Kostaryka 2016 # 8 La Fortuna , czyli podeszwa z rabatem

americano1Mając z głowy plany na dzień jutrzejszy zajmujemy się tak miło rozpoczętym popołudniem i idziemy pozwiedzać miasteczko ,byłoby fajnie znaleźć jakieś miejsce z wyżerką.Na ulicach widać trochę ludzi , ale turystów mijamy może kilku.
Cóż, legenda mokrego sezonu trzyma się mocno i turyści wybierają bezpieczny okres między grudniem a kwietniem, to high season. W tej chwili ładna pogoda jest raczej z rana do wczesnego popołudnia, potem niebo się chmurzy i pada krótszy lub dłuższy deszczyk.

souvenirs-from-arenal
Generalnie jednak w Kostaryce pogoda jest nieprzewidywalna i w ciągu godziny może zmienić się kilka razy.Do tego przez środek kraju,w kierunku południkowym , prowadzi łańcuch górski,ciągnący się jeszcze od Alaski po Ziemię Ognistą i Kostaryka, która jest małym krajem, ma  tego pecha ,że masy powietrza z Morza Karaibskiego i z Pacyfiku ścierają się nad prawie połową terytorium.Kiedy jechaliśmy z San Jose do Tortuguero wspinaliśmy się w góry,deszcz i silny wiatr towarzyszyły nam do chwili, gdy zjechaliśmy do nadmorskiej niziny.
La Fortuna to małe miasteczko , podobno zwielokrotnia liczbę mieszkańców w suchym sezonie , ale teraz jest pustawo.

20161108_160552a
Szukamy jakiejś wypożyczalni rowerów ale zamiast tego trafiamy do małej Sody. „Soda” to lokalna knajpka , oferuje tylko kilka pozycji menu , ale ma je opracowane do perfekcji. Nasza jest obwieszona dyplomami i certyfikatami z Tripadvisora, co świadczy , że dobrze , choć przypadkowo trafiliśmy.

soda-visquez

Soda Visquez

Zamawiamy kostarykańską specjalność – casado.Jest to zestaw – ryż,grillowane pantany ( owoce podobne do bananów, ale bardziej pastewne), fasola , łyżka świeżej sałatki i w zależności od wariantu jajko (casado wegetariańskie ), kurczak, ryba , wieprzowina czy wołowina. Porcje nie są za duże, ale syte.

casado-menuNiestety , popełniam błąd , wybierając casado z beefem. Kotlet jest twardy jak podeszwa, usiłuję odkroić kawałek , ale daję za wygraną. Widząc moją nierówną walkę z efektami pracy szefa kuchni właścicielka podchodzi i z niedowierzaniem pyta, czy naprawdę mi nie smakuje. Potwierdzam , pani zabiera talerz, po chwili z kuchni dochodzą podniesione głosy.  Czuję się głupio, bo nie lubię ludziom sprawiać kłopotu, prosimy o rachunek, aby uciec stąd jak najszybciej.
Pani przynosi rachunek, gdzie zaznaczona jest pozycja (-1500) i tłumaczy ,że felerny kotlet został odjęty od rachunku i bardzo przeprasza. Muszę przyznać, że to klasa międzynarodowa , nigdy się z takim zachowaniem nie spotkałem.

plantany

Plantany

Uprzedzając  nieco fakty tylko powiem , że za kilka dni zamówiony zupełnie gdzie indziej beef okazał się również twardy. Więc to nie wina szefa kuchni a raczej wieku ubijanej świni czy krowy . Narzekamy na przemysłowy chów, ale jeśli przyjąć , że do uboju nadają się świnki ok.130 kg wagi to w Polsce osiągają tę wagę po trzech miesiącach a w Kostaryce po roku. Kwestia karmienia.Aby mięso z rocznej świni dawało się zjeść potrzebnych jest znacznie więcej zabiegów , typu marynowanie a ich się nie stosuje , stąd słaba jakość wyrobu gotowego.

arenal-optionsW drodze do hotelu sprawdzamy oferty innych biur turystycznych , wszędzie ceny wycieczek to koszt 50-100 USD i na takie wydatki trzeba się przygotować.Jedząc śniadanie widzimy Korena podjeżdżającego na parking. Gdy wchodzimy do samochodu jest  7:15.dsc07843a

