gdzie mu tam do kontenerowców , stojących na redzie.

panama-chanel1 Mamy pecha, bo huragan Otto zatrzymał ruch statków , ale i szczęście ,bo jeden odważny się znalazł i możemy obserwować pracę śluzy na żywo.

panama-chanel3

panama-chanel2panama-chanel4Wracając do hotelu widzimy kilometry kontenerów, czekających na transport, to wielki, wielki logistyczny biznes.Ulice są całkowicie zapchane , jeden wielki korek. Kierowca dokonuje cudów, przeskakując z jednego pasa na drugi , wpychając się na czerwonym świetle  po przeciwnym pasie , ale niewiele to daje. Po godzinie jesteśmy w pokoju. Czas na relaks , moja Fit-Żona  wykryła małą siłownię na 14 piętrze, jest niewiele sprzętów , ale dobrej jakości.fit-on-the-roof Trochę ćwiczymy, moja Żona ambitnie, ja pozoruję, wolę popatrzeć na wieczorne miasto .

night-view-from-zen-hotel-panamaJutro zmieniamy hotel, jest niedaleko, zarezerwowaliśmy go wcześniej, jeszcze przed zmianą planów.Wybrała go Dorota , ciekawe, czy miała szczęście , bo opisy, jak wiadomo , nie zawsze odzwierciedlają stan faktyczny. Ale tym razem się udało, hotel Best Western  Zen jest piękny, pokoje wielkie , z wielkimi oknami na miasto, no i siłownią i basenem na ostatnim piętrze. To lubię – trudno na początku, słodko na końcu.

zen-hotel-panorama-panamaPogoda sprzyja łapaniu ostatnich promieni, leniuchujemy na dachu.

Podróż do domu krótka , z godzinną przesiadką w Amsterdamie.Po 15 godzinach jesteśmy w domu. Home, sweet home !

szopka-po-panamsku

Szopka po panamsku

Panama 2016 # 2 Panama City , czyli pokerek na targu rybnym

panama-huts

Kapelusze panama

Do kawiarenki wchodzi się zwykłymi drzwiami , knajpka jest bardzo wąska , ale długa. Za lokalem , w ogródku zajmujemy miejsce. Jest bardzo ciepło , ale nie narzekamy, bo nie pada.Zamawiamy jakieś śniadanie typu jogurt z owocami , kawę przynoszą od razu , ale na pozostałe zamówienie czekamy bardzo długo. To oczekiwanie jest bardzo wkurzające, w KFC czekaliśmy na najprostsze bułki ponad godzinę .

cafeA lokal był wtedy prawie pusty,nie wyobrażam sobie co się dzieje w porze lunchu. Teraz czekanie nam nie przeszkadza, przeszliśmy kawał drogi i chętnie posiedzimy , obgadując innych gości. Większość z nich zamiast do stolika kieruje się najpierw do regału z grami. Gry są różne – szachy, warcaby , domino, mahjong , sporo planszówek. Wyboru dokonują prawie  bez wahania i od razu przystępują do gry.Dorota proponuje , abyśmy też znaleźli sobie jakąś grę , na przykład karcianą ,która by nam umilała wieczory. Mnie karty kojarzą się od razu ze studenckim pokerkiem, którego zwyczajowy finał nie jest osiągalny dla  faceta w moim wieku.
Problem jest także w tym , przewiduję moje wygrane w 99% partii w cokolwiek , więc łatwo przewidzieć smutek i zniechęcenie mojej Żony. Jeszcze gorszą sytuacją  byłyby jej seryjne wygrane. Nie lubię wszelkiego współzawodnictwa – kiedy przeciwnik przegrywa jest mi go żal , kiedy ja – to jestem wkurzony.
panama1Teraz , przekąsiwszy co nieco możemy wyjść na spacer po Starym Mieście. Nie jest duże, to może 500 m x 500 m., kilkanaście ulic , cztery place a właściwie placyki. Sporo kościołów wtłoczonych w gęstą zabudowę. Do kilku zaglądamy , najciekawszy to kościół Św. Jana (Iglesia San Jose ) z efektownym Złotym Ołtarzem.
zlotyW pięknie odnowionych budynkach mieści się też cała władza Panamy – pałac prezydenta i ministerstwa a także Narodowy Instytut Kultury i Teatr Narodowy.panama3Budynki rządowe są chronione przez żołnierzy ,dodatkowo kilka ulic jest całkiem zamkniętych taśmami, przemykają jakieś czarne limuzyny, mimo , że to niedziela.taniec2 Na placykach odbywają się występy dzieciaków w kolorowych strojach ludowych , kilka kramów rozłożyli Indianie Kuna z pamiątkami . Prawdę mówiąc to z ich powodu jesteśmy w Panamie. Kiedy planowałem tę podróż to finałem miało być odwiedzenie ich terytorium obejmujące teren po karaibskiej stronie, wyspy i wysepki, także trochę lądu stałego. Na fotkach wyglądało to bajkowo, ale poniewczasie się okazało , że koszty dotarcia tam przerastają nasz budżet ,te kilka dni kosztowałyby nas ponad 1000 USD. Dodatkowo w rejonie Dominikany i Jamajki szaleje właśnie huragan , który dociera do karaibskich wybrzeży Panamy , Kostaryki i Nikaragui z gwałtownymi ulewami i wichurami.

