Raja Ampat 2019 # 10 Co dwa penisy to nie jeden , czyli nie pij z Papuasem

P1000573b
Dyskretnie podpytuję Halinkę , jak tam przebiegłą orgia . Odpowiada sucho : „Jakie tsunami , taka orgia” . Wygląda na to , że nie ma się co ślinić  w oczekiwaniu na szczegóły.
Od rana w naszej osadzie ruch. Chłopaki , którzy w poprzednich dniach o tej porze popychali pierdoły , popalając fajki teraz grabią liście, palą śmieci, zamiatają plażę .  Rahaja , szefowa , dowodzi , kierując młodzież na newralgiczne odcinki. Coś się stało ?
No tak , przyjechał boss. Obet mówi o nim przyciszonym głosem ,z wielkim respektem –    ” big boss” . Jeszcze śpi w bungalowie , ale na pewno słyszy i wie , kto się wyróżnia w pracy.
Na pewno są to Rahaja , jego żona , nosząca się po muzułmańsku , i jego młody kuzyn , który jeszcze wczoraj był odsuwany od wszelkich bardziej skomplikowanych prac , aby sobie nie zrobił krzywdy. Ma sporą nadwagę ( świadectwo pozycji społecznej) więc wynoszenie śmieci z plaży to spore wyzwanie , wszyscy patrzą z podziwem.
Kiedy przez te parę dni obserwowaliśmy tę grupkę młodzieży ( bo jest też jedna dziewczyna ) to odnieśliśmy wrażenie , że to ich wakacje , nie nasze. Całymi dniami śpią  lub gadają , sporą popularnością cieszy się też wgapianie się w smartfony , mimo braku neta.
Obet mówi , że big boss widząc , jak wczoraj imprezujemy na plaży zapragnął się z nami zaprzyjaźnić , ale niestety , kiedy się zjawił nas już nie było. Na pociechę odpowiadam mu tylko ” maybe tomorrow” i sprawa jest na razie załatwiona.P1000596b
Dziś w planach mamy rejs do Błękitnej Rzeki. Nie bardzo kojarzę , tego miejsca nie ma w przewodnikach. Mamy dylemat – czy płynąć szybszą łodzią ( drożej) czy wolniejszą ( o połowę taniej). Nie śpieszy nam się , decydujemy się na wolniejszą. Po konsultacjach ze sternikiem Obet jednak oznajmia , że z powodu silnych prądów musimy płynąć motorówką i konsultacje diabli wzięli.
P1000634b

Płyniemy w kierunku Waisai, ale po kilku kilometrach wbijamy w ląd.Woda ma zielonkawo-niebieski kolor, miesza się słodka z morską. Za chwilę ujście rzeki zwęża się i płyniemy w szpalerze drzew. Jest coraz płyciej, sternik wybiera szlaki bliżej brzegu , gdzie prąd jest największy a i głębokość odpowiednia. Po pół godzinie nie da się dalej płynąć, motorówka szoruje po dnie.Wysiadamy do wody, dobrze , że mamy stabilne obuwie, nawet moje sandały dają radę na kamienistej plaży.

P1000606bWita nas facet z czajnikiem, zbiera kasę . Nie przyznajemy się , że mamy trochę przy sobie , więc jeden z chłopaków rusza z powrotem do łodzi, w końcu wejściówka jest wliczona w koszt wycieczki. Przybiega za kilkanaście minut , facet z czajnikiem kasuje i przyzwalająco kiwa głową.

20191114_104629b
Razem z nami wędrują jacyś Chińczycy ze swoim przewodnikiem. Droga jest przyjemna, drzewa dają miły cień , choć jest bardzo wilgotno.
Za kilkadziesiąt minut docieramy do rzeki. Rzeczywiście , ma zadziwiający kolor, błękitno-seledynowy.

20191114_111706b
Wśród wszechogarniającej zieleni lasu rzeczka wygląda bajkowo. Jest chłodna, Chińczycy ubierają się w specjalne kombinezony do skoków do rzeki , nasi przewodnicy też wskakują z efektownymi saltami , my jesteśmy wstrzemięźliwi. Niezbyt przyjemnie kontynuować przygodę w mokrych gaciach.  Nieopodal jest łacha drugiej , szerszej rzeki , aż się prosi o kilka fotek.