Kostaryka 2016 # 7 La Fortuna , czyli kąpiel z kolibrami

cano-negro-2Po śniadaniu rozliczamy się w recepcji i wskakujemy do łódki. To normalna łódka towarowa, którą mieszkańcy udają się ląd i transportują towary.Szef łódki wszystko już o nas wie, przypomina, że na lądzie wsiadamy do czerwonego samochodu pana Roberto. Podróż tym razem jest bardzo przyjemna. Jest dość wcześnie , więc ptaki dają popisy,a za każdym zakolem rzeki czekają na nas nowe widoki. Tylko raz ktoś rzuca :”O , kajman !” ale na miejscowych nie robi to wrażenia , a na mnie w ogóle .
Coraz częściej nachodzą mnie myśli , że te opowieści i reportaże o zwierzętach w Kostaryce to zwykła ściema. Ale na razie to trzeci dzień, więc nie ma co popadać w depresję – jest miły poranek, w miłym towarzystwie, Pura Vida !

dsc07775a„Pura Vida” to powiedzenie łączone bardzo ściśle z Kostaryką, coś jak ich hasło. Oznacza coś w rodzaju :” Samo życie ” ale nie tak po polsku z rezygnacją ale z entuzjazmem ” żyć , nie umierać !”. Kiedy pytają ” ¿Cómo estás? ” czyli ” Jak leci ?” odpowiadacie „Pura Vida !” i wiadomo o co chodzi .
Do znanej nam już przystani dopływamy po pół godzinie, czeka Roberto i jego czerwony bus.Zaprasza nas do środka , czekamy , aż pojazd się zapełni miejscowymi , białych jak nie było, tak nie ma.
Wreszcie ruszamy , w pobliskim miasteczku opuszcza nas kolejna parka Ticos, razem z kierowcą jest nas tylko piątka.”Tico ” tak nazywają Kostarykańczyków sąsiedzi i oni siebie samych. Wywodzi się to ponoć stąd, że bardzo lubią zmiękczać końcówki , które w hiszpańskim brzmią jak-tico. Galactico?

dsc07798aJedziemy sobie spokojnie ,ciesząc się życiem, aż tu nagle moja Żona wykrzykuje „Stop, zatrzymajcie się !”. Dziecko siedzące za nią zaczyna płakać,jej matka odmawia modlitwę za konających a kierowca tak gwałtownie zjechał na pobocze, że bagaże fruwały ponad głowami. O co chodzi? Blada jak ściana  Dorota wydusza, że zginęła zielona saszetka, w której mieliśmy paszporty, karty kredytowe i oczywiście pieniądze. Tłumaczę sytuację współpasażerom, martwią się podobnie jak my ,ale pani od dziewczynki już dzwoni na policję a kierowca – do szefa łódki , którą przypłynęliśmy,bo Dorota nie potrafi sobie przypomnieć , w jakiej sytuacji straciła łączność z torebką. Jedynie dziewczynka nie brała udziału w powszechnej mobilizacji , tylko schyliła się i wyciągnęła saszetkę spod fotela Doroty. Moja Żona jest tak szczęśliwa, że obdarowuje dziecko pamiątkowym , choć nieważnym już biletem komunikacji miejskiej w Lesznie . Mała zachowuje się z klasą i wyrzuca go dopiero po wyjściu z busa.
blog60Tak szczęśliwe zakończenie przygody bardzo nas do siebie zbliżyło , pani opowiada Dorocie o realiach życia w Kostaryce, kierowca snuje  opowieści o swoich przodkach , sięgając do ery prekolumbijskiej , a ja odwzajemniam naszkicowaniem nowatorskiej koncepcji Rodzina 500+ oraz jej wpływu na finanse państwa w długim i krótkim okresie .
Jednak nasze ożywione kontakty nie trwają długo , pani z dzieckiem wkrótce wysiadają , a ja moje rozważania muszę skrócić , bo narastająca senność kierowcy zagraża naszemu bezpieczeństwu.
I tak sobie jedziemy, Dorota obwiązana troczkami saszetki, ja śledzący mapę no i kierowca, objaśniający kolejne atrakcje , typu pola ananasów, plantacje mango czy coraz bardziej zbliżające się na horyzoncie wulkany.
dsc07848aTylko kilku konsultacji telefonicznych nasz pan kierowca potrzebuje , aby bez pudła zawieźć nas do hostelu.Nazywa się „Colores del Arenal” i wygląda na całkiem nowy.
Ładniutka recepcjonistka kieruje nas do pokoju, to jeden pawilon z wejściami od zewnątrz.Jesteśmy miło zaskoczeni standardem, pokój jest dość duży, jasny i czysty, cały ośrodek sprawia wrażenie właśnie oddanego do użytku.Kręcimy się trochę po  terenie, miło posiedzieć wreszcie przy basenie, a najmilszy to widok kolibra,szukającego nektaru na pobliskich kwiatach. Po niebie szybują jakieś wielkie , czarne ptaszyska, a pod nogami przebiegają iguany.Natura !
iguanaKiedy nadwątlone jazdą siły zostały zregenerowane ruszamy na miasto w celu wyszukania jedzenia i znalezienia jakiejś propozycji aktywności na jutro.
Zaraz za zakrętem mamy duży market o nazwie „PALI”, zrobimy w nim zakupy , kiedy będziemy wracać. Do centrum miasteczka La Fortuna, które jest punktem wypadowym dla wypraw związanych z wulkanem Arenal, mamy kilkaset metrów.
Wchodzimy do pierwszego z brzegu biura turystycznego.Ugrzeczniony goguś w typie latino lover przerzuca kartki grubego katalogu. Gdy decydujemy się jedną z opcji zaproponowana cena rzuca nas na ziemię. Kilkaset dolarów za kilkugodzinną wycieczkę wydaje nam się przesadą.Trochę  dyskutujemy na temat innych tańszych propozycji, ale widzę , że się nie dogadamy.
20161108_160552aRzucam swoją propozycję jako ostateczną i wstajemy do wyjścia. Latynos macha rękami i prosi o czas na telefon do przyjaciela.
Referuje mu naszą propozycję , tamten chyba jest otwarty , bo ma wpaść do biura za chwilę. Czekamy trochę naburmuszeni , po kilku minutach wchodzi kolega,wygląda na konkretnego gościa. Po krótkiej dyskusji zgadzamy się oddać nasz los jutro w jego ręce.
Koren jest native, czyli rodowitym mieszkańcem Kostaryki, Indianinem z plemienia Maleku.Ma prawie nowe Subaru , którym zawiezie nas na spacer po canopy , a następni do słynnego wodospadu La Fortuna.Proponuje spotkanie na 7 rano, my proponujemy 7:15,
bo nie chcemy jechać na głodniaka, śniadanie wydają od siódmej.

