Tajlandia 2011 # 3 Samotność w Pai , czyli nie zabijaj komara

 

DSC04041Nie jest łatwo zorientować się w rozkładzie jazdy, jeździ kilkanaście linii,niektóre mają wspólne stanowiska, część autobusów staje na poboczach, ale nie ma się co martwić –
obsługa jest czujna, wystarczy zameldować się u funkcyjnej i zawsze cię znajdą.Do Chiang Mai bus jedzie około czterech godzin , droga prosta i porządna. Pewnie byłoby szybciej , gdyby nie częste kontrole biletów , a właściwie bardziej dokumentów. Teren przygraniczny, szukają przemytników,uchodźców z Birmy czy też kontrabandy. Na niektórych posterunkach każą wysiadać z autobusów , aby je dobrze sprawdzić, ale na mojej trasie nikt nie ma problemów.
30245499-01_bigJesteśmy na miejscu wczesnym popołudniem , ruszam na poszukiwanie noclegu. Nie spodziewałem się , że będzie tak ciężko , w przewodnikach pisali , że to Mekka turystów
a tu wolnych miejsc jak na lekarstwo. No tak, jutro wielkie święto , urodziny .To miłościwie panujący Bhumibol Adulyadej , Rama IX, bardzo szanowany w królestwie Tajlandii. Wystarczy wspomnieć , że nawet nadepnięcie na banknot z wizerunkiem Króla ( a jest na każdym ) może skończyć się więzieniem.
thailand-banknote-500-thai-baht-1988-king-Rama-IXWreszcie znajduję jakąś norkę , nic specjalnego, ale tanią i dobrym miejscu. Mieści się na Starym Mieście, to teren otoczony fosą i do tego jeszcze wysokim ,starym murem.
Taka enklawa w dużym mieście , do tego w niedziele wieczorami jest zamknięta dla ruchu, wszędzie rozkładane są kramy , gigantyczny market ściąga turystów jak magnes.Idę na spacer po mieście , nie robi specjalnego wrażenia, jestem trochę rozczarowany , mnóstwo ludzi ,Tajów i obcokrajowców, cieszą się na fetę za dwa dni.

Kramy rozkładają już koło szóstej , ale apogeum następuje koło 20 , tłumy kłębią się we wszystkich zakątkach dzielnicy. Trochę mnie to dziwi, bo nic specjalnego nie wypatrzyłem , oprócz cen dużo wyższych od tych z Chiang Rai.Stwierdzam , że przepychanie się w tłumie jest bez sensu, zjadam coś na skraju chodnika i postanawiam ruszyć w góry.

market
Rano sprawdzam oferty w biurach turystycznych , wybieram Pai jako miejsce docelowe. To blisko granicy z Birmą , spędzę tu kilka dni, porozglądam się po okolicy ,  mam nadzieję ,że jest mniej ludzi niż w Chiang Mai.Czuje się , że góry są coraz wyższe, busik mozolnie pokonuje kolejne zakręty. Turystów jest sporo, samochody jadą w grupie, każdy prawie pełen. Nasz kierowca wygląda na spokojnego , ale na postoju jedna z dziewczyn z innego nerwowo narzeka , że  ich kierowca jedzie jak szalony i pyta , czy w naszym busie są wolne miejsca.Jedno się znajdzie, zaraz obok kierowcy.Ulga na twarzy, zamienia pojazd. Nie wiem co wstąpiło w naszego kierowcę, ale zaczyna wariować nad przepaściami, jedziemy coraz szybciej , mimo , że pod górę. Patrzę na wszelki wypadek pod nogi, żeby nie widzieć miny dziewczyny. Na szczęście siedzi z przodu , kiedy odwraca się do tyłu intensywnie patrzę się w okno.
mapaDojeżdżamy jednak bez przeszkód,chwilę czekam na kogoś , kto mnie zawiezie na miejsce, przyjeżdża spora toyota, pani zaprasza do środka.Chad jest szefową niedużego resortu, w którym będę kilka dni. Właścicielem jest Taj z Bangkoku, który czasem się pojawia, ale nie miałem szczęścia go zobaczyć.W hotelu pusto , jestem jedynym gościem , Chad tłumaczy , że resort powstał niedawno i marketingowo dopiero się rozpędza.Dostaję budkę w ogrodzie, spoko, nie mam wielkich wymagań.

