Indonezja 2017 # 5 Tana Toradża , czyli ostatni przedostatni

DSC_0656bAleż pomyłka ! Witek wieczorem przychodzi ze zdziwioną miną i pokazuje bilet na samolot. Data jak byk – wylot nie jest jutro , a pojutrze. Dębieję, to niemożliwe. Dorota wylatuje dziś z Berlina , jutro spotkamy się z nią w Ambon! Idę posprawdzać swoje
wydruki , ale wychodzi na to , że pomyliłem się o jeden dzień. Jest mi głupio , ale program jest tak skomplikowany , że to się mogło zdarzyć. Choć nie musiało.
Dorota ma na szczęście bilet z Dżakarty do Ambon na pojutrze, w tej sytuacji rezerwuję jej hotel w Dżakarcie, to dobry hotel , mam nadzieję,że mnie nie przeklnie.
Ale co zrobić jutro w Rantepao ? Jest już późno , piszę maila do Yohanisa , z którym już zdążyłem się rozliczyć i umówić na transport na lotnisko i opisuję sytuację, prosząc o jakieś sugestie.
Noc mam nieprzespaną,boleję nad swoją głupotą , szukam przyczyn, raz po raz wychodzę na papierosa , sen zmaga mnie dopiero nad ranem, kiedy dochodzę do wniosku , że to wina Yohanisa.
20171108_114702bMiałem cały czas w głowie trzy dni zwiedzania + 1 dzień odpoczynku, ale w pierwszej wersji , kiedy mieliśmy dostać się do Rantepao autobusem ten pierwszy dzień zacząłby się następnego dnia po całodziennej jeździe. Plan się zmienił jednak i do Rantepao dolecieliśmy przed południem , i wtedy mieliśmy do dyspozycji prawie cały dzień.
Mimo krótkiej nocy wstaję wcześnie rano, z napięciem czekając na przewodnika, drepcząc dookoła hotelu.
Wreszcie jest , wyluzowany , ze spokojem informuje , że jest kilka opcji spędzenia dzisiejszego dnia, uzgadniamy , że zabierze nas na basen.
Ekipa nie bardzo przejęła się moimi dylematami , z entuzjazmem przyjęła darowany nam przez los ( i moją głupotę) dodatkowy dzień wakacji.Gorące źródła ? Super! Basen ? Super ! Wodospad ? Super ! Taka drużyna to skarb .
DSC_0665bWybieramy basen , to kawałek drogi , ale było warto. Pośrodku niczego , na zboczu góry zachęcająco mruga do nas niebieskim okiem wielki basen. Jest prawie pusto , kilku miejscowych nam nie przeszkadza. Przepiękna panorama i bar z zimnym piwem dopełniają idyllę.
Pluskamy się ciepłej wodzie, wygrzewamy pod parasolami , czas na piwo. Diskdżokejka  puszcza na cały regulator przeboje Abby z YouTuba, kiedy jednak rozkoszujemy się zimnym Bintangiem rozlegają się znajome teksty. Hmm , czy to możliwe ? Skąd ona wiedziała ?
20171108_114640bW każdym razie miło było na końcu świata usłyszeć przez 500 Watowe głośniki ” I love Poland, k..a mać !” Potem usłyszeliśmy jeszcze piosenki Reny Rolskiej czy Sławy Przybylskiej i z oczami pełnymi łez udajemy się na posiłek.
Restauracja poza piękną panoramą na pola ryżowe nie oferuje nic specjalnego , zjadamy bez ekscytacji i wracamy do hotelu. Sprawdzam jeszcze raz bilety , tak , jutro naprawdę się pożegnamy z Yohanisem.
Obiecuję mu , że zarekomenduję jego osobę w Polsce , czynie to ze szczery przekonaniem , spędziliśmy w magicznej krainie Toradżów kilka niezapomnianych dni.
Rano pakujemy się do naszego ulubionego busa i po kilku kwadransach jesteśmy na lotnisku.
Odprawa jest zabawna, obsługa waży bagaże , ale i każdego osobnika z osobna.Niektórzy odwracają się tyłem do wskaźnika wagi , tylko Kaluś jest zadowolony, minus trzy kilo daje dobrą prognozę na przyszłość.
20171109_102714bLimit wagi bagażu to tylko 10 kg, trudno zmieścić w nim rzeczy na trzytygodniowy pobyt więc płacimy za nadbagaż.Całe szczęście , że Iwona i Witek mają tylko bagaże podręczne.Ale kwota jest nieduża , 20 kg nadbagażu na całą grupę to tylko 300 000 IDR.
Po niecałej godzinie lotu lądujemy w Makassar. Wybrałem na tą chwilę inny hotel , niż , jak poprzednio Dalton. To Ultima Horison.
20171108_103913bNa Agoda.com prezentował się zachęcająco. Nie wziąłem jednie pod uwagę sporych odległości i dużego ruchu na mieście , jedziemy taksówkami ponad godzinę. Hotel jednak jest ładny , ma nawet basen , ale jest położony na odludziu, musimy się zadowolić ofertą hotelu.
Pobudka o 2 w nocy, szybkie śniadanie, taksówki już czekają.Tym razem podróż na lotnisko przebiega szybciej , taksiarze tradycyjnie chcą wydębić na opłatę za autostradę , ale tym razem jestem mądrzejszy i zdecydowanie odmawiam.
Po godzinie lądujemy w Ambon. Z trudnością rozpoznaję Moją Żonę , w końcu nie widzieliśmy się już ponad tydzień.
Teraz już w komplecie ruszamy na spotkanie nowej przygody .

