Góry Laosu 2023 #4

Wstaję wcześnie, obolały po marszu. Szwajcarzy już wychodzą w góry.Nawet bym może ich polubił, gdyby nie zazdrość, że mimo wieku radzą sobie dużo lepiej ode mnie. Ale nie jestem całkiem złym człowiekiem. Kiedy machają na pożegnanie również im odmachuję. Trzeba zachować klasę , nawet jeśli nie potrzebuje się kredytu.
Po śniadaniu odwiedzamy szkołę, dyrektor właśnie ćwiczy z dzieciakami na wuefie, nazywając każdy ruch angielskimi liczebnikami. Takie 2 w 1. Dzieci są w różnym wieku, duża część ich to kilkulatki, których rodzice pracują na polu i szkoła jest jednocześnie przedszkolem.Cieszy ten entuzjazm z jakim podchodzą do tej nauki-zabawy.Zostawiamy sporo drobiazgów nauczycielowi, z nadzieją ,że się podzieli z wychowankami.


Sai zaprasza jeszce na pokaz młócenia ziarna w kamiennej beczce i wzięcie udziału w strzelaniu z kuszy. Strzelanie z kuszy do celu to męska sprawa. Kobiet zaś sprawa to praca przy ryżu.
Mniej odpowiedzialna.
Dziś mamy w planach spływ kajakami , nie marsz. Okazuje się , że mamy do dyspozycji kajaki i czteroosobowy ponton.Po śniadaniu zajmujemy miejsca w łódkach, mnie przypada w udziale ponton.
Bardzo pieczołowicie przewodnicy pakują nasze plecaki w nieprzemakalne worki, ładują żywność na lunch i ruszamy.Wiosłowanie pozwala rozruszać kości i zapomnieć o spaniu na drewnianych, twardych legowiskach.


Po godzinie zatrzymujemy się w wiosce plemienia Khmu.Nie ma tu nic specjalnego do oglądania, jedynym momentem wartym uwagi było bliskie spotkanie Toniego z jedynym kawałkiem blachy w wiosce, zwisającym z dachu. Przecięta skóra głowie mocno krwawi, Sai szybko dezynfekuje okolicę rany. Przez chwilę jeszcze krew wypływa spod bandaża ,ale kolejny okład załatwia sprawę.Toniemu bardzo odpowiada rola centralnego obiektu zainteresowania, więc gdy tylko zauważa jego spadek wydaje z siebie dramatyczne , choć słabowite dźwięki. Jednak ta metoda nie działa zbyt długo, kariery w szołbiznesie nie zrobi.


Maciej czuje się na szczęście dobrze, więcej niż jeden cierpiący na grupę bardzo rozrzedziłby współczucie pozostałych.Płyniemy dalej. Jest trochę bystrzy po drodze, czasem trzeba naprawdę mocno popracować wiosłami, aby nie ugrzęznąć na mieliźnie.Siedząc z tyłu pontonu mam dobry przegląd pracy poszczególnych wioślarzy ; cwaniacy i obiboki są motywowani żołnierskimi słowami.


Na nocleg zatrzymujemy się w kolejnej wiosce – Houay Leuat, w rodzinnym homestay. Tym razem będziemy spać na materacach w jednym , wspólnym pomieszczeniu. Układamy je obok siebie, ledwie się mieszczą. Wbrew zapewnieniom w tej wiosce nie ma sklepu, Sai pożycza skuter i przywozi zaopatrzenie na wieczór z sąsiedniej osady.Dzień był męczący, niedługo po kolacji idziemy spać.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.