Laos/Tajlandia 2015 # 10 Muay-thai, plaża i dzikie zwierzęta , dla każdego coś miłego.

IMG_00621

Na lotnisku mamy sporo czasu, przyjechaliśmy trochę za wcześnie. Zaczynam się robić głodny, ale wszystkie laotańskie kipy już wydane, do Bangkoku post.
Lecimy Bangkok Airways , lubię te linie , nazywają siebie „butikowymi” i coś w tym jest , pasażerowie są traktowani bardzo przyjaźnie.Minusem jest to ,że nie dają jedzenia na pokładzie, pewnie dlatego , że operują tylko na krótkich dystansach – 1, max. 2 godziny lotu.
Tym razem niespodzianka, porcje nie były oszałamiające ale były.Może ma to związek z tym , że jakby nie patrzeć lot, choć krótki, był międzynarodowy.

20871760396_fcbef7856c_b1
Bangkok wita nas upałem , powietrze jest gęste od spalin. Łapiemy taxi na lotnisku, cena ustalona, hotel zabukowany w ostatniej chwili jest niedaleko.

Po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu. Otoczenie niezbyt ciekawe, wokół rudery i tory kolejowe, co kilka minut przejeżdża pociąg,na dolnym lub górnym torowisku.Z opisu wynikało , że powinien być basen, Żona już się cieszy na orzeźwiającą kąpiel.
Tymczasem jednak Witek szarpie się z kierowcą taksówki, ten doliczył jakąś kwotę extra do rachunku i zamiast 15 zł musimy zapłacić 18 zł.

6377701-more_taxis_Bangkok
Komuś by się mogło wydawać , że nie ma o co kruszyć kopii, ale nie mojemu przyjacielowi. Drą się na siebie przez parę minut, problem z komunikacją polega na tym , że Taj nie rozumie po francusku a tajski ( a szczególnie przekleństwa, jak się domyślam) nie jest szczególnie dobrze znany Witkowi. Rozumiem  go , jest w Tajlandii dopiero kilka minut. W końcu i tak płaci wymaganą kwotę , a czerwony na twarzy Taj trzaska drzwiami samochodu.
Swoją drogą – pierwszy raz widzę wkurzonego Taja. Ponoć złość to u nich oznaka słabości.Ten musi być bardzo słaby.
Potem się okazało ,że taksówkarze mają prawo doliczyć do rachunku 10% extra, tytułem jakiejś opłaty lotniskowej…warto też pamiętać , że napiwki to rzecz przyjęta na całym świecie, a Tajlandia nie jest wyjątkiem http://www.abctajlandia.pl/newsy-z-tajlandii/285-napiwki-w-tajlandii.html . Ale z drugiej strony Francuzi w ogóle nie dają napiwków.I bądź tu mądry.Pytanie zasadnicze brzmi – czy w obcym kraju powinniśmy się zachowywać tak , jak nas wychowano czy też stosować się do zwyczajów miejscowych. Nie dotyczy to tylko napiwków , także sposobu jedzenia, sposobu bycia, zachowania, ubioru…
Widzę , że moja Żona ma dziwną minę , podążam za nią wzrokiem , no tak , basen jest nieopodal wejścia do hotelu.Wielkości stołu do ping-ponga.

20151117_082626

Tapla się w nim jakaś parka, oczami wyobraźni widzę białko pływające w nim niczym meduzy,choć otoczenie nie bardzo sprzyja miłosnym uniesieniom – tory kolejowe nad nim , obok jadłodajnia i wybetonowane podwórko.Skoro z pływania nici to nie musimy się śpieszyć. Czekujemy się u średnio komunikatywnego tajskiego Murzyna ,  pokoje są ,hmm, budżetowe , ale nie ma co wybrzydzać, to tylko jedna noc.
Nie ma co siedzieć w hotelu, ruszamy na poszukiwanie jakiegoś sklepiku , aby wzmocnić nadwątlone przeżyciami siły, Tesco-Express jest niedaleko, dookoła marketu mnóstwo straganów z żarciem. Kupujemy jednak tylko napoje, zjemy w jadłodajni przy hotelu.
Wcześniej idziemy spać , P. jeszcze siedzą nad piwem i rozdrapują domowe rany. Kiepski dzień.
Za to rano budzimy się wcześniej, czekamy na busa, który zawiezie nas z powrotem na lotnisko, będziemy tam czekać na ostatnich członków naszej grupki.
Sylwia i Artur S. przylatują ok. 9 , denerwuję się pamiętając na naszych przeprawach na przylocie a czasu na przesiadkę na lotnisko Don Mueng, skąd lata Air Asia , mamy tyle samo.
Ale już o 10 Artur dzwoni i pyta , gdzie się spotkamy. Oni są pierwszy raz w Tajlandii , pełni entuzjazmu ,ale i lekko stremowani.
Bangkok to wielkie miasto , odległości są olbrzymie , a jeszcze większy zator komunikacyjny, mimo sieci kolei naziemnych ( BTS i SkyTrain),setek tysięcy taksówek, tuk -tuków, autobusów i szlaków wodnych, obsługiwanych przez szybkie łodzie motorowe.
Ten nieustający i wszechogarniający smog nie bierze się przecież z niczego.

