Hotel jest znakomicie usytuowany. Do promenady Sisovath Quay mamy kilkanaście kroków , to ścisłe centrum miasta.Aleja jest pełna ludzi , nie sądziłem , że ten festiwal to taka poważna impreza.Mnóstwo ludzi obserwuje ścigające się długie łodzie, drugie tyle usiłuje im coś sprzedać.Długie łodzie są naprawdę długie, największe mieszczą ponad 60 ludzi.Każda z prowincji wystawia swoje osady w różnych kategoriach, ale nawet gdybyśmy komuś chcieli kibicować to łodzie są oznaczone tylko tajemniczymi banderami , nie do rozszyfrowania dla niewtajemniczonych. Pozostaje nam więc tylko podziwiać wysiłek wioślarzy , niektóre wyścigi są naprawdę emocjonujące. Nie mam też pojęcia , jakim systemem są rozgrywane konkurencje i czy w ogóle w grę wchodzi jakiś ranking. Nie ma to znaczenia, przeciskamy się w tłumie, łapiąc się za kieszenie, w takim zamieszaniu łatwo rozstanie z gotówką czy smartfonem. Z ulgą zasiadamy w restauracji na rogu, dużo przyjemniej jest patrzeć na kłębiący się tłum znad szklaneczki piwa.Nie mamy za dużo czasu na zwiedzanie Phnom Penh , większość z nas zresztą już tu była,pojutrze wieczorem wylatujemy do Bangkoku.
Posiliwszy się idziemy jeszcze do Central Marketu , bardzo charakterystycznego , owalnego budynku oddalonego tylko kilkaset metrów od naszego hotelu.Zbliża się 17 , stoiska powoli pustoszeją , trochę się spóźniliśmy. Kręcimy się trochę po bazarze ,ale raczej na poważne zwiady trzeba przyjść jutro. Panie są lekko rozczarowane, panowie chętnie wstają z ławeczek , na których przesiedzieli ostatnią godzinę , omówiwszy fenomen kobiecego zauroczenia grzebaniem w nieświeżych ciuchach.
Wracając do hotelu zdajemy sobie sprawę, że i wieczorem nasza okolica to centrum PP. Klub koło klubu, bary z damską obsługą , salony masażu – co kto chce. My chcemy jednak odpocząć w hotelu, odwiedzamy po drodze markecik. Ceny są wyższe niż na prowincji , nie mam mowy o butelce za 3 USD.
O 18 zaczyna wieczorny spektakl nad rzeką , płyną przedziwnie oświetlone statki, gapie podziwiają też spektakl na niebie , fajerwerki strzelają dobrą godzinę. Mamy to szczęście , że nasz hotel jest dość wysoki i z tarasu widokowego świetnie widać cały spektakl. Jest tylko jedna niedogodność – jest tam tylu widzów, że nie można wetknąć nawet szpilki. Pocieszamy się , że niedługo Sylwester i szwagier znowu odpali w ogródku zestaw fajerwerków z Biedronki.Jeszcze raz ponawiają fiestę o 22 , ale to słyszymy ją tylko przez sen.
Wczoraj umawialiśmy się na wyjazd na Pola Śmierci i do Szkoły 21 Tuol Sleng, będąc w PP trzeba zobaczyć te miejsca.Jest pięcioro chętnych , więc czuję się w obowiązku im potowarzyszyć, choć widziałem je już dwa razy.To akurat dwa tuk-tuki po 3 osoby.
Ale na śniadaniu okazuje się , że Halina nie dołączy.Czuję się więc zwolniony ze zwiedzania , pakują się do jednego pojazdu. Niepotrzebnie tylko zrywałem się tak wcześnie.Humor poprawia mi mocca w knajpce za rogiem. Patrzę na pustawy bulwar , ludzie zaczną przybywać za dwie – trzy godziny. Nie ma też wszechobecnych posterunków wojska, tajniaków no i tysięcy skuterów , poupychanych po uliczkach. Sprytni właściciele posesji wynajmują im miejsce za parę groszy , grodząc swoją część ulicy taśmami.
