Tydzień w Stambule 2018 # 3 Nie ma to jak Azja

Nowy-1W dzisiejszych planach jest zmiana kontynentu. Moja Żona i ja jesteśmy fanami Azji , w przeciwieństwie do naszych przyjaciół , którzy jej się obawiają, więc może parę kroków po azjatyckiej ziemi nastroi ich bardziej pozytywnie.
Stacja metra jest zaraz obok przystanku tramwajowego, jak co dzień mijamy intrygujące miejsce. Na ulicy Ordu jest bankomat , który cały dzień otoczony jest nie budzącymi zaufania typami. Nie wiem , co tam robią , ale pewno nie są to banalne transakcje , sądząc po napięciu , które im towarzyszy. Inflacja mocno galopuje , być może ona ma związek z tymi operacjami finansowymi.
Do kolejki metra zjeżdża się bardzo głęboko,ale korzystając z ruchomych schodów nie jest to męczące. Dla fit-ludzi na schodach namalowano oznaczenia – pierwszy schodek to 1 kcal, drugi – 2 i tak dalej. Ale w górę. Mimo to motywujące.Może jak będziemy wracać na pewno z nas  ktoś sprawdzi swoją kondycję.
DSC09694bZ przesiadką lądujemy na azjatyckim brzegu, na stacji Üsküdar. Ta część Stambułu wygląda na pierwszy rzut oka bardziej prowincjonalnie niż nasze Fatih. Jest spory ruch , dookoła otaczają nas remonty nawierzchni, postanawiamy iść brzegiem Bosforu , licząc , że uda nam się zobaczyć z bliska choć kawałek wody. I rzeczywiście , nadbrzeże jest dostępne , co chętnie wykorzystują miejscowi, goszcząc się na drewnianych ławkach. Ktoś mądry wyposażył je także w materace, siedzi się naprawdę wygodnie a widok jest zajmujący.  Całe rodziny jedzą wspólnie posiłki, dzieciaki biegają i kąpią się w nie bardzo ciepłych i czystych wodach , zakochani melancholijnie wpatrują się w nie tak odległy przeciwny brzeg cieśniny.  Na wodzie jest spory ruch , cieśnina to jeden z najbardziej zatłoczonych akwenów świata, wg. Wikipedii : Bosfor (tur. Bogaziçi, gr. bosporos – przejście, przeprawa dla bydła) – cieśnina łączącą Morze Czarne z Morzem Marmara, położona między Półwyspem Bałkańskim a Azją Mniejszą, oddziela Europę od Azji. Wraz z cieśniną Dardanele (na południu) łączy Morze Egejskie z Morzem Czarnym.
DSC09690bLiczy ok. 30 km , gdybym miał rower to pewnie zdecydowałbym się popedałować  nad Morze Czarne. Ale nie mam i pozostaje spacer. Mijamy Maiden’s Tower, mikro-wysepka leży 200 metrów od naszego brzegu, po raz pierwszy została zagospodarowana przez greckiego wodza Alcybiadesa, od tego czasu wieża zmężniała i mimo burzliwych losów przetrwała do dziś. Można na nią popłynąć łódkami ( jest tam restauracja i punkt widokowy) , ale częściej mija się ją płynąc promem czy statkiem wycieczkowym. Dochodząc do przystani promowej w miejscu , zwanym Harem decydujemy się odbić na ląd. Wymaga to trochę wysiłku, bo droga prowadzi pod górkę , chciałoby się gdzieś zatrzymać , ale wokół tylko domy mieszkalne.
Pierwsza knajpka nie zyskuje aprobaty, podobnie druga i trzecia. Nie bardzo mi się podoba takie wybrzydzanie, bo chce mi się pić, jest gorąco a włóczęga między domami pochłania sporo energii.Wreszcie na placyku z rondem dookoła kusi nas miła restauracja  Zekibey Iskender. Szef o wyglądzie ambasadora zaprasza nas do stoliku, za chwilę zjawiają się kelnerzy z mnóstwem przystawek, niestety piwa nie mają.

