Ile to kosztuje i dlaczego tak drogo ?

DSC00134

 Pewnie niejeden z nas czytając taką relację , jak ta poniżej z Indonezji  albo patrząc na ten obrazek powyżej myśli sobie – kurczę , pojechałbym ,ale na pewno  taka wyprawa strasznie dużo kosztuje !

Dużo czy nie dużo , spróbujemy policzyć się z kosztami.

Niski koszt wyjazdu to wypadkowa trzech czynników :

· szczęścia  ( nie takiego ” zdrowia, szczęścia , pomyślności” , ale potrzebnego do wygrania w kasynie),

· elastyczności ( rozumianej jako pogodzenie się z różnym standardem podróżowania) ,

· czasu (terminu oraz długości wyprawy).

Już przy ustalaniu celu podróży kluczowa jest kwestia terminu – w szczycie sezonu bilety są najdroższe , a ceny na miejscu wzrastają o kilkadziesiąt procent. Jeśli chcemy jechać jak najtaniej to wybierzmy Low Season. Na Flores to termin od października do stycznia , na Bali High Season trwa cały rok, a szczyt przypada na miesiące letnie.

 Jest więc decyzja – jedziemy w listopadzie. licząc się z niedogodnościami związanymi z dużą ilością opadów.

 Jak tam tanio dojechać ? Mimo ,że do Indonezji jest bardzo daleko i ze zrozumiałych względów linie lotnicze nie oferują promocji ” za złotówkę ” to przy pewnym nakładzie czasu i cierpliwości można znaleźć ciekawą okazję. Za okazję uważam znalezienie ceny z Warszawy, Berlina czy Pragi do Indonezji za plus minus 2 000 zł. Prawie niemożliwe jest to w przypadku lotów na Bali – jest to kierunek tak popularny, że linie lotnicze nie widzą potrzeby obniżania cen. Mamy więc dwa wyjścia – albo szukać promocji do Jakarty ( stolica Indonezji) albo do Kuala Lumpur ( Malezja) ,te dwa bowiem lotniska oferują całkiem tanie połączenia na Bali , realizowane przez AirAsię. Z Bali łatwo dostaniemy się do Labuan Bajo lub Maumere na Flores, niestety ceny biletów kilku linii , które obsługują te kierunki są dość podobne i także z promocjami nie przesadzają. Jeśli więc zsumujemy wszystkie koszty połączeń lotniczych to okazuje się ,że aby dostać się na Flores ( i wrócić, bilety w obie strony) to trzeba wyłożyć nie mniej niż 4 000 zł.

 Innym rozwiązaniem jest podróż lądem. Gdybyśmy dotarli samolotem ( bezpośrednio lub okrężną drogą, przez np.Katar czy Moskwę) do Jakarty to brama do Indonezji jest już otwarta.

Ciekawym rozwiązaniem jest tu podróż pociągiem . Bilet z Jakarty do Surabaya kosztuje od 500 000 IDR , czyli ok.150 zł. Podróż trwa całą noc bądź cały dzień. Z Surabai do Banyuwangi Baru łapiemy następny pociąg, potem już tylko bus, prom , bus i juz jesteśmy w Denpasar na Bali. Kombinowane połączenie z Surabai na Bali kosztuje ok.50 zł., tak więc z Jakarty na Bali dostaniemy się już za ok.200 zł, połączenie dzienno- nocne wymaga poświęcenia 28 godzin, nocno – dzienne – 24 godzin. Samolot ta trasę przelatuje w 3 godziny i kosztuje ok. 300 – 400 zł w obie strony ( czyli podobnie jak kolej ) , ale nieśpieszna podróż pociągiem w dzień przez Jawę na pewno pozostanie długo w pamięci , nocna podróż załatwi nam za to jeden nocleg .

 Tańszym wariantem jest podróż publicznymi busami . Dla przykładu podróż z Jakarty do Surabaya ( wschód Jawy ) można odbyć już za 150 000 IDR, czyli ok.50 zł., podróż trwa jednak nawet 20 godzin, mimo ,że wg. rozkładu powinna trwać 12 godzin.

 Ale najtańszą opcją podróży po całej Indonezji , szczególnie między wyspami , są promy.