dsc07824b

Kostaryka 2016 # 6 Tortuguero , czyli w poszukiwaniu ciepłych jaj

blog48Rano budzę się koło piątej, świeci piękne słońce więc wychodzę , aby porobić trochę zdjęć.Nie wiadomo jak długo takie warunki się utrzymają.Ruch w wiosce dopiero się zaczyna, ludzi jeszcze nie widać ale dzieciaki zmierzają już do szkoły.Bardzo to ładny zwyczaj, że dzieci szkolne są ubrane w białe bluzeczki i granatowe spodnie lub spódniczki. Kiedy Giertych usiłował to u nas wprowadzić to go wyśmiewałem , że to takie nie nowoczesne i niedzisiejsze.blog57Teraz już do tego dojrzałem.W całej Azji dzieci w podstawówkach chodzą tak do szkoły, ba, uważają to symbol statusu społecznego – ” Uczę się , będę kimś „. Zakup stroju do szkoły to wcale niemały wydatek dla Kambodżan czy Laotańczyków, komplet to koło 100 USD , ale sobie jakoś radzą. Wiedząc to nie jest łatwo przejść do porządku nad tym , że po lekcjach te dzieci w tych strojach uganiają się w kurzu za piłką.

costa-rica-5
Na przystani już zaczyna się ruch, pan zaprasza do swojej łódki , wybiera się na ryby. Odmawiam grzecznie , nawet jeśli te wody obfitują w ryby to ich łowienie absolutnie nie moja bajka.

dsc07658a
Wyspa ma szerokość dwustu – trzystu metrów.Gdyby nie było zarośli i zabudowań to z wybrzeża morskiego można by zobaczyć rzeczne.
Woda w morzu jest burzliwa, fala za falą biją o brzeg, wszędzie stoją tabliczki ostrzegające przed kąpielą bo działają tu bardzo silne prądy wciągające.Piasek na plaży jest szarawy, wulkaniczny – gdzie mu tam do tajskiego czy indonezyjskiego.