zekib

/obr. ze strony www. restauracji/

Zamawiam Döner Kebab , mimo , że mam kiepskie doświadczenia z Polski. Ale trzeba spróbować wzorca dla porównania. Jest super – cienkie plasterki mięsa , niezbyt mocno przypieczone , do tego trochę warzyw i placki pszenne. Dorota zamawia serową pidę , coś w rodzaju cienkiej pizzy , podają ją pokrojoną w paski. W ogóle z jedzeniem moja ekipa ma problem, bo moja Żona szuka tylko dań wegetariańskich , a z tym wbrew pozorom w Turcji jest kłopot, Jacek gustuje w daniach z ryb a Mariola nie je nic poza pieczonymi kurczakami.
pideJa jestem generalnie ugodowy , ale kiedy jestem głodny to wkurza mnie to wertowanie menu w pięciu kolejnych lokalach, bo rzadko który spełnia te trzy warunki. No i żeby było czysto. I nie śmierdziało baraniną ( Dorota nie trawi tego zapachu) .
Trochę mnie dziwi tak skromny wybór potraw z zieleniny , mają przecież wielki wybór lokalnych warzyw i owoców praktycznie przez cały rok. Ale jeszcze bardziej to zawsze mnie zastanawia dlaczego ludzie w obcym kraju nie chcą porzucić , choćby na te parę dni, swoich przyzwyczajeń domowych. Ciągle tylko słyszę – tego nie lubię , tego nie jadam ,tego się boję … Wkurzają mnie wspominki , jakie to specjały przygotowują w domu i czego by właśnie teraz nie zjedli.
Dla mnie wyjazd do obcego kraju to symboliczne zatrzaśnięcie za sobą drzwi. Jesteśmy tu i teraz i nie ma to tamto.
DSC00002bPijemy świeżo wyciśnięty sok z granatów, jest kwaśny i orzeźwiający , o karminowej barwie. Jedzenie w sumie nam służy , nie mamy żadnych sensacji żołądkowych , poza Jackiem , który przesadził z ayranem , ale sprawa chyba wyjaśniła się jeszcze przed wyjściem z hotelu.
Ayran to napój mleczny , taki słony , trochę rzadszy jogurt i jak to jogurt pobudza pracę jelit , nie przerywając snu…
Po kilku krokach orientujemy się , że dochodzimy do miejsca , z którego wyszliśmy. Trafiamy na bazar i Jacek jest w swoim żywiole – ryby , wszędzie ryby dookoła… Dzisiaj już da nam spokój , ale jutro koniecznie musimy tu przyjść na obiad.
Dorota ma problem z telefonem , znajdujemy serwis , sympatyczny pan stwierdza , że jest rozładowany , prosimy o podłączenie do ładowarki , wrócimy za pół godziny. Trochę kręcimy się po okolicy, kiedy wracamy telefon nabrał już trochę wigoru, sprzedawca nie chce pieniędzy . Odwzajemniamy się dobrym słowem i uśmiechami. Ale z telefonu nie będzie pożytku, zawiesza się co jakiś czas, chyba potrzebuje zmiennika.
Mamy dylemat , czy wracać metrem czy promem , wybieramy to drugie , wypływamy za kilkanaście minut. Ale jeszcze przed wypłynięciem Jacek znika w toalecie , ayran to twardy zawodnik i nie daje łatwo za wygraną ,ale to człowiek jest zwycięzcą w tym pojedynku i chłop wkrótce wraca z rozjaśnioną twarzą. W metrze miałby poważny problem.
Zatłoczonym tramwajem dostajemy się do hotelu , Dorota namawia mnie do odwiedzenia przybytków w hotelowej piwnicy . Zaliczamy po kolei basen, saunę parową i fińską , ale z w hamamie daję za wygraną – łapie mnie skurcz przy leżeniu bez sensu na kamiennym stole.
Grzeczność grzecznością ,ale o zdrowie każdy dba tak , aby sobie nie zrobić krzywdy.
Çinili Hamam

/obr. z neta nie z naszego hotelu , ale tak mniej więcej się czułem w hamamie/

Wieczór spędzamy jak co dzień wspólnie w pokoju .Od kiedy nasi sąsiedzi przysłali nam w nocy obsługę , że niby głośno się zachowujemy to zmieniliśmy lokal.Fakt , ściany są cienkie; fakt , że można za głośno wspominaliśmy stare czasy; fakt, że mieli małe dziecko , które nie mogło spać ,ale przysyłać recepcjonistę ? Wystarczyło przecież walnąć parę razy butem w ścianę…
Opowiadamy sobie pierdoły , choć się z Mariolą i Jackiem znamy się pewnie ze dwadzieścia lat i w zasadzie wszystko już sobie dawno opowiedzieliśmy. Sprawdzam jeszcze maila , Ania pisze , że jutro będzie u nas o 9 rano , proszę o przesunięcie godziny , bo po burzliwej nocy wczesna pobudka nie spotka się ze zrozumieniem.20180504_080528b

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.