Sri Lanka 2022 #14 Ambuluwawa

W połowie drogi z Kandy do Rambody , w pobliżu miejscowości Gampola , znajduje się ciekawy budynek. To Wieża Ambuluwawa.Jest to wieloreligijne centrum, do którego przyjeżdżają wyznawcy wszystkich wyznań praktykowanych na Sri Lance, aby praktykować swoją religię. Składa się ze świątyni buddyjskiej, świątyni hinduskiej, kościoła i meczetu.Ma wysokość 48 metrów, stoi na szczycie wysokiego wzgórza co daje odwiedzającym szeroką perspektywę .Z parkingu dla samochodów można dostać się wieży na piechotę lub tuk-tukiem. Droga jest dość długa, 3 km , ale za to stroma.
Bierzemy tuk-tuki.

Wbrew pierwszemu wrażeniu mieścimy się ze Zbyszkiem całkiem swobodnie. Aby jednak coś zobaczyć po drodze musimy się mocno schylać, Lankijczycy są raczej niewysocy. Kierowca odpala maszynę , jedziemy na pełnej…, chyba nie uda mu się przerzucić na wyższy bieg. Mniej więcej w połowie drogi zaczyna halsować po szosie , usiłując kompensować stromiznę.
Niestety, silnik odmawia posłuszeństwa. Jeden z nas musi wysiąść, pada na mnie , siedzę przy drzwiach. Droga na piechotę wydaje się niewykonalna,choć prawdą jest , że mijaliśmy całe rodziny Lankijczyków idących swobodnie w górę .

Niemrawo przesuwam się po szosie, na szczęście kierowca wrócił. Wieża robi wrażenie , jest całkiem wysoka. Na szczęście w środku są porządne schody, no i nie trzeba zdejmować butów. W miarę wysokości wieża zwęża się coraz bardziej, otwory okienne, którymi przedostajemy się na zewnętrzne schody są coraz węższe. Do głowy przychodzą rozmaite myśli – co będzie jak się zaklinuję w okienku? Metalowa platforma na zewnątrz też nie budzi zaufania, schodki trzeszczą… Najszczuplejsi nie dają za wygraną, podobno trochę wyżej jest naprawdę hardkorowo, przez okienka przechodzi swobodnie tylko głowa, nad resztą europejskiego ciała trzeba mocno popracować. Do tego wiatr świszcze a metalowe schodki niepokojąco pracują.
U podnóża wieży zaklinacz węży występuje z kobrami.Podobno są aksamitne w dotyku… Nie lubię węży.

Tuk-tuk z powrotem pędzi jak szalony, chyba obciążenie mu służy. Po małym posiłku ruszamy dalej.
Za 1-2 godziny powinniśmy być w Kithulgala.Tam Team 39 organizuje spływ pontonowy, tzw. whitewater rafting. Starannie się przygotowujemy – kaski, kapoki, japonki.Podjeżdżamy kawałek w górę rzeki i schodzimy do brzegu. Tu sternik objaśnia komendy, bierzemy wiosła w dłoń i mościmy się w pontonie.Spokojnie ruszamy , za chwilę nabieramy prędkości i pokonujemy pierwszą kaskadę.
Zrobiło się mokro, nabraliśmy trochę wody. Pojawiają się duże kamienie, jakoś je omijamy, ale Ania nie była zbyt skupiona na odprawie ( smsowała ?) i kiedy trzeba pracować pełną parą to siedzi w bezruchu, albo , co gorsza, wiosłuje do tyłu.Ale udaje się jakoś płynąć, kolejny próg prawie wysadza nas z łódki, zanurzamy się całkowicie, woda przelewa się przez burty. Zabieramy się gorączkowo do wybierania , ale system samoosuszania działa bez pudła – za chwilę wody w pontonie już nie ma. Jeszcze kilka mniejszych kaskad i rzeka uspokaja się. Sternik proponuje kąpiel , rzeka sama poprowadzi do brzegu.
Oczywiście Dorota i Kaśka są pierwsze do takich przygód, po chwili wahania wskakuje Darshan. Do brzegu nie jest daleko , ale nasi podróżnicy wodni zdążyli już zmarznąć.
Przebieramy się szybko w obejściu Teamu i jedziemy dalej. Do hotelu zajeżdżamy o zmroku.Szok – w restauracji tłum ludzi. Rosyjska wycieczka.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.