Sieć połączeń jest bardzo gęsta ,ceny zaś bardzo niskie ,nawet w I klasie. Jedynym minusem jest prędkość podróżna . Krótki odcinek z Labuan Bajo do Sape ( Sumbawa) płynęliśmy cały dzień , choć to tylko plus minus 100 km.

Pelni route

 Ta podróż powrotna z Komodo kilka lat temu w ogóle była dość karkołomna – wypłynęliśmy promem z Labuan Bajo ( Flores) ok.8 rano, dopłynęlismy do Sape ( Sumbawa) ok. 18 , potem przesiadka na busa i z górki na pazurki szaleńczą prędkością do Bimy. O północy przesiedliśmy się do większego busa i całą noc spędziliśmy w podróży do Poto Tano na zachodzie Sumbawy . O ósmej rano załadowaliśmy się na prom i po kilku godzinach byliśmy w Labuhan na Lomboku. Jeszcze tylko 3 godziny busem do Pemenang ( Lombok) , tam przesiadka na łódkę na Gilli i po południu mogliśmy się relaksować przy basenie…wykończeni.

 Ale wracając do tematu.

Skoro dostaliśmy się już do Labuan Bajo ( Flores) samolotem , busem, pociągiem czy promem to droga na drugi koniec wyspy jest łatwa. Możemy wybrać między prywatnym samochodem z kierowcą a public busem . Prywatny samochód jest droższy , ale zawiezie nas wszędzie tam , gdzie chcemy ,a jak kierowca jest bystry to pokaże nam sporo rzeczy , o których nie wiedzieliśmy, nie tracimy czasu na przesiadki i oczekiwania na następny transport no i jest wygodniejszy. Koszt to 300 000 – 500 000 IDR ( 100-200 PLN) / dzień a cena dotyczy samochodu zabierającego 4-7 osób.

Transport publiczny jest dużo tańszy , ale nie zatrzymuje się tam gdzie chcemy , na przykład w miejscach widokowych , za to staje w miejscach nieszczególnie interesujących , zabierając pasażerów, czasem w nadmiarze. Jeśli cenimy sobie kontakty międzyludzkie to to oczywiście jest atut transportu publicznego.

Z Sape wracaliśmy mając po jednym miejscowym na kolanie , a kolejni rzygali nam ramię, bo droga była kręta a kierowca miał sporo animuszu. Nie sprzyja to jednak spokojnej konwersacji , obserwacja okolic zza pleców lokalesa też była utrudniona.

Na Flores sporo busów publicznych (w znaczeniu biorących pasażerów, nie rządowych) przewoziło pasażerów na odkrytej pace .Ma to spore znaczenie w przypadku choroby lokomocyjnej pasażerów , ale komfort jazdy w porze deszczowej może być obniżony.

DSC05817

Generalnie w Indonezji kierowcy jeżdżą dość powoli i ostrożnie . Poza tymi z transportu publicznego.

 Kiedy już wykonamy dzienny plan i dotrzemy do miejsca naszego postoju , to należałoby zatroszczyć się o nocleg. Pomijam wielogwiazdkowe hotele, bo pewnie nikt z czytelników nie jest nimi zainteresowany a poza tym ich na Flores nie ma , skupmy się więc na miejscówkach dla podróżników. Baza hotelowa na Flores jest dość uboga ale za to tania. Sensowny pokój w hotelu z łazienką i śniadaniem można dostać już za 200 000 IDR ( 70 zł/dobę) . Samotny turysta trochę przepłaca , bo płaci za pokój dwuosobowy , za to podróżująca para ma nocleg za grosze. Dla singla lepszym rozwiązaniem ( choć o niższym komforcie ) jest skorzystanie z hostelu czy losmena , najprostszej miejscówki, często w wieloosobowej sali , bez śniadań i ze wspólną łazienką . Noclegi w losmenach oscylują wokół kilku dolarów za noc. Trudno znaleźć lokację losmenów w necie, czasem pojawiają się rekomendacje na forach internetowych , ale raczej pozostaje nam ich szukać będąc już na miejscu i rozpytując mieszkańców.

