Sri Lanka 2022 #3 Wilpattu

Kolejny dzień rozpoczynamy śniadaniem . Składa się z talerzyka owoców – banan, papaja, mango, kawałek arbuza. Potem tosty, kawa lub herbata , no i omlet. Piszę o tym tak dokładnie, bo już nie będę do tego wracał. We wszystkich hotelach śniadanie wygląda dokładnie tak samo.

Żegnamy się z miłą obsługą i ruszamy po przygodę.
W Sri Lance fajne jest to , że miejsca warte odwiedzenia znajdują się blisko siebie , maksymalnie 2-3 godziny jazdy. To duża oszczędność czasu , a i unika się zmęczenia podróżą.
Nasz dzisiejszy kierunek to Anuradhapura.
Po drodze zatrzymujemy się w hinduistycznej świątyni Murugan, w pobliżu Madampe.

Bardzo ładne , kolorowe miejsce ,świątynia nie jest stara, ufundował ją kilka lat temu pewien biznesmen z pobliskiego Chilaw, w podzięce za przywrócenie zdrowia.
Wczesny popołudniem dobijamy do hotelu w Anuradhapura. Nie mamy czasu się odpoczywać po podróży i rozkoszować się basenem , bo zaraz po rozpakowaniu ruszamy do pierwszego z Parków Narodowych , Wilpattu.
To największy z wielu Parków Narodowych w Sri Lance.W czasie wojny domowej w latach 1985-2003 był zamknięty. Separatyści, tzw. Tamilskie Tygrysy często zapuszczali się w te okolice.
Pakujemy się do dżipa, każdy ma miejsce przy oknie, folie zastępujące szyby są podciągnięte.Po kilku minutach jazdy pojawiają się zwierzęta, na razie dość banalne – bawoły, daniele , pawie.

Wypatrujemy słoni , ale bezskutecznie. Nagle ruszamy gwałtownie, spod kół pryska błoto. Podniecony kierowca z kimś dyskutuje przez walkie-talkie.Któryś z rangerów zauważył jakieś zwierzę, zawiadomił pozostałych i tak czekamy w grupie kilkunastu dżipów , wypatrując … no właśnie , sami nie wiemy czego , bo przewodnik nie odpowiada na pytania.
Będzie niespodzianka.
Dobre pół godziny krążymy wokół jeziora , biorąc każdy kępę traw za lamparta.
Ściemnia się , nie tylko z powodu zmierzchu , ale i deszczu. Ulewa rozpoczyna się nagle, zanim ściągniemy folie jesteśmy nieźle przemoczeni.Zrezygnowany ranger zawraca do bazy, nasze bezkrwawe łowy kończą się niepowodzeniem. Pędzimy szybko szutrową aleją ,przez foliowe zasłonki widać tylko ścianę deszczu.

Kiedy dojeżdżamy do biura Parku przestaje padać , ale raczej nie ma mowy o powrocie nad jezioro.
Do hotelu mamy kilkadziesiąt minut drogi , docieramy na kolację.
Nauczony doświadczeniem przed zajęciem łazienki bacznie lustruję ściany i podłogi, w Azji często pojawiają się nieproszeni goście.Tym razem wydaje się być czysto , dopóki nie zacznę myć zębów. Nagle spod grzybka odpływu umywalki wyłania się mała główka z bystrymi oczkami. Odskakuję , myśląc , że to wąż.
Ale to tylko mała żabka, wydostała się z kanalizy i nie jest zdecydowana, dokąd ruszyć. Ułatwiam jej decyzję , łapię w ręczniki i wynoszę na zewnątrz. Przyglądam się umywalce, prześwit to 2-3 milimetry.
Jeśli tędy przedostała się kilkucentymetrowa żaba to gdybyśmy stali się celem bardziej jadowitego stworka – jesteśmy zgubieni.
Zasypiam już , przez nocną ciszę przedostają się tylko fragmenty rozmów Ani z domownikami. Zaraz po przylocie kupiła miejscową kartę telefoniczną więc niestraszny jej brak wi-fi w naszym domku.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.