hurricane-ottoDeszczu mamy na tą chwilę dosyć, doceniamy słoneczne chwile.
panama2Nad Pałacem Prezydenta gromadzą się czarne chmury , na szczęście nie te w przenośni a rzeczywiste. Decydujemy się na odwrót. Nie bardzo nam się on udaje, do hotelu jest kilka kilometrów, chowamy się przed deszczem w dużej hali targowej – Mercado de Mariscos. To targ rybny , poza świeżymi owocami morza i rybami można na miejscu coś przekąsić, ale właśnie dosięgnęła nas ulewa, która bijąc o blaszany dach powoduje niesamowity hałas. Do tego intensywny zapach , śliska podłoga i nawoływania handlarzy…zbiera nam się na mdłości, uciekamy jak najszybciej do wyjścia.

mercado-de-mariscos-panama-city

/obr.z neta/

Za kilkanaście minut ulewa trochę cichnie, wychodzimy aby upolować taksówkę. Udaje się to bardzo szybko, w środku już siedzi starsza pani i kierowca uprzejmie pyta , czy może najpierw ją obsłużyć. Nie robimy problemów ,cenę ustaliliśmy przy wejściu do taksówki,mamy czas więc może nas wozić dookoła miasta tak długo jak zechce. Jedziemy znajomymi ulicami i jesteśmy mocno zdziwieni , że odeszliśmy tak daleko. Ruch jest duży , ale jazda w miarę płynna , za niecałą godzinkę jesteśmy w hotelu. Miło wrócić do fajnego pokoju a nie do jakiejś wilgotnej nory.

hard-rock
Na kolację ruszamy w drugą stronę , ulice nie są jakoś bardzo jasno oznaczone, do tego mży więc po kilkunastu minutach tracimy orientację , zaszliśmy na ciemne zadupie.
Chyba będziemy musieli wrócić z powrotem , ale za zakrętem pojawia się trochę świateł , lokali i ludzi. Zasiadamy w jednej z nich, przy okazji zamówienia pytamy miłą kelnerkę o nasz hotel. Pokazuje zupełnie inny kierunek , niż przypuszczaliśmy, na szczęście mamy wizytówkę hotelu. Okazuje się  , że Hiltonów jest kilka a nasz – Garden Inn -widać, gdy się trochę wychylimy za poręcz tarasu.
Jedzenie całkiem przyjemne, choć , damn, nietanie.Po drodze do hotelu wstępujemy do naszego Chińczyka. Do żelaznego zestawu – orzeszki, ciasteczka, rum dorzucamy gąbkopodobne bułki, owoce i jogurt na śniadanie. Pani Chińczykowa za kasą nie bardzo radzi sobie z podliczeniem , szef musi osobiście zbilansować zakup. Tacy klienci nie zdarzają się co dzień.