blog44Plaże są szerokie,ale całkowicie niezagospodarowane. Co gorsza roje much uprzykrzają życie , jakbym w kieszeniach poupychał surowe mięso.
Uciekam z plaży , później jeszcze ją odwiedzimy na rowerach. Po skromnym , hotelowym śniadanku idziemy odebrać rowery . Są już przygotowane.

blog50Są całkowicie nowe, chyba jeszcze nie jeżdżone ale w wersji super-ultra-max podstawowej.Są dwa koła, rama, siodełko i napęd.Reguluję jeszcze wysokość siodełka , proszę o dopompowanie i jedziemy. Wyspa jest wąska , ale dość długa.

blog47Wioska leży pośrodku.
Jedziemy najpierw w prawo, wzdłuż plaży prowadzi ścieżka. Jedziemy gęsiego , ścieżka przez dżunglę mieści akurat jeden rower.

blog54
Co kilka kilometrów przechodzimy na plażę, dziwne doły między dżunglą a plażą zaczynają nas zastanawiać. Wszystko się wyjaśniło , kiedy spostrzegamy ślad na piasku, o szerokości około metra, prowadzący od jednej z dziur do morza.

blog55To miejsca lęgu żółwi.Ciągną się kilometrami,a i kilometrami kręcą się po plaży czarne ptaszyska, polujące na żółwiki.

beach-tortugueroŚlad na piasku jest jeszcze wilgotny a słońce grzeje mocno , więc żółw musiał przebiec tędy kilka minut wcześniej. Rozglądamy się , ale wokół tylko doły w piasku.Nie chcemy przeszkadzać żółwim mamom w podtrzymywaniu gatunku i wracamy do wioski.

blog32
Pijemy mangoszejki i decydujemy się ruszyć w drugą stronę. Kilkanaście kilometrów w dzisiejszym upale daje się we znaki.
Do hotelu zajeżdżamy półżywi. Dorota rzuca się na hamak, ja na krzesło, z tym , że mój zydelek stoi w cieniu a hamak buja się w pełnym słońcu. Mój Skarb jest stworzeniem ciepłolubnym , ale i ona musi po kilku minutach schować się pod daszek.

blog52
Dochodzimy do siebie ze dwie godzinki i jedziemy na przystań oddać rowery.
Wracamy do hotelu , jemy kolację i uzgadniamy z obsługą szczegóły jutrzejszego rozstania.
W pakowaniu moja Żona ma wielką wprawę , zostawiamy je więc na rano.

Kostaryka # 5 Tortuguero , czyli w te i wewte

blog36Łódka rozwozi po kolei podróżnych do ich hoteli, na końcu i my dostajemy się do swojego. To właściwie hostel,nazywa się „Miss Junie’s”. Spory budynek , każdy pokój ma swoje wejście od zewnątrz. Do wyposażenia należą też dwa krzesełka i hamak.Skromnie , ale za to drogo.

blog40

Miss Junie’s

Jeszcze drożej wypada posiłek w restauracji. Tak jak pisałem wyżej – wszystko musi odbyć długą drogę ze stałego lądu więc koszty rosną.Jest wczesne popołudnie, więc czekając na przejście deszczu zachodzimy do naszej restauracji, skromny posiłek i piwko, chwila relaksu w pokoju i można ruszać w miasto.

blog33 Właściwie – „w wieś”,a raczej „osadę”. Takie miejsca widywaliśmy już w innych częściach świata – istnieją tylko dla turystów i z turystów żyją, jeszcze na wczesnym etapie jednej uliczki, bez hoteli,banków, salonów mody i wieżowców ale wystarczy chwila nieuwagi władz  lub skorumpowany urzędnik i sielskie miejsce zostanie przez dwa lata odmienione na zawsze. Puerto Princessa na Filipinach,Ko Chang w Tajlandii,Riung na Flores w Indonezji – to są takie miejsca.

blog37Na naszej wyspie jest kilka sklepików , zwanych dumnie „supermercado” , podstawowe rzeczy, jest też duży pawilon z pamiątkami ,ale na widok cen opuszczamy go w pośpiechu. Jest wypożyczalnia rowerów, zamawiamy dwa na jutro, pytamy od której pan pracuje , odpowiada, że jest w pracy o 5:30 , upewniam się jeszcze raz , czy mówi o 5 rano czy po południu.
O 6 rano odpływa łódka na ląd , więc musi być na miejscu bilety czy pośrednicząc w zamówieniu towarów. Brzmi przekonująco, w każdym razie nie planujemy tak wcześnie zawracać mu głowy.