IMG_00281
Po drodze widzimy budowy kolejnych podniebnych arterii, mamy znowu szczęście ,pięć pasów obwodnicy ( Rama) , prowadzących w drugą stronę jest zakorkowanych, nam jakoś udaje się unikać przestojów.
Widzę ,że S. dostali wielkich oczu, widok za oknem trochę kłóci się ze stereotypami o Trzecim Świecie.
Na lotnisku wszystko idzie gładko , za półtorej godziny jesteśmy na Phukecie.
Czeka już na nas hotelowy kierowca z busem , taka niespodzianka. Pierwsza. Druga to ta , że godzinę czekamy w busie na Policję , aby zdjęła blokadę z koła naszego wozu.
Do naszego hotelu , położonego między Patongiem a Karon Beach jedzie się ponad godzinę.Od czasu mojej ostatniej tu bytności Phuket zmienił się ogromnie.
Przybyło samochodów, miasteczka porozrastały się , mnóstwo resortów i klubów golfowych poodgradzało się od świata , a Patongu nie mogę wręcz poznać.Kiedyś to były dwie ulice na krzyż, teraz jest wielkie miasto.Jestem zły, że wszystko idzie w tym kierunku, niedługo wszystko zaleją betonem i równą trawką.
Nasz resort, Secret Cliff składa się z dwóch części, przedzielonych szosą.

20151118_094619

Kiedyś przejeżdżały nią trzy tuk-tuki na dzień, teraz hotel zatrudnia człowieka, który reguluje ruchem , aby można było przejść na drugą stronę. Dla wygody gości jeżdżą także melexy. Mieszkaliśmy po przeciwnej (patrząc od strony głównego budynku, recepcji i restauracji) stronie, chcąc rano dostać się na śniadanie wystarczyło zadzwonić na recepcję po melexa , ale nigdy z tego nie korzystaliśmy. Na piechotę to było może ze 100 m, a ryzyka Polak się nie boi.
Mamy trzy domki niedaleko siebie , wychodząc na taras można oglądać morze znad blaszanych dachów.Po drodze mijamy jeszcze Muay Thai Camp, mały obóz treningowy, chłopaki w największy upał ćwiczą zawzięcie.

DSC072391

Pokoje są niezłe , jest wszystko co trzeba, każdy pokój ma nawet swój router wi-fi.

Spotykamy się u nas na tarasie i degustujemy zachowaną Lao Whisky .S. są skołowani, jet lag ustąpi dopiero po kilku dniach.
Umawiamy się na śniadanie na 8 rano , szkoda dnia, ale leje deszcz. Młodym to nie przeszkadza , ale my zjawiamy się godzinę później. Bufet śniadaniowy solidny, z przewagą żarcia azjatyckiego.Po deszczu nie ma już śladu, jedziemy na plażę. Wybrałem ten hotel ze względu na położenie – nie chciałem aby był na Patongu, gdzie kwitnie nocne życie ale plaża jest okropna , ani też nie chciałem odludzia, takiego jak na Karon.Zawsze mnie dziwiło , kiedy ludzie wypytywali na forach internetowych o puste plaże. Przecież to nuda no i trochę niebezpiecznie.

20151118_123212/2015 r./
Kiedyś na Filipinach para opowiadała ,że rozkoszowała się pustą plażą , kiedy wypłoszyła ich horda półdzikich psów. Z kolei na Sulawesi wielokilometrową plażę mieliśmy tylko dla siebie i po dwóch godzinach wróciliśmy ciężko poparzeni.Wolę takie średnio zagospodarowane , żeby było mało ludzi , ale żeby dookoła coś się działo, można było wypić piwo , coś przekąsić czy choćby schronić się przed równikowym słońcem. Takie warunki mamy na Karon Beach. Rozdzielamy się , my idziemy w głąb plaży a pozostali zostają bliżej miasteczka.
Rozglądam się dookoła, wydaje mi się , że kiedyś były tu łóżka i parasole, teraz jest tylko piasek.

IMG_0229/2007 r./

Rozkładamy ręczniki, moją Żona zastyga , jest w swoim żywiole, a ja uciekam do wody.Tam spędzam dobre dwie godziny, do czasu , kiedy na opuszkach palców pojawiają się zmarszczki. Wytrzymuję chwilę na ręczniku, mimo że dziś na niebie sporo chmurek.
Piwo w pobliskim barku, soczyste mango dla Doroty i z powrotem do wody.O 4 mamy transport do hotelu ( darmowy !) więc zbieramy się koło trzeciej. Całe szczęście , że godzina odwrotu jest ustalona, gdyby jej nie było Dorota by na pewno nalegała , aby zostać do wieczora.
Wieczorem idziemy na kolację do naszej restauracji, jest elegancka , widok na morze przepiękny, taper gra rzewne kawałki na pianinie, jedynym minusem są ceny potraw.Chwilę trwa buszowanie po menu, kelner pyta czy życzymy sobie jeden rachunek , nieopatrznie zgadzamy się na to. To pierwszy i ostatni raz kiedy płacimy wspólnie.

21
Szczególnie my z Dorotą źle na tym wychodzimy – Francuzi jedzą najdroższe potrawy a S. te z naszej półki ale trzy razy więcej niż my. Płacimy słony rachunek , idziemy na drinka do domku i spać.
Dziś kolejny dzień, młodzi S. chcą koniecznie zobaczyć słonie i tygrysy, rozdzielamy się więc .My – śniadanie , plaża, ale wieczorem wszyscy razem zamierzamy udać się na Patong.
Do tych słoniowych i tygrysich campów mam bardzo niechętny stosunek. Słonie są tresowane w bardzo brutalny sposób a tygrysy wręcz faszerowane dragami, aby dały się pogłaskać i pozwolić na słitfocię.Za słitfocię na słoniu lub obok tygrysa jest 100 pewnych lajków na FB i tyleż komętków. Warto stracić te pół dnia i parę setek bahtów.

12308292_1075988012434353_7103303613165378529_n

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.