hotel-hilton-garden-inn-panama

Kostaryka 2016 # 16 Do Panamy , czyli nie bój się taksówkarza

20161118_084838Ulewa dzwoni o dach , zaczyna śmierdzieć z kanalizacji. Obydwoje budzimy się około czwartej, za oknem słychać , jak woda chlupocze, wygląda na to , że zaraz z tą naszą budką spłyniemy do morza.
I tak długa noc wreszcie mija, kiedy koło piątej robi się jaśniej wychodzę przed domek. Wody jest sporo , ale chyba większość od razu jakoś spływa do morza , bo mimo kilkudniowej ulewy koło nas płyną tylko mniejsze i większe potoczki a nie tworzą się rozlewiska.Kiedy  wracam Dorota już wstała, deszcz grzmi o dach jeszcze bardziej wkurzająco. Usiłuję sobie przypomnieć , jak to jest mieszkać w cichym , suchym, czystym miejscu  ale zebranie tych trzech czynników do kupy nawet w wyobraźni jest teraz niemożliwe. W nocy każde z osobna przemyślało sobie sytuację , wygląda na to , że dochodzimy do podobnych wniosków – trzeba spieprzać stąd jak najszybciej.
Jest siódma , przestało lać a na mżawką nie zwracamy uwagi. Wychodzimy na lotnisko.Już kilka kroków za domem brodzimy w wodzie, nie jest to nieprzyjemne ale wolelibyśmy chodzić po gorącym piasku. Im bliżej lotniska tym wody więcej.Część pasów jest pod wodą , obsługa lotniska wozi pasażerów właśnie odlatującego samolotu na wózkach do przewożenia bagażu.Czekamy cierpliwie na przedstawicieli linii, aby wykupić pierwszy lot gdziekolwiek ( choć samoloty latają tylko do San Jose ).
Kiedy wreszcie obsługa uporała się z odlatującymi i wróciła do biura pierwszy zaatakował ich niespotykanie spokojny Amerykanin, który chciałby się dostać na samolot dzisiaj , choć miał rezerwację na jutro.Niestety , ktoś jego zgłoszenie ( sprzed kilku dni) zaniedbał i o zmianie nikt nie słyszał. Kilkudziesięciominutowa rozmowa wyglądała jak ta z „Misia” –     ” Nie ma pana na liście  i co pan nam zrobisz ?! „. Cywilizacja amerykańska schodzi na psy, gość zamiast wyjąć colta i zastrzelić gogusia z linii lotniczych pokornie powtarzał formułkę -„Na pewno sprawę da się rozwiązać „. Biadolący Amerykanin … nie do takiego widoku Hollywood nas przyzwyczaił.

clint-eastwood-cowboy-wallpaper-wallpaper-3aKiedy udało mi się wbić z moim pytankiem o dwa wolne miejsca Kostarykańczyk poskramia mnie szybko , formułką , którą także dobrze znam – „Miejsc nie ma i nie wiadomo kiedy będą”. O ósmej przychodzi przedstawiciel Sansa Air, drugiego z przewoźników, ale zanim zadałem pytanie rzuca : „Wszystkie loty dzisiaj są odwołane”.
Obrażeni na rzeczywistość chcemy  z Żoną godnie się oddalić , ale znowu zaczęło lać i w poczekalni spędzamy prawie godzinę.
Wreszcie uznajemy, że opady są do przyjęcia i wracamy do hostelu. Zaczajam się na naszego menedżera, przychodzi za pół godziny.

rainy-day-in-puerto-jimenez

mglisty odpływ

Proszę o zorganizowanie transportu na przystań, celem wzięcia udziału w desancie na ląd stały.Pan sprawdził, prom odpływa o 11:30. , taxi będzie o 11, teraz jest 9:30, mamy sporo czasu na przemyślenia.
Zbieramy się powoli, wszystkie ciuchy są wilgotne a większość także brudne. Tworzy to specyficzny mikroklimat, który usiłujemy czarować, zamykając walizkę i nie patrząc w jej stronę.
O 11 taxi wciąż nie ma, piętnaście minut później przyjeżdża , ładujemy się do toyoty, koło lotniska woda sięga już drzwi terenówki.Udaje się przejechać, na przystani stoi już łódka.