 Znaleźliśmy już łóżeczko , więc pozostawiamy na nim bagaż i ruszamy na poszukiwanie pożywienia.Smaczny i pożywny obiad w niezbyt wykwintnej restauracji to koszt ok. 10-20 zł.Jeśli do tego zamówimy flaszkę Bintanga 0,6 l to zapłacimy dwa razy więcej. Jeśli zaś najdzie nas chęć zaspokojenia głodu na modłę miejscowych to zatrzymujemy się przy warungu,potrawy tam są proste i tanie . Za przyzwoity posiłek (np.ryż z warzywami) zapłacimy kilka złotych , raczej bliżej 5 niż 10 zł. A zamiast Bintanga kupujemy sobie butelkę wody w budce obok i za 10 zł jesteśmy najedzeni i napici. Palacze zaś są w raju – paczka Marlboro Gold to koszt 5-7 zł a palić można wszędzie i wszyscy to robią.Ponieważ życie nocne na Flores nie istnieje to omijają nas pokusy wydawania pieniędzy na drinki dla obcych ludzi czy uzupełnianie garderoby tancerek kolejnymi banknotami.

 Dopiero na Bali wydamy wszystkie fundusze zaoszczędzone na transporcie , jedzeniu, piciu i paleniu  … w jeden wieczór.

A co tam !

……………………………………………………….

Trochę linków, może będą przydatne, tak na początek…

Transport w Indonezji http://en.wikipedia.org/wiki/Transport_in_Indonesia

Kolej w Indonezji http://www.seat61.com/Indonesia.htm#.

Bilety online (strona po indonezyjsku) https://tiket.kereta-api.co.id/

Z Bali do Dżakarty ( strona po angielsku ) http://www.renegadetravels.com/bali-jakarta-train-bus-ferry/

Promy Pelni http://www.pelni.co.id/

………………………………………………………….

Następny przystanek – Wietnam . Good Morning and Good Night.

Zapraszam do śledzenia , dostęp do jeszcze ciepłej notki zapewni wam naciśnięcie przycisku „Follow” po prawej stronie. No i do komentowania ( ikonka z dymkiem na górze strony ).

Indonezja 2014 # 1 Labuan Bajo – warany i ludzie

Od czegoś trzeba zacząć, więc zacznijmy od końca.

Flores1

Flores

Ta wyprawa na Flores chodziła mi po głowie od 2009 roku, kiedy to zakończyliśmy wycieczkę na Komodo w Labuan Bajo. Tak wyobrażałem sobie koniec świata z  conradowskim klimatem. Błotnista główna ulica , bieda-domki, bieda-sklepiki, brudne hoteliki, wszystko małe i  zapyziałe. W porcie stary, wielopiętrowy prom , z którego skaczą dzieciaki za rzuconymi przez podróżnych monetami.Na nadbrzeżach rybacy oferują świeżo złowione ryby , obok czekają na transport sterty  kartonów.

Ale po pięciu latach wszystko wygląda dziś trochę inaczej.Trochę co nie znaczy całkiem . Lotnisko się rozbudowuje, powstało sporo hotelików, poza miastem widać też jakieś resorty, główna ulica jest już częściowo utwardzona a sklepiki troszkę większe. Ze wzgórz rozciąga się piękny widok na zatokę a turyści spragnieni obcowania z waranami ładują się na łódki.

DSC05764

Labuan Bajo jest miejscem , skąd odpływa większość łódek na Komodo i Rinca, do Parku Narodowego, gdzie można obejrzeć warany na wolności.My dwudniową wyprawę zaczynamy od lotniska , gdzie wybieramy ze sterty walizek nasz ekwipunek. Z powodu braku obłożenia nasz samolot z Bali nie odleciał, załadowano nas na następny dwie godziny później , ale walizki jakimś cudem dostały się do Labuan Bajo wcześniejszym rejsem i koczowały w pełnym słońcu na płycie lotniska , czekając na właścicieli. Całe szczęście ,że nikt z ekipy nie wpadł na to aby przywieźć ze sobą masło…

Na lotnisku odebrał nas nasz nowy guru, przewodnik o imieniu Eko, nasza siódemka załadowała się do trzech taksówek i udaliśmy się do znajomego portu. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o wypożyczalnię sprzętu snurkowego i tak wyposażeni załadowaliśmy się na łódkę. Była trochę wyższej klasy niż ta, którą podróżowaliśmy kilka lat temu,były koje a nie spanie na pokładzie, stół z ławkami do biesiadowania …zapowiadało się nieźle.