DSC03854
W restauracji nad piwem zastanawiam się , co będę tu robić te kilka dni. Chad proponuje , że obwiezie mnie po okolicy ,zobaczymy  wodospady,jaskinie ,w  tych okolicach jest ich mnóstwo. Robi się wieczór , panie w kuchni błyskawicznie przygotowują pad-thai , smażony makaron z jajkiem i warzywami i zmywają się do domów.
W nocy budzą mnie wrzaski – po niemiecku.W półśnie nie potrafię rozróżnić , czy to sen czy jawa.
DSC03860Okazuje się , że jawa. Późnym wieczorem zjechały do nas dwie pary, dwóch starych, głośnych Niemców wraz z towarzyszącymi im młodymi Tajami.Chłopcy są grzeczni, wymuskani, od rana ćwiczą jogę , potem wskakują do basenu , ale ich towarzysze nie budzą sympatii.Drą się na nich, na obsługę , na siebie, może taki mają styl ale jestem zdegustowany. Cieszę się , kiedy Chad zaprasza do samochodu.Płacę tylko za paliwo, przewodnika mam za free. Po drodze mijamy sporo młodych jadących na motorkach,
to wygodny sposób zwiedzania , choć Chad twierdzi , że wypadków jest co niemiara. Wypożyczenie motorka to koszt kilkudziesięciu złotych , koło 30 , więc około południa wypożyczalnie są już puste.Minimum formalności – rano odbierasz sprzęt, wieczorem go zdajesz i płacisz. Słyszałem opowieści o oszustwach typu rysa na błotniku i dodatkowa opłata, ale chwilę się przyglądałem całej operacji , nie było w ogóle z tym problemów. Odbierający motor wstawiał go bez słów do szeregu z innymi , kasował i to wszystko.Pewnie gdybym nie bał się tym jeździć to bym spróbował. Najbardziej się boję ruchu lewostronnego, nie umiem się wyobrazić jadącego po lewej, zwłaszcza na rondzie, których tu pełno.
Ale w Toyocie jedzie się wygodniej.

DSC03870Godzinka drogi i jesteśmy na miejscu – to jaskinia Tham Lod.

DSC03865Kawałek idziemy lasem , dochodzimy do rzeki. Sporo dość prymitywnych łódek kołysze się na falach, wioślarze czekają na chętnych. Nie jest łatwo wejść na łódkę, a właściwie tratwę , na szczęście obyło się bez spektaklu.

DSC03872Jaskinia jest wysoka, kilkanaście metrów nad nami latają nietoperze, przewodniczka podświetla sklepienie , widać , że jest ich dużo , dużo więcej, śpią przyczepione do ścian.Płyniemy kilkanaście minut, jaskinia raz się rozszerza , raz zwęża, jest ciemno, więc trzeba sobie podświetlać co ciekawsze miejsca. Dobrze , że zostawili to w stanie naturalnym , takie kiczowate oświetlanie jaskiń jak w Wietnamie zupełnie pozbawia je uroku tajemniczości.

DSC03876 Tratwy płyną jedna za drugą , mimo , że wysoki sezon dopiero się zaczyna. Pijemy jeszcze kawę w barze przy wyjściu i czas wracać.

DSC03877 Pytam , czy mogę , zamiast w kabinie usiąść na pace pick-upa ,Chad jest zdziwiona , ale nie widzi przeszkód. Po drodze zatrzymujemy się w kilku punktach widokowych , słońce jest dziś zachmurzone i przyblakłe, ze zdjęć nici.

DSC03897Jedziemy trochę okrężną drogą  aby zajechać jeszcze do Chińskiej wioski – Santichon.
Nie mam pojęcia , jaki był cel zbudowania tego dziwa – wioska jest zbudowana całkiem od nowa i kilka zabudowań w stylu hmm… chińskim ? Nie widziałem w Chinach domków krytych strzechą.

DSC03910To raczej swobodna wariacja na temat Chin, sporo Chińczyków, przede wszystkim z prowincji Yunnan uciekło  przed komunistami z Chin i schroniło się w tym rejonie.
Można tu zjeść chińskie potrawy , wypić chińskie piwo, kupić liście oryginalnej herbaty czy stroje ludowe.

