Mając z głowy plany na dzień jutrzejszy zajmujemy się tak miło rozpoczętym popołudniem i idziemy pozwiedzać miasteczko ,byłoby fajnie znaleźć jakieś miejsce z wyżerką.Na ulicach widać trochę ludzi , ale turystów mijamy może kilku.
Cóż, legenda mokrego sezonu trzyma się mocno i turyści wybierają bezpieczny okres między grudniem a kwietniem, to high season. W tej chwili ładna pogoda jest raczej z rana do wczesnego popołudnia, potem niebo się chmurzy i pada krótszy lub dłuższy deszczyk.
Generalnie jednak w Kostaryce pogoda jest nieprzewidywalna i w ciągu godziny może zmienić się kilka razy.Do tego przez środek kraju,w kierunku południkowym , prowadzi łańcuch górski,ciągnący się jeszcze od Alaski po Ziemię Ognistą i Kostaryka, która jest małym krajem, ma tego pecha ,że masy powietrza z Morza Karaibskiego i z Pacyfiku ścierają się nad prawie połową terytorium.Kiedy jechaliśmy z San Jose do Tortuguero wspinaliśmy się w góry,deszcz i silny wiatr towarzyszyły nam do chwili, gdy zjechaliśmy do nadmorskiej niziny.
La Fortuna to małe miasteczko , podobno zwielokrotnia liczbę mieszkańców w suchym sezonie , ale teraz jest pustawo.
Szukamy jakiejś wypożyczalni rowerów ale zamiast tego trafiamy do małej Sody. „Soda” to lokalna knajpka , oferuje tylko kilka pozycji menu , ale ma je opracowane do perfekcji. Nasza jest obwieszona dyplomami i certyfikatami z Tripadvisora, co świadczy , że dobrze , choć przypadkowo trafiliśmy.
Zamawiamy kostarykańską specjalność – casado.Jest to zestaw – ryż,grillowane pantany ( owoce podobne do bananów, ale bardziej pastewne), fasola , łyżka świeżej sałatki i w zależności od wariantu jajko (casado wegetariańskie ), kurczak, ryba , wieprzowina czy wołowina. Porcje nie są za duże, ale syte.
Niestety , popełniam błąd , wybierając casado z beefem. Kotlet jest twardy jak podeszwa, usiłuję odkroić kawałek , ale daję za wygraną. Widząc moją nierówną walkę z efektami pracy szefa kuchni właścicielka podchodzi i z niedowierzaniem pyta, czy naprawdę mi nie smakuje. Potwierdzam , pani zabiera talerz, po chwili z kuchni dochodzą podniesione głosy. Czuję się głupio, bo nie lubię ludziom sprawiać kłopotu, prosimy o rachunek, aby uciec stąd jak najszybciej.
Pani przynosi rachunek, gdzie zaznaczona jest pozycja (-1500) i tłumaczy ,że felerny kotlet został odjęty od rachunku i bardzo przeprasza. Muszę przyznać, że to klasa międzynarodowa , nigdy się z takim zachowaniem nie spotkałem.
Uprzedzając nieco fakty tylko powiem , że za kilka dni zamówiony zupełnie gdzie indziej beef okazał się również twardy. Więc to nie wina szefa kuchni a raczej wieku ubijanej świni czy krowy . Narzekamy na przemysłowy chów, ale jeśli przyjąć , że do uboju nadają się świnki ok.130 kg wagi to w Polsce osiągają tę wagę po trzech miesiącach a w Kostaryce po roku. Kwestia karmienia.Aby mięso z rocznej świni dawało się zjeść potrzebnych jest znacznie więcej zabiegów , typu marynowanie a ich się nie stosuje , stąd słaba jakość wyrobu gotowego.
W drodze do hotelu sprawdzamy oferty innych biur turystycznych , wszędzie ceny wycieczek to koszt 50-100 USD i na takie wydatki trzeba się przygotować.Jedząc śniadanie widzimy Korena podjeżdżającego na parking. Gdy wchodzimy do samochodu jest 7:15.
Jedna myśl na temat “Kostaryka 2016 # 8 La Fortuna , czyli podeszwa z rabatem”