P1000612bWracamy tą sama drogą do naszej łodzi, powolutku, omijając zdradliwe płycizny przemieszczamy się do ujścia. Na morzu bujamy się jeszcze kawałek i docieramy do jaskini , w której widać kupkę kości . Podobno ludzkie, po walkach z sąsiednim plemieniem nie było miejsca na pochowanie poległych , więc ciała zgromadzono w jaskiniach . Miejscowi do dziś zostawiają im dary , przede wszystkim papierosy, co też i my czynimy.
20191114_122515a
Ostatnim etapem naszej wycieczki jest Skała Dwóch Penisów. Rzeczywiście ze skały zwisają stalaktyty o wyglądzie penisa. Kasia cyka zdjęcia, chłopaki chętnie robią swoje, z Kasią w roli głównej.My siedzimy w tyle łodzi , trudno dotrzeć na przód i przytulić się do narządów , a zresztą nie chcemy Kasi robić konkurencji. Odpływamy , Kasia sprawdza zdjęcia, żadne nie wyszło , aparat w komórce zastrajkował. Oczywiście nie wracamy , może któryś z chłopaków udostępni jej swoje foty.

P1000644bZ powrotem płyniemy trochę zygzakiem , bo Kasia siedzi oparta o przednią szybę, jej fruwająca koszulka ewidentnie rozprasza sternika , który co chwila prostuje kurs.
Po południu dziewczyny wybierają się na nurkowanie w okolicach jaskini . Nie liczą specjalnie na wsparcie miejscowych , ale i tak są oni niezbędni choćby do wyekwipowania .
Dorota i Kasia wracają zadowolone, pływały same, Obet  wypatrywał z kuszą kolejnej zdobyczy, ale bez sukcesu.
Przy kolacji odwiedza nas Rahaja , z dziewczynami dobrze jej się rozmawia. Odmawia alkoholu , co nie wzbudza u nas specjalnej niechęci.

P1000682bWieczorna impreza się przeciągnęła, było wesoło , dziewczyny dobrze się bawiły , chłopaki uczestniczyli w roli obserwatorów.
W planach na dzisiaj mamy wyjazd do Waisai , przede wszystkim aby kupić jakieś pamiątki , no i uzupełnić zapas używek.
Łódka niespodziewanie skręca na ląd wcześniej niż się spodziewamy , dobijamy do przystani. Tu przesiadamy się do sporej Toyoty. To własność Rahaji , pracuje w jakimś miejscowym urzędzie , Halinka ma podejrzenie , że zajmuje się nami poniekąd służbowo. Jedziemy dość powoli, droga jest wąska i pełna zakrętów , ale przynajmniej możemy zobaczyć , jak właściwie wygląda  wyspa. Po kilkudziesięciu minutach jazdy przez las pojawiają się pierwsze zabudowania, buduje się spory kościół. Naprawdę nie wiem , po co na takim zadupiu taki wielki obiekt, wokół widać tylko kilka chat.
P1000677bWjeżdżamy do miasteczka , budyneczki są max piętrowe, ot, azjatycka dziura.
Zajeżdżamy od razu do sklepiku bossa. Jest niewielki, towar przykurzony , dziewczyny biorą każdy przedmiot do ręki z nadzieją , że wypatrzą  jakiegoś białego kruka. Dobrą godzinę tu jesteśmy a jeszcze nie wszyscy się zdecydowali , wreszcie czas wychodzić. Jedziemy na targowisko . Mango , banany, papaje nie występują może w jakiś gigantycznych ilościach , ale są dojrzałe i słodkie.
P1000693bCzas na lunch , zajeżdżamy do zaprzyjaźnionej knajpki. Plastikowe stoły i krzesła, w szklanej witrynce kilkanaście zestawów. Są warzywa, mięso, grilowane nóżki kurczaków, jakieś ryby. Można jeść do woli za kwotę wstępu. Nie mam pojęcia , jaka to kwota, bo lunch stawia Rahaja.  Potrawy są smaczne i wreszcie przyprawione. Niektóre nawet mocą wyciskają łzy.