RIMG0057

Bez zbędnego zamieszania objęliśmy koje w posiadanie a nasz stateczek ruszył w kierunku Rinca (Rincza). Po kilku godzinach rejsu zatrzymaliśmy się na noc w pobliżu wyspy zamieszkiwanej przez nietoperze, które punktualnie o 18 wylatywały tysiącami w poszukiwaniu kolacji. Rano wyruszyliśmy na Rincę, program dnia był napięty. Na przystani przywitał nas lokalny przewodnik w towarzystwie kilku małp i z nim odbyliśmy sympatyczny spacerek po wyspie.Warany z rana były całkiem ożywione, na szlaku spotkaliśmy też samicę , która doglądała swoich dziur w ziemi , gdzie składała jaja. Jaja składała w jednej z nich, a pozostałe stworzyła dla zmyłki amatorów nabiału.A być może sama się w tym pogubiła i chciała po prostu znaleźć właściwe miejsce.W każdym razie wyglądała na zajętą.

RIMG0083

Ze wzgórza, dokąd dotarliśmy z lekką zadyszką  rozciągał się piękny widok na okoliczne wysepki. Posilając się w  bazie  porannym Bintangiem ze zdziwieniem rozpoznaliśmy jednego z przewodników innych grup, był to Kubuś , który towarzyszył nam w pierwszej, heroicznej wyprawie. Taki traf…

RIMG0086

Teraz kierunek Komodo. Robiło się coraz cieplej, na wyspie , na którą dotarliśmy koło południa było już bardzo gorąco.O tej porze warany nie są aktywne, w czasie wędrówki po wyspie spotkaliśmy ich kilka, a tylko jeden dawał oznaki życia. Szybko zaliczyliśmy krótki trip i ruszyliśmy na Pink Beach. Różowa plaża jest rzeczywiście koloru różowego z powodu drobin różowego koralowca zmieszanego z białym piaseczkiem, znalazło się miejsce dla amatorów snurkowania na małej rafie, inni mogli spłukać komodańskie brudy w cieplutkiej , przejrzystej wodzie.

Nie było niestety czasu na długie pluskanie się , bo droga do LB była daleka.Rzeczywiście dotarliśmy tam już po zmierzchu. W drodze do hotelu ( Golo Hilltop) zakupiliśmy jeszcze , w celach naukowych , kilka butelek ( plastikowych , po wodzie 0,5 l) lokalnych spirytualiów pod nazwą arak(30 000 IDR=10 zł/0,5 l). Arak u nas używany jest generalnie do ciast, tam jest to nazwa bimbru , niezbyt mocnego, jakieś 35% w porywach, otrzymywanego przez fermentację mleczka palmowego. Pierwsze testy na schodach przy hotelu nie były obiecujące, ale złożyliśmy to na karb zmęczenia podróżą….

DSC05766

Rano , kontemplując bajkowy widok na port zjedliśmy wspaniałe śniadanie złożone ze smażonych jajek , tosta i kawy i zajęliśmy miejsca w naszym nowym środku transportu. Był to 11-miejscowy Isuzu , który miał nam służyć przez cały okres pobytu na Flores.Przywitaliśmy naszego sympatycznego kierowcę Marianusa i ruszyliśmy do Ruteng. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze lokalny market ( przy którym poprzedniego dnia zjedliśmy kolację ) i autostradą TransFlores pomknęliśmy przed siebie. Oczywiście , nic się w naszych planach nie zgadzało – autostrada to bardzo wąska dwukierunkowa droga, jedyna , która łączy wschód z zachodem wyspy, tak kręta , że miejscowi nazywają ją FloresEs, czyli EsyFloresy.Na całej jej długości – 360 km- na palcach jednej ręki można policzyć odcinki proste , dłuższe niż 100 m…No i z tym pomykaniem też nie wyszło, średnia prędkość na trasie to 15-20 km/godz, tą przeciętną obniżały jeszcze uszkodzenia drogi, ale ponieważ nie nastąpiła jeszcze pora deszczowa to nie było świeżych dziur , tylko te , których nie zdążono naprawić po poprzednim sezonie.