cementery-yesterday

cmentarz wczoraj

img_0476

cmentarz dziś

Mimo obaw, że do ucieczki z tonącej wyspy będzie więcej chętnych jesteśmy w łódce tylko my i jakaś hiszpańskojęzyczna parka.
Za 6000 colonów i 40 minut jesteśmy na stałym lądzie.Spory ciężar spadł nam z serca , ale dziś chcemy uciec jak najdalej, najchętniej aż do Panamy.

rainy-day-in-puerto-jimenez4
Na razie jesteśmy wraz z młodymi na przystanku , czekając na cokolwiek, co zawiezie nas do granicy. To tylko 50 kilometrów, ale najpierw musimy się dostać do Rio Claro, które leży przy głównej drodze do Panamy. Młodzi się dowiedzieli , że autobus będzie za półtora godziny, mamy trochę czasu aby uzupełnić płyny czy wręcz przeciwnie. Raz po raz zatrzymują się tzw. collectivos, czyli taksówki zbierające chętnych po drodze i wyrzucających ich gdzie sobie życzą. Niestety , nasi nowi kompani nie są skłonni wydać kilkunastu dolarów na taki przejazd i wolą czekać na tańszą opcję , za 2 000 colonów .Ja tracę cierpliwość  kiedy pojawia się kolejny koleś , który wychyliwszy się z okna proponuje podwózkę. Po krótkich negocjacjach zgadzam się skorzystać z jego oferty.W busie siedzą jeszcze dwie niewiasty, które najpierw zawozimy na drugą stroną Golfito. Jest tam strefa wolnocłowa,którą władze otworzyły, aby zintensyfikować rozwój biznesu na południu kraju.

golfito-duty-free2

/obr. z neta/

To miejsce przypomina centrum chińskie pod Warszawą ,a ceny ( zwłaszcza elektroniki )   są ( podobno) kilkadziesiąt procent niższe od rynkowych.

golfito-duty-free

/obr.z neta/

Wysadzamy niewiasty i już pełną parą jedziemy do granicy.Widoki po drodze nie są za ciekawe – pełno zalanych terenów, nawet domy i mosty. Po drodze mijamy autobus z naszymi byłymi towarzyszami i to my jesteśmy na granicy za godzinkę , a nie oni.
Zgodnie z umową oddaję kierowcy wszystkie pieniądze , jakie mam , czyli te , które pozostały po śniadaniu mojej Żony.Gruby wozak jest usatysfakcjonowany, za chwilę kiwa nam ręką jadąc z powrotem busem pełnym nowych pasażerów.

newcolones

piękne kostarykańskie banknoty

Widok dookoła przypomina barwne czasy komuny i wielokilometrowe kolejki TIRów do granicy , mnóstwo mętnych typów , kręcących się między celnikami i biedaków, których z jakiś przyczyn pogranicznicy nie chcą przepuścić.
Idziemy do kontenera , który wskazał nam kierowca, tu się płaci 7 USD jako opłatę za wyjazd z Kostaryki. Pani przyjęła kasę i wskazuje nam budynek po drugiej stronie drogi. Idziemy po jakiś błotnistych wertepach , są cztery kasy , w tym dwie czynne.
W kolejkach nie ma prawie oczekujących , stajemy w jednej z nich ale jakiś koleś kieruje nas do drugiej, dla tych , którzy opuszczają Kostarykę.Po kilku minutach , wypełniwszy deklaracje celne ruszamy do przejścia. Koleś w czerwonym t-shircie jest bardzo pomocny, pokazuje jakieś dokumenty , mające świadczyć , że jest wiarygodny i bardzo nas namawia do skorzystania  z zaprzyjaźnionej taksówki.Jestem skłonny na to przystać,aby uciec z tego miejsca jak najszybciej.
Podobnego burdelu nigdy ani w żadnym miejscu na świecie nie widziałem. W strefie transgranicznej ruch pojazdów odbywa się we wszystkich kierunkach, ludzi jest mnóstwo, a zwłaszcza Indian, chodzących grupami, ubranych w stroje narodowe.
Jacyś ludzie przewalają w tym błocie towary między sklepami duty free , wygląda na to , że czują się tu jak ryby w wodzie i tylko my jesteśmy tu obcy.  Zaczyna zmierzchać, ciągniemy te swoje walizy ze śmierdzącymi ciuchami po błocie i czujemy się jak uchodźcy.Za chwilę przyczepią się do nas gliniarze, którzy na środku tego placu mają posterunek otoczony drutem kolczastym.