blog35

Widok na lagunę

Jest już ciemno , kiedy zmierzamy do hostelu, niestety, nie ma po drodze żadnego baru z muzyczką , gdzie można by posiedzieć przy szklaneczce rumu i nie pozostaje nam nic innego jak położyć się spać.sunset

Kostaryka 2016 # 4 Do Tortuguero , czyli łódką na kajmany

blog31

Guava

Trochę głupio się przyznać, ale kładziemy się spać wcześnie. Ciemno się robi tu około 18 , potem nie za bardzo jest co robić, więc trochę popijamy, pogadamy i idziemy spać. Za to rano 5-6 jesteśmy gotowi do działania. Taki system się sprawdza , tym bardziej , że przed południem pogoda jest niezła , pogarsza się w miarę upływu dnia.
Jesteśmy umówieni na odbiór z hotelu o 6:30 rano, musimy wstać o 5:30. Dorota ustawia budzik w komórce.Jeszcze czyta coś przed snem , ja zalegam.
Budzę się wcześnie, rzucam okiem na swoją komórkę, jest piąta rano.Jestem wyspany i świeży jak skowronek.Gdzieś w pobliżu jeszcze trwa impreza, mają zdrowie , no ale to w końcu weekend.Wstaję , zapalam światło, w końcu te kilka minut do pobudki mojej Żony  nie zbawi. Mimo , że myję się dokładnie i dość głośno Dorota śpi głębokim snem. Zostało kilka minut do 5:30 , ale nie wygląda na to , żeby budzik był w stanie ją wyrwać ze snu.

blog58Zawsze powtarzam , że lektura w czasie wakacji nic dobrego nie przynosi.Zabieram się za przeglądanie Facebooka, wciągnęło mnie, ocykam się po dobrej chwili ,  patrzę na komórkę: za piętnaście szósta…  Dlaczego nie dzwoni komórka mojej Żony ?  Powoli dociera do mnie straszna prawda , sprawdzam czas na świecie…no tak , 5:45 jest w Polsce , tutaj jest dopiero 22:45. Moja komórka się nie przestawiła a ja w tym jej nie pomogłem.Na palcach gaszę światło i wsuwam się pod koc. A imprezka na dole trwa, w końcu do północy jeszcze sporo czasu.
I zmarnowało się takie fajne mycie zębów, trzeba będzie powtórzyć.
Rano szybka bułeczka na śniadanie i czekamy na podwózkę. Przyjeżdża spory busik, pełny ludzi , wszyscy jadą nad morze.

blog23
Rej wodzi niewysoki , żwawy przewodnik, z wieku około 70.Mówi jednocześnie w dwóch językach – zdanie po hiszpańsku i zaraz to samo po angielsku.Zaraz na początku wypytał wszystkich o narodowość,tutaj jest taki zwyczaj, ale on to zrobił w ściśle określonym celu.Głośno powitał Francuzów i gromko rozpoczął „Marsyliankę” . Panią z Izraela zaskoczył piosenką Tewje Mleczarza ze „Skrzypka na dachu” , Amerykanom zaśpiewał ich hymn z obowiązkowo zdjętą czapką i ręką na sercu.

szef
Byliśmy zbudowani jego talentem , śpiewał naprawdę ładnie. Kiedy zaanonsował nas rozległy się oklaski i wiwaty. Do dziś nie wiem , czy gdyby nas przedstawił jako Poland a nie Holland to aplauz byłby taki sam.. Piosenka , którą zaśpiewał nie była nam szczególnie znana , ale bawiliśmy się dobrze. Mimo , że jest to dopiero 7 rano…blog24
Kostaryka jest małym krajem,drugim najmniejszym w Amerykach,51 000 km2 to jedna szósta powierzchni Polski , takie półtora Wielkopolski. Byłbym zdziwiony, gdyby ktoś mi powiedział, że na zwiedzanie Wielkopolski i Dolnego Śląska przeznacza trzy tygodnie i będzie miał co w tym czasie robić. W Kostaryce nie można się nudzić. Nasza trasa prowadzi z San Jose na północny wschód do Parku Narodowego Tortuguero ,nad Morze Karaibskie , potem  jedziemy na zachód , do La Fortuna pod wulkanem Arenal. Kolejny krok to 80 km na południe , przeprawiając się przez jezioro , do Monteverde . Stamtąd pojedziemy na południe , do Parrita, w okolice Parku Narodowego Manuel Antonio a na koniec przewidujemy dwie miejscówki na Półwyspie Osa, na samym południu kraju.To sporo  miejsc , ale i tak nie zaliczymy wszystkich atrakcji. Lot powrotny do domu mamy z Panama City.costa-rica-2016b