Indonezja 2017 # 4 Tana Toradża , czyli na wsi jak w domu.

DSC09238bPlan był taki ,że po trzech dniach intensywnych przeżyć duchowy miał nastąpić ostatni dzień bardziej lajtowy , spędzony przy basenie czy na shoppingu. Tak się jednak złożyło ,że w hotelu nie ma basenu , zaś wyjście na zakupy, poza faktem ,że Rantepao to dziura ze znikomą ilością sklepów, groziło śmiercią lub kalectwem. Brak chodników, dziury i otwarte studzienki na poboczach , koszmarny ruch motorków , jadących lewą i prawą stroną … tak , spacerek też nie wchodził w rachubę.
DSC_0647bPlan trzeba zmodyfikować. Ustalamy z Yohanisem , że  zawiezie nas do swojej rodzinnej wioski. Niedawno postawił nowy dom , mieszka na co dzień co prawda w mieście , niedaleko naszego hotelu , ale ma jakieś plany związane z rozwinięciem swojej oferty turystycznej.
Zgadzamy się chętnie, dla mnie spojrzenie poza scenę przeznaczoną dla turystów zawsze stanowiło największą atrakcję.
DSC09230bKilkadziesiąt minut zmierzamy w okolice wczorajszej ceremonii, dróżki są wąskie i dziurawe. Zwiedzanie Tana Toradża bez lokalnego przewodnika jest w moim przekonaniu zupełnie bez sensu. Atrakcje są słabo ( o ile w ogóle) oznaczone , poza główną drogą brak jest znaków drogowych , informacja drogowa także bliska zeru. Wymijanie na wąskich drogach to sztuka dla wtajemniczonych , tym trudniejsze, że obowiązuje ruch lewostronny.
DSC09215bDobry przewodnik , a takim jest Yohanis, dysponuje transportem i zna realia , a co najważniejsze potrafi zebrać info o  Ceremoniach i innych uroczystościach.
Wioska jest nieduża, stylowy dom , oczywiście z rogami na dachu jest jeszcze niezamieszkany. Ale obok niego stoi kilka innych chat, wita nas babcia, brat rozpala grilla, ojciec wychodzi do lasu z tyłu zabudowań, aby przynieść trochę owoców.
DSC09229bRozsiadamy się na platformie , pijemy kawę ,spacerujemy po wiosce. Jest pusto, w gorące południe aktywność zamiera.
Uderza czystość , nie ma walających się foliówek ( w Indonezji powszechne są w kolorze czarnym , dodawane nawet do paczki papierosów) i plastikowych butelek.
Pytam Yohanisa , co oznaczają słowa jalan – jalan , którymi z uśmiechem odpowiadali na  pozdrowienia mieszkańcy.
Otóż oznacza ono po prostu – spacer . A myślałem ,że to jakaś kwaśna uwaga , typu grubas czy łysy …ehh, polska , podejrzliwa natura.
DSC09248bLeniwy dzień, siedzimy, gapiąc się na gospodarzy i strasząc dzieci wracające ze szkoły.
Wreszcie czas na lunch . Trzeba przyznać, że to najlepsze jedzenie , za jakim mieliśmy do tej pory do czynienia.
Kilka skromnych potraw , ale doprawionych i po prostu smacznych. Popijamy zimnym Bintangiem i jesteśmy usatysfakcjonowani.
20171107_134422bYohanis ma plan , aby włączyć ten punkt programu na stałe do swojej oferty. Jestem pewien , że ma to szans powodzenia i bardzo mu tego życzę.
DSC09225bŻegnamy się z domownikami , seniorka prezentuje się dumnie w sprezentowanych okularach.
DSC09193bPo drodze do hotelu zaglądamy jeszcze do kolejnego miejsca pochówku. To groby dzieci . W drzewach. Małe dzieci , a często niemowlaki, którym nie dane było przeżyć były ( bo chyba już nie są ) chowane w wydrążonych dziuplach drzew. Nie wszystkich , w grę wchodzą tylko 4 gatunki.
DSC09194bDrzewa są solidne , dookoła widać kilkanaście dziupli, niektóre już całkowicie zarośnięte. Yohanis opowiada o nich długie historie , ale się w nich gubię. Warto tylko wspomnieć, że w Tana Toraja ( a może też w innych miejscach Indonezji ) dzieci do 18
miesiąca życia nie mogą stanąć na ziemi. Wygląda na to ,że są noszone lub śpią w łóżeczkach.Po tym czasie społeczność uznaje , że taka dbałość jest już niepotrzebna i dzieciaki stają na własnych nogach.
DSC_0612bJeszcze krótki spacer do grobowców , zlokalizowanych w jaskiniach . Trzeba przyznać , że oferta usług funeralnych jest bardzo rozbudowana,można powiedzieć , że każdy znajdzie miejsce dla siebie.
20171106_153951bWracamy do hotelu, jutro wylatujemy do Ambon.

Indonezja 2017 # 3 Tana Toradża , czyli krew na piasku ( +18)