border-crossing

po stronie kostarykańskiej

Dobrze , ze jest z nami dobry duch w czerwonej koszulce.Jesteśmy wreszcie przy panamskim punkcie odpraw. Jakaś pani odbiera od nas po 1 USD jako opłatę za wstęp a w okienku pan wnikliwie ogląda nasze paszporty. Mam trochę obaw, bo przy wjeździe do Panamy należy okazać się potwierdzeniem zakupu biletu wylotowego , a tego wydruku nie mogę w tym zamieszaniu znaleźć.Jednak chyba pan pogranicznik uznaje, że nie zamierzamy przesiadywać w jego kraju zbyt długo i wbija pieczątkę. Niestety , zbyt małą,jak się miało za jakiś czas okazać.
Jeśli oddychamy głęboko, myśląc, że to koniec zabawy,to jest to oddech przedwczesny. Nasz miły  kolega prowadzi nas do jakiegoś pomieszczenia na kontrolę  celną. Jakoś nie bardzo mi się chce do niego wchodzić -pokój jest spory, ze 40 m2, Dookoła stoją jakieś podniszczone stoły, jedna żarówka na drucie nie daje zbyt wiele światła i choć na pierwszy rzut oka nie widać śladów krwi to czuję lekki niepokój. Cofam się do drzwi i próbuję się dowiedzieć o co chodzi. Nasz znajomek mętnie tłumaczy, że zaraz po odprawie podjedzie po nas taksówka, która za 40 USD zawiezie nas do miasta , don’t worry.
Sprawa się wyjaśnia, kiedy dociera wreszcie celnik , zaprasza nas do środka , gmera chwilę w brudnych ciuchach i wypuszcza nas na zewnątrz. Tam koleś już wymachuje rękami , jest taxi.
border-crossing2Jesteśmy mocno oszołomieni przebiegiem zdarzeń,  ale skoro w sumie poszło nam dobrze , to może wyciągnijmy z tej przygody jak najwięcej. Pytam chłopaka,  czy mamy jeszcze dzisiaj szanse na samolot z David, gdzie za chwilę się mamy znaleźć , do Panama City. Twierdzi,że skoro jest czwarta po południu a za pół godziny powinniśmy być na lotnisku to samoloty wylatują jeszcze dziś dwa. Może się udać.
Żegnamy się , koleś zostaje na posterunku, prosi tylko o parę dolców na colę, jest usatysfakcjonowany pieciodolarówką.
Kierowca to milczek , nie oczekujemy jednak dyskusji i mamy nadzieję , że chłopak z granicy poinstruował go o  stawce i celu podróży . Jedziemy szybko i pewnie, dwupasmówka nie jest mocno dziś obciążona. Na przedmieściach David opuszczamy ją , omijając miasto od północy. Jedziemy jakimiś zaułkami, sprawa jest dość podejrzana, zwłaszcza dla mojej Żony , która wygląda przez okno samochodu oczami jak filiżanki.Nie rozmawiamy za dużo ze sobą , ale nawet te kilka wymienionych zdań daje do zrozumienia ,że uważa sytuację za ryzykowną.To w sporej części wpływ jej lektur, rodem ze Skandynawii, które pochłania hurtowo i gdzie się okazuje , że  w każdym skandynawskim ogródku można znaleźć zwłoki dziecka  a dewiacje seksualne są równie powszechne , jak u nas łupież , ale skutki mają bardziej dramatyczne i nie tak łatwe do wyleczenia.
To prawda, wycieczka po nocy z nieznajomym, w obcym mieście i o dziwnej porze wygląda dość hardkorowo , ale z moich doświadczeń wynika , że najgorsze , co może nas spotkać w takiej sytuacji to żądanie większej , niż umówiona , kasy. Tu nic takiego nie nastąpiło.
Przyjeżdżamy na lotnisko bez problemów, koleś kasuje tyle, ile się umówiliśmy. Uścisk ręki, adios.
Dworzec lotniczy jest niewielki, cztery stanowiska odpraw jednej linii, cztery drugiej.
Liczyłem, że na lotnisku będą jakieś przedstawicielstwa, gdzie będzie można pogadać o dwóch biletach na cito, ale w poczekalni są tylko bary.Podchodzę więc do miłej pani , która dokonuje właśnie odprawy o możliwość zorganizowania dla nas przelotu. Pani się szeroko uśmiecha, nie ma problemu , ale uśmiech niknie , kiedy się okazuje ,że bilet ma być na dzisiaj.