P1000694bPo drodze wpadamy do znajomej hurtowni , whisky, cola i piwo w plastikowych torbach , oczy świętoszków wzniesione ku niebu… déjà vu .
Wracamy tą samą drogą, tym razem Rahaja już nie prowadzi , zostaje w miasteczku. Drogę przez morze urozmaica nam widok, groźnego nieba, wszędzie dookoła pada , u nas na razie spada tylko kilka kropel.
P1000644bUdaje się , deszcz nie pada w naszym rejonie, można poplażować.
Wieczór należy do nas  , trzeba zapoznać się ze świeżo zgromadzonymi  zapasami , tym bardziej , że wizytę zapowiedział boss. Po skończonej kolacji przysiada się do sąsiedniego stołu wraz z wianuszkiem  przybocznych , gotowych na każde jego skinienie. Przynieśli jakiś alkohol, pańskim gestem obdarowuje nas kilkom puszkami piwa.  Przysiada się do niego Kasia, zawzięcie rozprawiają. Boss jest w coraz większym gazie, pokazuje zdjęcia , chwali się majątkiem i koneksjami . Podobno jest jednym z najbogatszych i najważniejszych ludzi na wyspie.

P1000668b

Wieczór okazał się dość burzliwy. Boss wypił wszystko , co miał , więc wysłał chłopaków łodzią po dolewkę. Sam zaczął się zachowywać na tyle dziwacznie , że wszyscy pojedynczo zaczęli się ulatniać. Ostatnia wychodziła Kasia , co było błędem , gdyż jako mieszkająca samotnie atrakcyjna laska stanowiła łatwy cel dla potencjalnego zainteresowanego bliższym kontaktem. Oczywiście , wzrost i postura bossa nie dawała mu żadnych szans z ćwiczącą karate naszą towarzyszką, ale urażone męskie ego mogło narobić nam kłopotów.  Kiedy więc wygłodniały lew , nie krępując się obecnością małżonki , krążył dookoła jej domku uciekła do sąsiedniego bungalowu Basi z prośbą o nocleg. Po chwili do domku zawitali przerażeni chłopcy, z Obetem na czele , który rzucił się na kolana przed Basią , prosząc o niewywoływanie awantury. Boss ma sporo kontaktów i to Obet zapłaciłby posadą za ewentualne zamieszanie. Do tego prosto do łazienki wparował jeszcze gruby kuzyn bossa , w sumie nie wiadomo po co. I tak posiedzieli godzinkę czy dwie , dopóki szefowi się nie znudziło i nie poszedł spać.

P1000494bTeraz wszyscy mają spuszczone nosy na kwintę , choć dzisiaj jest Dzień Kokosa. Najbystrzejsi wdrapują się na palmy , zrzucając dojrzałe owoce. Mimo, że na drzewie porobiono nacięcia, to i tak wejście jest wyczynem, zważywszy , że w jednej ręce trzymają zapalony wiecheć liści , którym wypłaszają ewentualne pająki czy węże z korony drzewa.
P1000707bCzęść kokosów od razu jest przygotowywana dla nas , płyn jest smaczny i orzeźwiający, nad miąższem trzeba się trochę napracować , choć jest dość miękki. Pozostała część , w sumie dwa spore worki , pojedzie do miasta podreperować budżet.
Dzień spędzamy na plaży , z krótkim wypadem do pobliskiej jaskini. Jest olbrzymia, dziwne, że nie jest jeszcze powszechnie znana. Może dlatego , że dojście jest trudne, a zejście jeszcze trudniejsze.
Kasia gra w karty z Rahają i chłopakami , mimo trudności ze zrozumieniem zasad gry bawią się dobrze ; gra kończy się nagle , kiedy Kasia zaczyna wygrywać.
Wieczorem chłopaki szykują pożegnalne ognisko . Znoszą na plażę spore ilości drewna, mam nadzieję , że nasze bungalowy nie ucierpią, bo budują konstrukcję  dość niefrasobliwie.