Powoli ekipa zaczyna się zbierać. Jaki plan na dzisiaj ? Oczywiście shopping !
Dziewczyny wyczytały w przewodnikach adresy ulic, gdzie zgromadzili się wytwórcy rzemiosła, czeka na dokładne spenetrowanie także Central Market.
My z Kalusiem udajemy się na naszą promenadę , robi się coraz ciaśniej. Siadamy na murku gapiąc się na przechodzących ludzi. Klikam im zdjęcia, jedni są obojętni , inni wręcz przeciwnie – pozują , eksponując odświętnie ubrane pociechy. Wreszcie temperatura skłania nas do poszukania jakiegoś schronienia . Może masażyk ? Czemu nie , za 10 USD spędzimy godzinkę w miłym towarzystwie silnych dziewczyn. Jest jeszcze dość wcześnie , nie wszystkie przybytki już działają, , trzeba trochę pochodzić , ale się opłaciło.
Jesteśmy zadowoleni z usług, wracamy do hotelu odprężeni , AngkorBeer w pobliskim barze do końca wygładza zwoje mózgowe.
Ekipa kompletuje się krótko po południu.
Jaki plan? Naładowani energią chcą zwiedzić Pałac Królewski i Srebrną Pagodę. Są oddalone o kilkaset metrów od naszego hotelu , nawet mimo tłumu na ulicach można tam dojść na piechotę w kilka minut.
Ruszają, ja zostaję w hotelu, aby popracować nad relacją w spokoju. Niezbyt mi się to udaje, bo przychodzi zniechęcony Kaluś.Pałac Królewski z okazji święta jest zajęty przez ekipę rządową. Wokół przechadzają się dostojnicy a bram strzeże wojsko. Wstęp wzbroniony. Podobnie rzecz się ma ze Srebrną Pagodą. Na pocieszenie ekipa jest kierowana do sekcji VIP widowni regat . Białe , wyściełane krzesełka kuszą , ale Kaluś jest odporny na kuszenie , ale nieodporny na koszmarny upał lejący się na głowy, więc wybiera moje towarzystwo. Jako załącznik przyniósł słuszną flaszkę whiskacza, którą opróżniamy nie niepokojeni przez nikogo. Omawiamy sprawy bieżące, przeszłe i przyszłe , ważne i nieważne , czas szybko mija . Kaluś wychodzi , dla mnie 13 to zdecydowanie za wcześnie na alkohol, udaję się na drzemkę celem odparowania .
Moja Żona, która pojawia się za jakiś czas jednym rzutem oka ocenia mój stan , pojawiają się groźby mniej lub bardziej karalne , zapowiedzi mrocznej przyszłości naszego związku i mniej czy bardziej jasne oceny mojej przydatności do społeczeństwa, a rodziny w szczególności . Twój tata nie pił, mama nie pije…I brat też nie pije – wtrącam nieopatrznie. Odpowiedzią jest trzaśnięcie drzwiami a ja kładę się z powrotem do łóżka. Przypominam sobie , że w ubiegłym roku takie afery zdarzały się prawie codziennie i z błogim uśmiechem zasypiam. Godzinna drzemka dobrze mi robi, zabieram się do pisania , grupa zbiera się na kolację a potem na sympatyczny wieczór w pokoju , ale beze mnie . Wesołe krzyki i odgłos tłuczonego szkła słychać do późnych godzin nocnych . Jak ładnie można się bawić bez alkoholu … muszę kiedyś spróbować .
Moja żona przerzuciwszy złe myśli na mnie ma teraz świetny humor a teraz nasze małżeństwo będzie teraz wyglądać tak, jak na obrazku :
Z rozrzewnieniem wspominam samotne wyjazdy.
Skad ja to znam….Moj kuzyn pytal mi sie o laski w Azji….a po chwili sam dodal…no tak…Ty byles z wartownikiem 🙂
PolubieniePolubienie
Samo życie 😉 pozdr
PolubieniePolubienie