kraj_torajow (132)bCzas na program obowiązkowy. Docieramy do Lemo , gdzie mieści się stanowisko grobów skalnych.Wykute w skałach groby są najczęstszą ilustracją , związaną z regionem Tana Toraja. DSC09033aNie będę się rozwodził nad niuansami tego rodzaju pochówków gdyż byłem bardzo zajęty poszukiwaniem toalety. Powiem więc tylko , że ścieżka z punktami widokowymi wije się wśród pól ryżowych i jest bardzo malownicza.
DSC09037bDziś głównym punktem dnia jest Ceremonia. Miejscowi na uroczystość pogrzebową mówią z dużej litery. Yohannis, który urodził się w tych okolicach, zaprosił nas na Ceremonię jednej z członkiń swojej rodziny.Pogrzeby nie są codziennością, mamy szczęście , że udaje nam się dostać na nią zaproszenie.
DSC_0352bJedziemy kilkadziesiąt kilometrów na południe, w okolice Makale. Mijamy odświętnie ubranych żałobników, sznurem jadą także busy z turystami.
Parkujemy w lesie, do wioski idziemy pieszo. Mijamy palących papierosy w cieniu kierowców , sporo osób zajętych jest przygotowywaniem wystroju , noszą ozdoby ale także, trochę dalej w lesie, opalają świnie na posiłek.
DSC_0557bDo wioski nie jest daleko, wśród chat kręcą się miejscowi,turystów zgromadzono w dwóch chatach. My mamy specjalne prawa , zaglądamy w każdy kąt.W tej chwili mistrz ceremonii wylicza z podwyższenia listę darczyńców.Trybuna robi dziwne wrażenie , bo jest ozdobiona chrześcijański symbolami, także krzyżem a przecież uroczystość z chrześcijaństwem nie ma wiele wspólnego.Nikomu taka symbioza jednak nie przeszkadza, księża podobno trochę protestują , ale ich głos nie jest specjalnie poważany.
DSC09095bCeremonia zaczyna się krótką procesją, chłopaki wnoszą świnie uwiązane za nogi na bambusowych drągach.Za nimi kroczą oficjele i rodzina, w kolejności od najbliższych i najhojniejszych darczyńców.DSC09060bZa chwilą następuje prezentacja bawołów. Jest ich 8 czy 10 , goście dopisali z prezentami. Dziś zabity zostanie tylko jeden , uroczystość potrwa kilka dni więc pozostałe mają jeszcze kilkadziesiąt godzin życia.
DSC_0402bDziewczyny podpytują, czy mogą zobaczyć nieboszczkę, wbrew ich obawom Yohanis jest z tego bardzo zadowolony. Widać , że mocno przeżywa uroczystość , w końcu to nie tylko jego rodzina , ale i tradycja, z której jest bardzo dumny.Babcia leży w pokoiku na piętrze, otoczona płaczącymi żałobnikami.Jeszcze nie umarła ( w sensie oczywiście duchowym, w sensie medycznym nie żyje już od dwóch lat).
Przez te dwa lata była ciągle członkiem rodziny , leżała w głównej części chaty, z wnętrzem spreparowanym formaliną.
Rodzina z nią rozmawiała , prosiła o radę i wsparcie,a także częstowała papierosami, wkładając zapalone do ust.
