Raja Ampat 2019 # 7 Dryfujemy ku nowej przygodzie

20191111_093702aRankiem Herrmann wywozi do Waisai Turków . Daję mu numer telefonu do Mayalibit , naszej następnej miejscówki , aby uzgodnił godzinę podjęcia nas z Waisai. Pakujemy się, żegnamy z mieszkańcami, dziewczynki zostają obdarowane drobiazgami szkolnymi, pozujemy do wspólnych fotek. Sympatyczni ludzie, są prawdziwą wartością dodaną tej osady.
Droga do Waisai mija szybko , morze jest dziś wyjątkowo spokojne.Kolejna nasza miejscówka w zamyśle ma być lepsza od Daroyen. Utwierdza mnie w tym przekonaniu łódź , za pomocą której mamy się tam dostać. Chłopaki z Mayalibit przepakowują nasze bagaże na swoją łódź, ale my musimy jeszcze zrobić zakupy. Dziewczyny są spragnione owoców , w Daroyen było ich jak na lekarstwo. Musimy też uzupełnić zapasy alkoholu , który choć drogi ,sympatycznie umila wieczory.Bierzemy taksówkę znajomego naszego gospodarza i ruszamy na miasto. 20191115_113753aNa targu kupujemy trochę owoców , zahaczamy o market , znajoma hurtownia też staje na wysokości zadania. Nienawidzę tych świętoszkowatych spojrzeń ku niebu , kiedy z Wojtkiem wychodzimy z kilkoma siatkami napojów…Tak, tak , ten napój , o który będziecie się dopominać wieczorem bierze się właśnie stąd. Analogiczna sytuacja do tej , kiedy ktoś użala się nad losem biednych świnek , a nie wyobraża sobie obiadu bez mięcha.
Zakupy zrobione , wracamy na przystań. Czule żegnamy się z Herrmannem i wskakujemy do motorówki. Chłopaki ruszają z rykiem dwóch wielkich Yamah, podczepionych do łodzi. Nie trwało to długo . Jeszcze w porcie silniki zaczynają terkotać i w końcu w ogóle przestają pracować. Sternik zna te przypadłości , paliwo jest prawdopodobnie zanieczyszczone i filtr się zatkał. Sprawnie go przedmuchuje i … nic. 20191111_121444aDryfujemy sobie spokojnie ku uciesze gawiedzi w porcie.Raz po raz budzi się nadzieja, raz jeden , raz drugi silnik zaczyna pracę , ale na dobrych chęciach się kończy. Chłopaki rezygnują z ambicji i kiedy po kilkunastu minutach jeden z silników zaczyna pracować na niskich obrotach , ale bez przerw, postanawiają dostojnie oddalić się z pola widzenia gapiów  . Silnik milknie , gdy tracimy przystań z pola widzenia.Taka zabawa trwa już z pół godziny. Nie komentujemy wpadki  , zdajemy sobie sprawę , że chłopakom musi być bardzo głupio.
Wreszcie załapały , najpierw jeden , potem drugi ruszamy z fasonem i pełną mocą. Płyniemy wzdłuż brzegu, rzadko widać jakieś osady, przeważnie to ściana lasu, dochodząca namorzynami do morza. Wreszcie skręcamy do brzegu, widać naszą osadę. Jest położona w małej kotlinie , otoczona z trzech stron wysokimi skałami, z czwartej strony przypływamy. P1000481aMorze pod nami mieni się kolorami , im bliżej brzegu tym jest bardziej seledynowe, widać piaszczyste dno. Wyskakujemy z łodzi , rozglądamy się . Jest kilka bungalowów i piętrowa jadalnia. Jest ciepło, śpiewają ptaki , domki wyglądają porządnie – raj! Przede mną idzie Wojtek, słyszę , jak narzeka – znowu nie ma internetu . Męskimi słowami usiłuję go przekonać , że szklanka jest w połowie pełna i nawet bez internetu będzie tu fajnie. Rozstajemy się , zgrzytając zębami. Z innych domków dobiegają entuzjastyczne głosy dziewczyn , pokoiki są miłe, dwa osobne łóżka, każde pod swoją , bardzo porządną moskitierą , łazienka pod gołym niebem , na podłodze kamienie.P1000476a Te kamienie to moja zmora – rzeczywiście są praktyczne, gdyż pod prysznicem nie stoi się na betonie czy plastikowej, zagrzybionej macie ale mnie strasznie uciskają w stopy. Na szczęście problem z bolącymi stopami dopiero przed nami , bo i tak nie ma wody. P1000478aNie ma też prądu , zasięgu telefonu , internetu i wielu innych rzeczy , które wydają nam się niezbędne do życia. A nie są.
Idziemy się popluskać do wody , dobrych kilka metrów od brzegu dno jest piaszczyste, później gdzieniegdzie pojawiają się wodorosty a za nimi mała , sympatyczna rafa.  Po kąpieli gospodyni zaprasza nas na lunch, menu nieco bogatsze niż w Daroyen. Leżaki zapraszają do sjesty,  mnie do większej aktywności skłaniają muchy. Są uciążliwe, z niepokojem myślę o tygodniu spędzonym wśród roju  latawców.  Zasięgam języka – woda i prąd będą pod wieczór, gdy włączy się agregat prądotwórczy. Internet też ma być z routera , bez prądu nie działa , ale trzeba być czujnym , dostajemy login i hasło. Telekomunikacja z powietrza nie ma zasięgu na tym zadupiu.
Około piątej , kiedy zaczyna robić się szaro, chłopaki włączają agregat. Po chwili pojawia się woda i prąd. Router chodzi-nie chodzi-chodzi- nie chodzi … Daję sobie spokój . Po kolacji , bliźniaczo podobnej do obiadu zasiadamy do kart, obserwując nietoperza , łapiącego owady nad naszymi głowami. Po ścianach śmigają jaszczurki. Swojsko.
Budzę się w środku nocy i swoim zwyczajem spędzam kilka godzin na fotelu na tarasie. Tak , wreszcie są tu wygodne meble. Miła odmiana.Nad ranem wracam do domku, wkrótce czekają nowe wyzwania.20191116_110536a

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.