20191117_200655b
Jest miło , dopóki nie nadeszła Rahaja ze swoim zestawem disco-indo. Spory głośnik daje z siebie wszystko, charczy i rzęzi , trudno wytrzymać  tę agonię. Kiedy rozpoczynają się pląsy nie dajemy rady i ewakuujemy się .
Prom odchodzi o 10 rano, chłopaki twierdzą , że godzinka nam wystarczy , aby do niego dotrzeć, ale z tyłu głowy mam drogę tydzień temu. No , ale w razie czego płynie jeszcze jeden , o czternastej.

20191118_074559aJest trochę płaczu przy pożegnaniu, Obet z Rahają zaklinają mnie , abym w bookingu czy tripadvisorze zamieścił jakąś pozytywną opinię i tyle gwiazdek , ile można. Pewnie tak zrobię, jak już trochę ochłonę.
Obet kupuje nam bilety , prom jest jak zwykle pełny ludzi. Naprzeciwko mnie siedzi dziewczyna , chyba najładniejsza z miejscowych. Co chwila robi sobie selfie z różnymi figlarnymi minkami. Przegląda je , wyraźnie zadowolona. Jako tło na pierwszej stronie również ma swoje zdjęcie…. Rahaja umówiła nam taksówki w porcie w Sorong, wiozą nas do hotelu. Pozwala to nam oszczędzić nerwy na targowaniu się o koszt kursu.

20191118_111757bPo spartańskich warunkach na wyspie hotel z białą pościelą , klimą i barkiem jawi się jak spełnienie marzeń. Na dworze jest bardzo gorąco i parno, parędziesiąt kilometrów stąd pogoda była podobna , ale powietrze zupełnie inne. I pomyśleć,że pierwsza wersja planu zakładała Sorong jako bazę wypadową , Opatrzność mnie powstrzymała.
Samolot do Dżakarty, a później do Singapuru mamy o 8 rano, jesteśmy na lotnisku wcześnie, to tylko 5 minut od naszego hotelu.Mamy czas , żeby się pokręcić . Gdy ktoś skieruje kroki do toalety może przeżyć niezły szok.

20191119_074312aWracamy do wielkiego świata , lotnisko w Singapurze zwycięża od kilku lat w rankingach , ale nie poświęcamy mu za dużo czasu. Jest prawie wieczór ,  Maxi Taxi wiezie nas do hotelu , pokoiki są malutkie , trochę inaczej wyglądają na obrazkach w internecie. Kolacja w chińskiej knajpie z pierożkami dim-sum w roli głównej , krótki spacer. Na moją propozycję, aby przejść się po kultowej ulicy Orchard street ekipa kręci głowami , „przecież nie przyjechaliśmy tu na zakupy”. Nie komentuję, choć ulica jest super, ozdobiona świątecznie na pewno jest warta spaceru.Zastanawiam się , czy równie lekceważąco odnoszą się do Pól Elizejskich w Paryżu, Oxford street w Londynie czy 5th Avenue w Nowym Jorku. Widzę , że moje doświadczenia z poprzedniego , tygodniowego pobytu w Singapurze są dziś zupełnie nieprzydatne. Bąkam jeszcze coś o pobliskim Forcie Canningana, spędziłem w parku fascynujące popołudnie, ale znowu słyszę ironiczne uwagi , więc  ostatecznie wycofuję się z roli przewodnika.