Nie bez znaczenia jest także fakt, że do Ceremonii pogrzebowej rodzina wciąż pobierała na nią rentę.
DSC_0412bNa uroczystość pogrzebową przyjeżdżają członkowie rodziny nawet z bardzo daleka, z Manado, z Dżakarty a nawet z zagranicy.
To ich wewnętrzny przymus, podsycany nadziejami na wsparcie nieboszczki w ich interesach czy życiu codziennym.
Drążymy Yohanisa, co było, gdyby , hipotetycznie , nie chciał przyjechać na tą uroczystość. Mimo naszych nalegań, aby rozważył taką sytuację nie może tego pojąć. Przyjeżdża się , i koniec.
DSC09069bNieboszczka dopiero umrze gdy pierwszy byk zostanie zabity. Wtedy żałobnicy odwrócą ją głową na wschód i odejdzie w zaświaty, prowadzona przez zwierzę.
Na razie jednak , po procesji ,niewiele się dzieje , patrzymy z lekką zgrozą na leżące na ziemi świnie .DSC09073bSą spętane bardzo szczelnie, toczą pianę, spragnione.
Wreszcie pięknie ubrana para młodych ludzi prowadzi kolejny korowód. To bohaterowie dnia – byki.Idą spokojnie prowadzone za linki, uwiązane za kółka w nosie. DSC_0505bNastępuje prezentacja na wioskowym placu, teraz już nie wszystkie są grzeczne, podobno zdarza się, że byk wyrwie się  lub niezręcznie raniony ruszy w tłum. Odsuwamy się na bezpieczną odległość, niektórzy wracają do samochodu. Tak, to widowisko dla twardzieli bez serca.
Chłopaki wyprowadzają byki, pozostaje tylko jeden. Napięcie rośnie. Jest sporo małych dzieci, przerywają zabawę kamykami, aby szeroko otwartymi oczami przyglądać się ubojowi.
DSC09166bByk nie jest szczególnie wielki.
Mistrz ceremonii przez chwilą go ustawia, po chwili jednym, szybkim ruchem podcina mu gardło.
DSC_0517bKrew sika jak fontanna , zwierzę wykonuje jeszcze kilka ruchów , pada na ziemię i zastyga.
Mistrzowskie cięcie.
Na pięterku wybucha płacz, nieboszczka odeszła na zawsze.
DSC09168bNapięcie mija , żałobnicy rozchodzą się po chatach , wg. rangi i koneksji rodzinnych.
Usiłujemy się zebrać w tym tłumie, kiedy to się udaje spotyka nas kolejny zaszczyt.
DSC09171bYohanis prowadzi nas do gospodyni uroczystości , córki nieboszczki . Wręczamy jej zwyczajowy prezent – sztangę lokalnych papierosów i zostajemy zaproszeni do chaty , gdzie biesiadują członkowie najbliższej rodziny. DSC_0532bPozdrawiają nas , uśmiechają się , robimy sobie z nimi fotki , widać , że nasza obecność nie jest im niemiła. Gospodyni częstuje kawą i herbatą, siedzimy w kucki pogryzając ciasteczka z kokosem.
Wreszcie czas się oddalić. Żegnamy się z współbiesiadnikami i gospodynią , dziękując za miło spędzony czas i życząc powodzenia , już bez wsparcia babcinej renty.DSC_0522b

