Sri Lanka 2022 #19 Unawatuna

Pojechali, cisza , spokój , śpię do 9, potem pół godziny pływania w basenie, śniadanie z mnóstwem wspaniałej herbaty. Przyjeżdżają , pełni podniecenia – słonie , lamparty, bawoły … cieszę się ich szczęściem, choć nie okazuję tego w widoczny sposób.
Po śniadaniu pakujemy się i Darshan odwozi nas do Unawatuny, gdzie czeka nas kilka dni lenistwa przed powrotem do domu.
Jedziemy drogą ekspresową, jest prawie pusta, bo płatna. Mamy samochód zatankowany, to ważna rzecz , bo przy ekspresówce nie ma stacji benzynowych. W ogóle w Sri Lance są kłopoty z paliwem.
Kierowcy otrzymują indywidualne kody QR i na ich podstawie mogą zatankować raz na miesiąc parę litrów paliwa. Obsługa turystów zagranicznych dostaje większy przydział, zdaje się , że 200 litrów.
Przydział przydziałem , ale często paliwa po prostu nie ma , a jak dojedzie tworzą się gigantyczne kolejki. Starzy ludzie pamiętają takie z Polski lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
Zwracają uwagę znaki drogowe.

Nazwy są opisane w trzech językach – syngaleskim, tamilskim i angielskim. Syngalezów jest ok.80 % populacji, Tamilów ok.10% .W wyznaniach mieszanka jest dużo większa.
Na przykład u Darshana on jest buddystą a jego żona – chrześcijanką. Na szczęście w odróżnieniu od Indii nikt nie ma z tym problemu.Póki co…
Po dwóch godzinach dojeżdżamy do hotelu.Jest schowany w głębi miejscowości, trudno trafić . Robi miłe wrażenie. Żegnamy się z Darshanem , to koniec naszej wspólnej przygody.
Kwaterujemy się w domkach , Ania musi jeszcze chwilę poczekać , kończą sprzątać.

Cabany mamy koło siebie, to wygodne , kiedy musimy się porozumieć w sprawie wspólnych działań.
Jemy kolację w hotelu, bardzo smaczna ale i tak będziemy zaglądać do knajpek na mieście.
Rano trochę dziwnie się czujemy bez deszczu.

Po śniadaniu koło basenu idziemy na plażę. Rodacy spotkani w hotelu udzielają krótkich porad , na głównej ulicy skręcamy w prawo. Wzdłuż ulicy ciągną się małe biznesy – sklepy z pamiątkami, knajpki, spożywczaki. Sporo zamkniętych, nie wiadomo , czy pora zbyt wczesna czy nie podniosły się po pandemii.
W którymś momencie w otwartych na przestrzał drzwiach dużej restauracji widzimy morze. Zanurzam stopy w ciepłej wodzie Oceanu Indyjskiego. Kolejny akwen zaliczony.

Obok restauracji widać oznaczenia centrum nurkowego. Kasia i Dorota przyjechały tu z myślą o nurkowaniu. Dorota ma jeszcze trochę kataru, ale Kasia chyba się skusi. Idzie negocjować z divemasterem , umawiają się na następny dzień. W sumie podoba nam się to miejsce, są leżaki i bar. Dzisiaj tu zostaniemy , a jutro…kto wie? Piasek na plaży to szczątki koralowca, trochę kłuje w stopy, no i jest bardzo gorący więc nie ma co się ociągać z marszem do morza. Ocean jest cieplutki , ale za daleko nie można podejść ,bo po kilku metrach tracę grunt. Silne fale powodują , że cały czas trzeba walczyć o życie.Niezbyt to komfortowe , ale mimo to co jakiś czas trzeba się zanurzyć w wodzie, bo pod palącym słońcu nawet moja Żona za długo nie wytrzymuje. Zawsze jeszcze można schować się w cieniu w barze i pod bambusowym daszkiem wypić schłodzonego Liona.
Szefowa dogląda interesu, za leżaki się nie płaci , ale wypada coś zamówić. Może sok z mango, może piwko, sandwicza ? I tak dzień schodzi na nieróbstwie. Po obiedzie (zupa lassi, smażone krewetki) zbieramy się do hotelu. Teraz większość sklepików jest już otwarta, później się otwierają ,ale czynne są długo w nocy.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.