20191120_110916bBudzę się o 4 rano, trudno spać , więc o szóstej wychodzę na ulicę. Jest ciemno i pusto. Singapur późno wstaje i późno zasypia. Mijam kilku joggerów , w 7/11 piję kawę. Nie czuję się zbyt dobrze , mam nadzieję , że po śniadaniu werwa wróci.  Wojtek oznajmia , że demokratyczną decyzją dzisiejszy dzień upłynie pod znakiem wizyt w Małych Chinach , Małych Indiach i Dzielnicy Arabskiej. Do tego pada propozycja , aby do Małych Chin  udać się na piechotę , to przecież blisko. Hmm, z tego co pamiętam to jest 1,5-2 godziny marszu całkiem nieciekawymi ulicami , ale nie chce mi się już wdawać w dyskusję. Google prowadzi zakosami , szuram za grupą noga za nogą. Kasia  z entuzjazmem odwiedza wszystkie pagody w Małych Chinach, to dla niej nowe doświadczenie , nie była nigdy w Azji.
20191120_125956bPrzedzieramy się przez tłum turystów i kramów z tandetą, w chińskiej knajpce zatrzymujemy się na lunch, kilka sajgonek i piwo pozwalają na chwilę zapomnieć o upale na dworze.
Wracamy trochę inną drogą , na szczęście zatrzymuje nas ulewa. Nie wygląda na przelotną, więc odmeldowuje się i biegnę na drugą stronę ulicy do metra. Mimo , iż od stacji metra do hotelu dzieli tylko kilkanaście metrów docieram do pokoju całkiem przemoczony i zziębnięty.
Wskakuję do łóżka , aby się rozgrzać.Jest mi bardzo zimno , mimo klimy włączonej na 25 stopni. Po chwili przychodzi Dorota, też nie mogli się doczekać końca ulewy i wrócili metrem.
Czuję się coraz gorzej , dostaję dreszczy. Temperatura rośnie, zastanawiam się , czy to przeziębienie , czy coś gorszego – malaria, denga , może japońskie zapalenie mózgu? To ostatnie raczej nie , myślę dość jasno. Moja Żona aplikuje mi antybiotyk, staram się zasnąć , ale noc jest nieprzespana, tak moja , jak i Doroty.
Odmawiam wstania z łóżka na śniadanie, czuję się okropnie, chociaż gorączka mija. Dzień spędzam w łóżku , ekipa idzie w miasto.
Pozostałe trzy dni spędzam  w hotelu , więc nie ma o czym pisać. Wrzucę kilka fajnych fotek , muszą wystarczyć.

P1000789a

K O N I E C

6 myśli na temat “Raja Ampat 2019 # 10 Co dwa penisy to nie jeden , czyli nie pij z Papuasem

  1. Bo to w ogóle trzeba patrzeć z kim się siada do picia. W Nowym Roku życzę Wszystkim tylko DOBREJ KOMPANII I GODZIWIE WYPEŁNIONYCH NACZYŃ!

    Polubienie

  2.  Hej ! Twój blog więc masz prawo pisać co Ci w duszy gra jednak muszę sprostować istotną dla mnie sytuację z wieczoru z mężem Rahai . Wyszliśmy we czwórkę z Kasią , odprowadziliśmy ją pod drzwi domku . Nie zostawiliśmy jej samej ani na chwilę. Opowiadaliśmy o tym kilka razy. Facet był namolny , podpity i nieobliczalny . ,,Załatwiliśmy” go dyplomatycznie . Nie wiedziałeś o tym (?) zostawiłeś nas w bądź co bądź nieciekawej sytuacji. Proszę o korektę na blogu . Dla mnie jest to szczególnie ważne bo za punkt honoru poczytam sobie babską solidarność i tego wieczoru nawet przez sekundę nie pomyślałam żeby zostawić Kasię z tym pożal się Boże kacykiem. Pozdrawiam , życzę zdrowia Halina Wysłane z iPhone’a

    >> Wiadomość napisana przez bigmarkk. Do przodu i na boki . w dniu 06.01.2020, o godz. 09:07: >  >

    Polubienie

  3. Bardzo barwnie Pan pisze, historia ze szczyptą grozy ale całe szczęście z dobrym zakończeniem. Zastanawia mnie czy „Skała Dwóch Penisów” to miejscowa nazwa?

    Polubienie

    1. Kiedy przewodnik oznajmił, że będziemy oglądać dwa penisy to myślałem , że chodzi o mój i Wojtka. Ale tego udało się uniknąć , więc sądzę , że chodzi o nazwę zwyczajową, być może wymyśloną pod potrzeby turystów. Pozdrawiam , miłego dnia !

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.