Laos 2015 #6 Docieramy do Luang Prabang

luang-prabang.jpg

Busik na dworzec autobusowy przyjeżdża zapchany na maxa.Bagaże wrzucamy na dach songthaewa , sami wpychamy się do środka. Jakiś Francuz z przekąsem pyta kierowcę, ilu pasażerów ma jeszcze zabrać po drodze. Na szczęście jesteśmy ostatni , jedziemy do znanego nam  już dworca. Nie da się ukryć , że w świetle słońca wygląda przyjaźniej niż po zmroku. Stoi kilka autobusów , w tym jeden okazały, chyba nasz , VIP-owski.

DSC06805

Niestety , to autobus chiński, leci z Kunmingu do Vientiane, kawał drogi , ze trzy dni w autobusie… brr.

Nasz VIP jest skromniejszy, co tu dużo gadać, to zwykły busik Mitsubishi,  bez klimy , o rozkładanych siedzeniach nie wspominając. Zajmujemy strategiczne miejsca, jest jeszcze sporo czasu do odjazdu , więc mamy komfort wyboru. Nie rozwodzimy się nad naszą naiwnością , to nie pierwszy i nie ostatni raz , kiedy nasze wyobrażenia rozmijają się z rzeczywistością.

Zostało kilka wolnych miejsc , nie jest źle , jest sporo miejsca na nogi. Z głośników dobiega głośne disco-lao , przychodzi mi do głowy , że można by  do muzyki podłożyć tekst „Majteczek w kropeczki” i równie dobrze .Wprawdzie ludowa muzyka Laosu różni się znacznie od polskiej , ale nowe rytmy brzmią prawie identycznie. Polak , Laotańczyk dwa bratanki ?

DSC06815

Do Luang Prabang jest 8 godzin drogi , prowadzi przez Muang Xai i Pak Mong, trochę dookoła , ale jesteśmy w górach. Droga jest nowa, porządna , ale kręta i miejscami zniszczona przez wodę.  Dworce autobusowe , na których się zatrzymujemy są podobne do siebie i innych w Azji,  jak słusznie zauważyła Basia w swoim komentarzu . To właściwie nieutwardzone place, okolone barami i jadłodajniami. Każdy z pasażerów jest w busach , których zawsze jest sporo , traktowany indywidualnie. W praktyce oznacza to , że kierowca ma oko na wszystkich pasażerów, jeśli ktoś zbyt długo zwleka z powrotem do busa czekamy na niego cierpliwie, podobnie jeśli ktoś zamyślił się w barze czy toalecie. Miejscowi, nawet obcy , sprzedawcy czy inni kierowcy poinformują go , że jego środek transportu już czeka.

DSC06802

W busie muzyka gra na full, podoba mi się , bo sprzęt jest dobrej jakości, głośniki także , Dorota trochę narzeka , że za głośno , ale nie zamierzam interweniować , bo telenowela czy występy wesołków w pokładowej telewizji byłyby dużo gorszym rozwiązaniem.

Do LP dojeżdżamy zgodnie z planem , wieczorem . Trochę mamy problemu z wyartykułowaniem nazwy naszego hotelu tuk-tukowcom, nie umieją czytać , więc podtykanie im pod nos vouchera z nazwą hotelu nic nie daje. Jakoś  udaje nam się przeliterować nazwę  , konsylium kierowców zgodziło się co do lokalizacji i jedziemy, nie mając absolutnie pewności , dokąd. Po kilkunastu minutach docieramy do hotelu, wygląda przyzwoicie , nazwa też się z grubsza zgadza.

10483762_40_z

Grzeczny recepcjonista po krótkiej analizie dokumentów bardzo nas przeprasza, ale nie mają wolnych pokoi. Tak się nieszczęśliwie składa , że jeden z gości hotelowych , który miał zwolnić pokój wylądował dziś w szpitalu , pozostawiając pokój bez check-outu. Hotel proponuje , abyśmy dzisiejszą noc spędzili w siostrzanym hotelu, oni za niedogodności bardzo przepraszają i obiecują zwrócić pieniądze.Na śniadanie zaprasza do swojego hotelu, które to śniadanie cieszy się międzynarodową sławą.Wierzymy w dobrą wolę gospodarza, dwóch chłopaków niesie nam bagaże do hotelu, kilkaset metrów dalej. To guesthouse , klasy mocno ekonomicznej, dostajemy pokoik ,a drugim piętrze , obok pralni  i z widokiem na mur.W pokoju dwa łóżka, łazienka i drzwi do sąsiedniego pokoju. Mocno skromnie , ale incydent traktujemy jako kolejną przygodę.

Nawet się nie rozpakowujemy, idziemy w miasto. Uprzejmy pan w recepcji szkicuje nam trasę do centrum miasteczka.Nasz przybytek mieści się w spokojnej części miasta , dookoła same hoteliki i guesthousy , nie widać życia nocnego.Po kilkuset metrach dochodzimy do bardziej ruchliwej części , w Night Markecie rozkładają się stragany, przy straganach z żarciem wianuszki chętnych. Ta ulica na co dzień jest ważną magistralą , ale wieczorem zamienia się w deptak z setkami straganów z pamiątkami. Trochę krążymy między nimi , ale na zakupy mamy jeszcze czas. W bocznej uliczce rozłożył się stragan z wegetariańskim żarciem na wagę.

Vegetarian-Food-VegVoyages

Płaci się za talerzyk, na który nakłada się tyle produktów ,ile się chce ( i ile się zmieści na talerzyku) , za równowartość 5 zł.Do wyboru kilka rodzajów ryżu , makaronów, warzyw, także grillowanych i opiekanych, rozmaite bardziej i mniej pikantne sosy, mnóstwo świeżych ziół i różnych kiełków. Pan sprzedawca na życzenie wrzuca sporządzone danie woka, podgrzewając je.Jak się później przekonaliśmy do baru zawsze stała długa kolejka, my dziś mamy szczęście, nie ma nikogo przed nami.  Pełny talerz zaspokoił nasze oczekiwania, na deser kupujemy jeszcze zestaw pięciu ciasteczek kokosowych , mniam i ruszamy na krótki, wieczorny spacer w kierunku Mekongu. Frontem do rzeki stoją hoteliki i bary, niby ludzi sporo, turystów i miejscowych  , ale jakoś tak spokojnie nienachalnych. Może udziela im się atmosfera miasta , uważanego za duchową stolicę Laosu. Liczba 345 świątyń w tak małym miasteczku sprawia , że właściwie w każdym jego miejscu czujesz się jak w świętym przybytku.

Wracamy do naszej norki. Jutro ostatni dzień luzu, pojutrze przyjeżdżają P. , powitamy ich na lotnisku.

 

8 myśli na temat “Laos 2015 #6 Docieramy do Luang Prabang

    1. Ja myślę, że jest to bardzo łatwe do realizacji , kasy potrzeba tyle ile na wczasy Mielnie a bookowanie biletów i miejscówek przez internet jest łatwiutkie 🙂 Mogę pomóc 🙂
      pozdr

      Polubienie

  1. To właśnie nieoczekiwane zwroty akcji sprawiają, że jakaś podróż, czy sytuacja zostaje nam w pamięci:) Może pokoik nie zachwycał, ale przecież nie przyjechaliście po to, by siedzieć w pokoju:) Szkoda, że w Polsce nie można zjeść takich pyszności za 5 zł:)

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.