/ Duża część zdjęć jest autorstwa Macieja i Anny Marii .Jestem pewien , że łatwo je zidentyfikować , są dużo lepsze od moich . Dzięki za udostępnienie ! /

 

Indonezja 2017 # 2 Tana Toradża , czyli bycze domy na ból głowy

kraj_torajow (59)aRano Yohanis nie wygląda najlepiej.Szczerze mówiąc – jeśli czuje się tak , jak wygląda to chyba będziemy mogli uczestniczyć  w jego ceremonii pogrzebowej.Niewyraźnym głosem zarzeka się , że to był pierwszy i ostatni kontakt z alkoholem . Współczujemy mu i dajemy praktyczne rady . Ania proponuje na przykład , aby dużo pił i dużo wymiotował, więc wypił trochę wody z butelki , ale z wymiotowaniem się nie rozwijał, może nie miał czym. Proponujemy śniadanie ,ale nie jest zainteresowany. Tabletkami przeciwbólowymi także, preferuje metody naturalne, czyli trzymanie za głowę i miarowe kołysanie w przód i w tył. Podobno pomocne jest także pojękiwanie. Daje sygnał do wyjazdu , mimo , że ma trudności z wstaniem z krzesła.
Zdaję sobie sprawę , że nie czas na medycynę naturalną, wmuszam w niego tabletkę ibupromu.
Dziś mamy w planie spacer do punktów widokowych oraz grobowce wykute w ścianach skalnych.
kraj_torajow (67)aPo kilkudziesięciu minutach docieramy do miejscowości Butumbuang. Tam żegnamy się z busem i przyjemną ścieżką zmierzamy do restauracji na wzgórzu.Cieszy mnie , że Yohanis wygląda lepiej z każdą minutą.Poweselał i nie może się nadziwić , że medycyna poczyniła takie postępy . Przed nami rozpościerają się wspaniałe widoki na tarasy ryżowe,okoliczne góry są ramą dla zapierającego dech krajobrazu. Pogoda jest wspaniała , jesteśmy dość wysoko , więc upał nie daje się we znaki i słońce dopisuje. Idziemy przez wieś,zaglądamy do gospodarstw , wkoło czysto i porządnie choć niebogato.