david-aeropuerto

lotnisko w David /obr.z neta/

Zażenowana sugeruje , abym popytał obok, w konkurencyjnej linii. To dobra linia – Copa Airlines, mamy już zabukowany na nią lot za trzy dni, kasa przepadnie, niestety. Czekam dłuższą chwilę, wreszcie podchodzi od razu cała ekipa , rozpoczynają kolejną odprawę.
Wyłuszczam swoją prośbę , dołączając minę a la Kot w Butach ze „Shreka”. Pan nie widzi przeszkód, prosi o dokumenty.Trochę nie dowierzam własnemu szczęściu, powtarzam dwa razy ,że chodzi o bilety na dzisiaj, a właściwie – na teraz.
Pan patrzy na mnie jak na niedorozwoja i powtarza, że potrzebne są dokumenty.
Lecę do Doroty , nie jest świadoma wiekopomnego dzieła , które się właśnie dokonało , ale nie tłumaczę zbyt wiele tylko ciągnę do stoiska odpraw.Pan jest zajęty, ale pani obok załatwia sprawę szybko i bezboleśnie , jeśli nie liczyć sporego ubytku na karcie kredytowej , która to karta , o dziwo , została zaakceptowana przez system.
Lot mamy za półtorej godziny, słysząc krople deszczu za oknem poczekalni nie możemy pohamować złośliwego chichotu , wg. internetu pogoda w Panama City to 25 stopni i słońce…
Siedząc przy kawie ( wreszcie znakomita kawa !) , wpadam na pomysł, aby przez internet zabukować hotel w Panamie ( wi-fi na lotnisku jest free). Przeglądamy parę opcji, trafiamy wreszcie na całkiem przyjemną ,hmm. bardzo przyjemną , wręcz rewelacyjną – 4 noce w czterogwiazdkowym Hiltonie za 900 PLN.

costa-rican-coffee
Samolot ledwo się wzbił w górę i rozdano przekąski to trzeba wysiadać, lot trwa tylko 45 min. Podróż lądem to 8 godzin.
Obsługa lotniska zatrzymuje nas w korytarzu, rozdają bagaże rejestrowane prosto z wózka. Pewnie szkoda im uruchamiać taśmociąg dla  parunastu ludków.
W drzwiach wyjściowych rzuca się na nas tradycyjnie sfora taxi – zombich, po krótkich negocjacjach ulegam jednemu z nich, Jorge parametrami mnie przewyższa ale samochodzik ma malutki. Bagaż ledwo się mieści w bagażniku a kiedy proponuje , żebym odkręcił okno to muszę podać swój plecak Dorocie, aby uwolnić ręce. Za chwilę zresztą operację trzeba powtórzyć, bo mojej Żonie jest zimno.

panama-taxi
Nocna Panama robi oszałamiające wrażenie, Hongkong, Szanghaj,Singapur… to pierwsze skojarzenia.Droga z lotniska trwa godzinę , z czego większa część autostradą.
W hotelu nie ma problemów, dostajemy pokój na 13 piętrze, czysty, cichy, nie za duży a przede wszystkim suchy.

panama-city-by-night

/obr. z neta/