Jednak dzięki takiej jeździe krajobrazy za oknem nie migały, ale nieśpiesznie przesuwały. A było na co patrzeć , co jakiś czas zatrzymywaliśmy się i Eko ( farmerska krew) pokazywał nam drzewa i rośliny – kakaowce, kawowce, olbrzymie drzewa macadamia ( orzeszki), mango,papai , krzaki ananasów i oczywiście bananowce.

DSC05795

Flores jest rzadko zaludniona, mieszkańców jest ok.2 mln a na najgęściej zaludnionej Jawie żyje ich 40 mln. Flores zajmuje obszar porównywalny z powierzchnią województwa dolnośląskiego i wielkopolskiego, tyle ,że obróconych o 90 stopni. To oznacza ,że ludność na Flores mogłaby się zmieścić we Wrocławiu i Poznaniu , w porywach można do tego dodać jeszcze Kalisz.A Leszno gdzie? Na jawie …

DSC05803

Jeszcze przed Ruteng zatrzymujemy się przy polach ryżowych. Aby w pełni docenić ich obraz trzeba się wspiąć na górkę, ale warto to zrobić , bo ukazuje się obrazek jedyny w swoim rodzaju.To jedyne miejsce na świecie , gdzie pola ryżowe są dzielone na części, z góry wyglądające jak sieć pająka. Jest to dawny sposób podziału, ma on wpływać na jednoczenie się wspólnoty do pracy,praca rozpoczyna się zawsze od centralnego punktu, gdzie , zanim zacznie się sadzenie ryżu, odprawia się uroczystość i stawia wysoki słup.Nie wiem czy taka forma spełnia swoją rolę ale wygląda malowniczo.

RIMG0152

W Ruteng mieszkamy w hostelu , prowadzonym przez zakonnice.Jest czysto i porządnie , chociaż pokoje są urządzone są , hmm, surowo.Obok hostelu jest też internat dla zamiejscowych dzieci, przeważnie dziewczynek. Samo miasto nie robi dobrego wrażenia , jest trochę brudnawe i zaniedbane, nie ma konkretnego centrum . Plusem jest za to nieobecność białych, poza kilkoma w naszym hotelu nie widać ich wcale. Miejscowe dzieciaki uśmiechają się do nas , jest ich masa, wysypują się z różnych szkół prawie bez przerwy. Ubrane są bardzo porządnie, każda szkoła czy nawet klasa ma swój rodzaj stroju , wszystkie są ładne i bardzo schludne. Niektórzy , śmielsi , podchodzą i chcą podszlifować angielski, ale dla jednych z naszej ekipy mówią zbyt dobrze , a innym ciężko ich zrozumieć, więc rozmowy są raczej krótkie. Ale dzieciaki wyglądają na usatysfakcjonowane, chętnie robią sobie z nami zdjęcia. Ach, ta popularność…

Zapasy alkoholu , przywiezione z Polski powoli się kończą, minęły już przecież trzy dni podróży , więc trzeba się poważnie zabrać za degustację miejscowych trunków, bez względu na ich walory smakowe. Niestety , w świętym przybytku nie ma szkła, nie ma lodówki a święci z obrazków popatrują surowo . Ale to nie może zrazić wytrawnych pijaków  podróżników . Najbardziej niewinnie wyglądające panienki udały się do kuchni po szklanki ,że niby będziemy robić herbatę. Zakonnica dołożyła im jeszcze łyżeczkę do zamieszania ale nie spytała , na szczęście, czy mamy zamiar robić herbatę w zimnej wodzie. Krzyżyk ze ściany został zdjęty a cieplutki arak został zasilony jeszcze cieplejszą colą.No cóż, taki mamy klimat…

Rano , po wytrawnym śniadanku z czerstwą bułeczką , margaryną i kapką dżemu truskawkowego ( po drodze plantacje truskawek nie rzucały się w oczy…) ruszyliśmy w dalszą podróż na zachód. Do Bajawy.