DSC_0066cLudzie miło się do nas uśmiechają i nie mają nic przeciwko ,kiedy pstrykamy foty. Turystów nie ma prawie wcale , spotykamy ich dopiero w restauracji . Aby do niej dotrzeć potrzeba trochę wysiłku , podchodzenie pod górkę nie każdemu sprawia frajdę.Ale to tylko kilkadziesiąt minut , mniej czy bardziej zdyszani meldujemy się w knajpce.
20171105_132506bkraj_torajow (66)aKoktajl z tamarelli , miejscowego endemicznego owocu daje zastrzyk energii ,tym zaś, którzy mają już w sobie zapas witamin wystarcza zimne piwo. Wybieranie potraw trwa dość długo , za namową Macieja decyduję na tradycyjne danie , na bazie bambusa i jakiejś trawy.
kraj_torajow (43)aSmakuje tak,jak brzmi i wygląda , przeżuwam zieleninę jak krowa ,ale w połowie daję za wygraną. Pytam naszego przewodnika, czy pamięta ,że prosiłem go o zwiad ,czy w naszej okolicy nie będą odbywać się jakieś ceremonie pogrzebowe , ponoć bardzo ciekawe i właściwie stanowiły jeden z głównych powodów przyjazdu do Tana Toraja.
Mówi ,że oczywiście pamięta, pogrzeb będzie się odbywał jutro , ale wysoko w górach , trzeba iść kilka godzin. To nie bardzo mi się podoba, ma szukać dalej.DSC_0003b
Dookoła stoją domy o charakterystycznie wygiętych dachach.Nazywają się  tongkonany. To one są najbardziej charakterystycznym elementem krajobrazu kraju Toradżów. Dachy przypominają rogi byka, lub jak chcą niektórzy – łódź.  Domy te w całej krainie są bardzo do siebie podobne – mają podobne wymiary oraz rozkład pomieszczeń. Teraz już raczej nie służą do mieszkania,ale jako miejsce składowania ryżu. Oparte są na solidnych palach , kiedyś drewnianych ,teraz raczej betonowych. Niższa kondygnacja , do której wiodą schodki to niespecjalnie duże pomieszczenie z otworem do zsypywania wysuszonego ryżu . Wyższa kondygnacja jest dużo mniejsza , mieści się po obu wystających częściach rogów dachu.
Z zewnątrz ściany są zdobione , efekt trochę zakłócają blaszane dachy , choć trzeba przyznać ,że drewniane dachy  w tym klimacie , gdzie codzienne ulewy są normą ,choć bardziej klimatyczne , nie są tak praktyczne i trwałe.
DSC09019bW sumie to przywiązanie do tradycji jest godne szacunku , jest jasne , że proste , płaskie magazyny byłyby i tańsze i łatwiejsze  w eksploatacji. Już widok rogatych domów z samolotu przekonuje , że wkraczamy do innej rzeczywistości.

DSC_0218bkraj_torajow (31)aRyż , jak zresztą w całej Azji,jest podstawą codziennego menu.Jest biały i kleisty , rzadko spotyka się tu wynalazki w rodzaju ryżu brązowego.Do ryżu dodaje się warzywa , a ogólnie rośliny , bo na przykład z palm wykorzystuje się liście, kwiaty, owoce, pędy ,mleczko i pewnie jeszcze kilka elementów.
DSC_0255bNa wsiach stworzenie posiłku jest banalnie proste – po prostu zaraz za domem rosną bananowce, drzewa papai ,palmy kokosowe, z ziemi wyrastają ananasy, trawa cytrynowa i mnóstwo roślin przyprawowych, takich jak bazylia azjatycka czy mięta.
Skomponowanie z nich obiadu nie stanowi problemu, czasem dodaje się kurczaki czy , na wybrzeżu , owoce morza i ryby.

SANY2459b

Indonezja 2017 # 1 Tana Toradża , czyli bycza kraina

1aLot Qatarem trochę rozczarowuje.Po zetknięciu się z wielka kampanią reklamową mam chyba zbyt wysokie wymagania, ale przeloty z Berlina do Dżakarty z krótkim postojem w Doha przebiegają bez zakłóceń.W stolicy Indonezji jesteśmy przed czwartą , różnica czasu to +6 godzin.Jest nas dziewiątka, Dorota doleci za kilka dni.Załatwiamy formalności paszportowe i czekamy na autobus , który zawiezie nas na terminal 3, gdzie odbywają się loty krajowe. Mamy przed sobą 4 godziny oczekiwania na samolot do Makassar , największego miasta na Sulawesi.