Mimo ,że Kostaryka zajmuje tylko 0,3 % powierzchni Ziemi to jednak zawiera 5 procent wszystkich znanych gatunków roślin i zwierząt (ponad 14.000 z nich to są owady) .Do 2021 r. Kostaryka ma stać się krajem z zerową emisją dwutlenku węgla.Już teraz około 91% energii pochodzi ze źródeł odnawialnych, takich jak elektrownie wodne (73%), źródła geotermalne (13%) i turbiny wiatrowe  (4%).Kostaryka od 1948 r. nie ma armii,w tym też czasie rozpoczęła się walka z nikotynizmem.

blog62Dziś właściwie nie spotka się Kostarykańczyka palącego papierosy , wszędzie są tabliczki z zakazami, palą tylko turyści a do tej pory naliczyliśmy ich może dwóch czy trzech. Co dziwne – wyłącznie panie. W sklepach papierosów nie widać, trzeba o nie specjalnie poprosić.Na szczęście rzuciłem chwilowo ten nałóg , ale gdyby ktoś miał z tym problem zachęcam do odwiedzenia Kostaryki. Szybko mu go wybiją z głowy. Marihuana jest oczywiście  nielegalna , ale wszyscy skądinąd znają jej zapach, więc tak do końca nie wiem czy państwo nie reaguje stanowczo czy też społeczeństwo nie czuje potrzeby się rozrywania w ten sposób.Alkohol w sklepach jest obecny w sporej gamie, mnóstwo jest gatunków piwa, najpopularniejszy jest Imperial , w cenie od 1000 colonów,oraz win.Moim faworytem jest panamski rum „Cortez”. Miły , łagodny (35%) smak w cenach 4000-8000 colonów/litr, w zależności od lokalizacji. Najdrożej jest właśnie w Tortuguero, tu wszystko dostarcza się łodziami z lądu, co mocno wpływa na cenę.

blog27 Tortuguero to laguna , poprzecinana rzekami.Jest znane przede wszystkim jako miejsce lęgowe zielonego żółwia morskiego.Żółwie tu urodzone pływają po całym Morzu Karaibskim. Okres lęgowy to październik, więc już ich nie zobaczymy, ale samo miejsce jest ciekawe i warte odwiedzin.
Na razie jednak jedziemy busikiem z wesołym przewodnikiem , w połowie drogi zatrzymujemy się na kawę. Od tej chwili asfaltowa droga ustępuje szutrowej, jedziemy dużo wolniej, strzelając kamieniami na boki.Mijamy spore plantacje ananasów, guawy a przede wszystkim bananów. Te plantacje są naprawdę olbrzymie, ścięte kiście transportuje się z odległych części plantacji do magazynów skomplikowanym systemem taśmociągów.

blog41Każda olbrzymia kiść dojrzewa i jest składowana w  sporych , niebieskich ,plastikowych workach , które są perforowane , aby umożliwić wymianę wody.Są całkiem spore, często są większe od naszych worków na kartofle.
Po trzech godzinach jazdy jesteśmy wreszcie w Pavonie nad brzegiem morza. Sprawnie zmieniamy  środek transportu na łódź.

blog29
Pogoda jest przyzwoita, choć wygląda na to , że czeka nas deszcz, mam nadzieję , że zdążymy uciec przed nim do hotelu.
Przewodnik w napięciu wpatruje się w brzegi rzeki , szukając aligatorów. Na razie jednak obserwujemy tylko ptaki. Wreszcie jest – wszyscy podskakują ze szczęścia i pokazują palcami brzeg tuż nad wodą . Nawet facet z tyłu łodzi, w ciemnych okularach się podniecił i wymachuje białą laską. Tylko ja nic nie widzę , mimo założenia ciemnych okularów Tak jak wszyscy inni pokrzykuję i macham rękami , ale wygląda na to ,że obserwacja zwierząt w naturze to nie jest moja mocna strona. Trochę zazdroszczę współtowarzyszom podróży tych wrażeń i mam mściwą satysfakcję, kiedy zaczyna lać deszcz i obsługa spuszcza plastikowe osłony.blog21