DSC03900Wszystko jednak bardziej przypomina mini-Disneyland niż chińską wioskę. Pijemy kawę i jedziemy do resortu, szkoda czasu. Niemiaszki grzeją już piwo, na oko widać, że zaczęli wcześnie, ich chłopcy pływają w basenie.
Siadam do internetu, jutro chcę się pokręcić po okolicy, resort jest trochę na uboczu, wieczorem już nie dam rady się dostać do centrum.Tną komary, trudno wysiedzieć, obsługa przynosi świece zapachowe, trochę pomagają.Biję komary na rękach ale widzę ,że Tajowie raczej je tylko odganiają. Buddyści szanują życie każdego stworzenia.
Po śniadaniu biorę plecak i idę przed siebie. Mam co prawda jakiś folder , ale trzeba zacząć od tego , że nie wiem , gdzie w tej chwili jestem. Próbuję znaleźć jakieś charakterystyczne obiekty, jest duży most, ale chyba oddali go po wydrukowaniu mapki. Jest gorąco , nieliczni miejscowi patrzą ze zdziwieniem na wędrowca ,mądrzy ludzie o tej porze szukają cienia. Wreszcie okrężną drogą dochodzę do szosy, jest wielki napis , trafiłem – z Pai do Pai.

DSC03933Poza miejscowymi turystów nie widać , pewnie wszyscy wzięli motorki i pojechali w góry. Knajpka wygląda na miłą , siadam przy ulicy, koło wypożyczalni motorków.Po drugiej stronie stoją sklepiki, co chwila ktoś dowozi towar, blokując ruch. Rozładowują go sprawnie , dostawczak zaraz odjeżdża, przyjeżdża następny. Pech chce , że za nim jedzie wóz policyjny. Nie może przejechać, więc gliniarz wychodzi z samochodu i wrzeszczy na spedytorów. Strasznie się wypłoszyli, składają towar jak popadnie, byle szybciej odjechać. Policjant odwraca się do mnie , widzę, że zauważył ,że go obserwuję.Mruga do mnie okiem – Popatrz , jak mnie słuchają ! Kciuk do góry , szacunek. Zadowolony wsiada do samochodu, ma drogę wolną.
Policjantów Tajowie boją się jak diabeł święconej wody.Na punktach kontroli, których tu w górach mnóstwo stoją karnie, podając karnie wszystkie papiery, których zażąda. Policja drogowa jeździ motocyklami , w czarnych skórach i czarnych kaskach budzą respekt. Byłem świadkiem , jak zatrzymali chłopaków na motorkach, ci drżeli jak osiki przed cyborgami.
Wizerunek mundurowych , a także urzędników czy pograniczników trochę kłóci się z potocznym obrazem miłego, uśmiechniętego Taja czy Tajki.Kiedy mogą okazać władzę to chętnie to czynią.

DSC03936Idę główną ulicą do rzeki, nad nią sporo domków, duża część z nich to hoteliki i guesthousy. To część miasta objęta przez backpakerów, turystów z plecakami,tanie noclegi, tanie knajpki, imprezy do rana w międzynarodowym towarzystwie… poszalałoby się. Łapię taksówkę , okazuje się , że jest to jedyna taksówka w całym mieście.
DSC03955Kierowca nie może się doczekać sezonu , narzeka , że czasy ciężkie i w ogóle.W miarę , jak się rozkręca rozumiem jego angielski coraz słabiej. Jedziemy okrężną drogą, ponoć lepszą. Wszystko mi jedno, cenę i tak już uzgodniliśmy.
W hotelu ruch, przyjechał autokar Chińczyków, pewnie pojadą do swojej wioski. Dziś także sporo Tajów , spędzą tu weekend.
Jutro laba przy basenie, pojutrze ruszam dalej.
Żegnam się z obsługą, Chad odwozi mnie do miejsca, skąd odchodzą busy, poranek jest mglisty i chłodny, Tajowie trzęsą się z zimna, mnie też jest chłodno , ale bez przesady.
Pai leży w dolinie , 500 mnpm, okoliczne górki sięgają 1000 ,więc klimat jest trochę inny niż Chiang Mai, nie mówiąc już o rejonach południowych.
Powrotna droga do miasta daje więcej frajdy, niż w drugą stronę.Wiem już , że będą zakręty więc zajmuję strategiczne miejsce przy oknie i oglądam krajobrazy.
Nie widać za dużo , bo jedziemy wśród lasu, ale droga mija szybko.Bus wysadza nas na dworcu autobusowym , jest już po południu więc dziś nie uda się ruszyć w dalszą drogę , autobusy dalekobieżne ruszają wcześnie rano.
Biorę pierwszy lepszy pokój w pierwszym lepszym hotelu i zbieram siły na jutrzejszą podróż.

2 myśli na temat “Tajlandia 2011 # 3 Samotność w Pai , czyli nie zabijaj komara

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.