Indonezja 2017
Sulawesi, dawniej zwana Celebes to wyspa o dziwnym kształcie, niektórzy porównują ją  do skorpiona.Kilka lat temu odwiedziliśmy północ wyspy, Manado i cieśninę Bunaken, teraz jedziemy na południe. Krótki lot do Makassar przebiega bez przeszkód, około 23 jesteśmy w hotelu Dalton niedaleko lotniska.Wieczorek zapoznawczy kończymy późną nocą, ale z rozsądkiem , aby zdążyć na poranny lot do Rantepao, naszego celu.
Pobudka o 6 , bez śniadania, krótka przejażdżka taksówkami na lotnisko daje nam pojęcie o braku jakichkolwiek walorów tego miejsca.
Na lotnisku mamy trochę czasu po odprawie więc zasiadamy w jednym z barów , aby zjeść śniadanie, ale chwilę po zamówieniu wpada chłopak z emblematami linii Trans Nusa i pogania nas do wyjścia. Niechętnie się zbieramy, głodni , ale pani , która przyjmowała zamówienia głośno protestuje. Trudno jej się dziwić , kucharz jest już w dość zaawansowane fazie pracy. Po krótkiej , ale namiętnej rozmowie chłopak zabiera część ekipy, ja z Kalusiem czekamy na zabranie pojemniczków z żarciem do samolotu.Przygotowanie posiłków trwa kilka minut , tak że doganiamy ekipę jeszcze przed drzwiami lotniska.Autobusem jedziemy ładny kawałek po lotnisku , nasz samolot to niezbyt młody turbośmigłowiec,mamy nadzieję jednak , że dowiezie nas szczęśliwie. kraj_torajow (37)aLot jest króciutki, tylko 50 minut , więc nie czekając na start rozpakowujemy śniadanie. Dania są różne , udaje się je rozdzielić wg. zamówień – nasi goreng , czyli smażony ryż z warzywami ,makaron mie ,rosołki z pierożkami wonton , całkiem pokaźna paleta smaków. Kontemplujemy widoki za oknem , samolocik leci nisko ,dobrze widać tarasy ryżowe, mnóstwo tarasów , bo teren jest górzysty,giną między nimi nieliczne wioski.
Dobrze ,że pod naciskiem Macieja udało mi się zdobyć bilety na ten samolot, droga , która przemierzamy w niecałą godzinę busom zabrałaby cały dzień. Drogi na Sulawesi są beznadziejne ,nawet główna szosa , z północy na południe jest wąska, kręta i zatłoczona. Mimo wielu plusów jazdy klimatyzowanym autobusem zdecydowanie oszczędność czasu przeważa na korzyść samolotu.Ciekawe , że linia ta w naszym , internetowy świecie nie istnieje, po wielu mailach , wykorzystując całą swoją wiedzę udało mi się dotrzeć bezpośrednio do centrali, skąd przysłano bilety.
Widoki za brudnymi okienkami samolotu robią wrażenie.Lecimy dosyć nisko ,między górami,chwilami czuję się jak Indiana Jones.
Lotnisko w Rantepao jest malutkie , wykorzystuje je tylko nasz linia do wykonania dwóch lotów w tygodniu , do tego tylko w sezonie.
20171104_022617aPrzy wyjściu czeka już nas nas Yohanis. Ładujemy się do busa, droga z lotniska do miasta potrwa około trzech kwadransów. Yohanisa poznałem przez jedno z międzynarodowych forów turystycznych,robił dobre wrażenie,zaproponował ciekawy program na trzy dni pobytu , czwarty dzień zaplanowałem jako dzień wolny ,spędzony przy basenie lub na  shoppingu.Od jakiegoś czasu dostawałem od niego co kilka dni maila, upewniał się ,że na pewno przyjedziemy , przypominał ,że termin przyjazdu jest już bliski a wszystko na tą chwilę jest przygotowane.
Rozglądamy się dookoła , krajobraz jest całkowicie różny od naszego , uwagę przykuwają rogate domki, ale na pytania Yohanis robi tajemnicze miny , na wyjaśnienia przyjdzie jeszcze czas.
kraj_torajow (68)aHostel Pison , w którym zamieszkamy to kilka przyklejonych do siebie, parterowych budek,główny budynek z recepcją jest z nich najporządniejszy .Szybkie rozdzielenie pokoi, wszystkim odpowiadają.Oprócz Witka, który zaaferowany walczy o zmianę. Kończy się to tym , że on i Iwona dostają inny a ja muszę się zadowolić ich apartamentem. Ma niezaprzeczalną zaletę , że jest tuż przy recepcji , ale nie ma klimatyzacji.
Zostawiamy bagaże i ruszamy odkrywać świat .
Jedziemy naszym busem do miasta. Nie sprawia najlepszego wrażenia, duży ruch, w dodatku lewostronny, śmigające, obładowane skuterki, brak chodników, upał i gęste od spalin powietrze źle wróżą ewentualnym spacerowiczom.
DSC08873aMamy szczęście , bo dziś akurat odbywa się wielki targ byków. Byki są symbolem Tana Toradża , krainy przesyconej mistycyzmem i duchami przodków. To śmierć byka ostatecznie pieczętuje pożegnanie zmarłego.Zwierząt są setki , jeśli nie tysiące. Od całkiem niedużych po wielkie egzemplarze z masywnymi rogami. I sprzedający i kupujący to fachowcy – wiedzą , że najdroższe są te o jasnej sierści , im jaśniejsza, najlepiej biała, tym byk cenniejszy . Ich ceny nierzadko oscylują wokół 200 milionów rupii indonezyjskich ,  czyli 50 tys. złotych. Jest jeszcze kilka, może kilkanaście cech wyróżniających najcenniejsze okazy , są to np. wielkość rogów czy określony układ sierści. U ludzi takie koliście ułożone włoski nazywane są gniazdkami, ale nie robią na nikim specjalnego wrażenia,  no, może oprócz właściciela , który za wszelką cenę chce je rozczesać.
bialyaMijamy boksy z bykami , część stoi nieruchomo na dużym placu , podczepione za nos do wiszących drutów.Są w większości łagodne, wielkie oczy robią przygnębiające wrażenie , ale toradżanie uważają, że ich śmierć to naturalna kolej rzeczy – ludzie się nimi całe życie opiekują , w zamian za co byki towarzyszą im po śmierci.Dlatego tak ważna jest ilość i jakość byków składanych w ofierze.
Im ich więcej tym zmarły jest po śmierci szczęśliwszy i żywi mogą liczyć na większą jego pomoc w życiu , dojściu do bogactwa czy po prostu lepszego życia.
Kiedyś targi odbywały się regularnie co 8 dni , teraz wprowadzono odgórnie regulacje , że odbywają się dwa razy w tygodniu .
Zjeżdżają na nie hodowcy czy właściciele z całej okolicy, pokonując czasem duże odległości z wiosek w górach. Nie zawsze uda się sprzedać je za pierwszym razem , drogę trwającą czasem kilka dni trzeba więc powtarzać.
DSC08913aPrzechodzimy zgarbieni pod plandekami chroniącymi zwierzęta przed upałem, uważając , aby nie wpaść w kałużę odchodów . Kałuże są często dość głębokie , co miała nieprzyjemność przetestować Justyna , stając na niewinnie wyglądający kawałek gruntu.
Uprzejmi lokalesi pospieszyli z pomocą , czerpiąc chyba trochę przyjemności z wygrzebywania guana spomiędzy palców i obmywania ich wodą z węża.
kraj_torajow (11)aPrzez targowisko z różnościami dochodzimy do naszego busa i po kilku chwilach stajemy na lunch.
Posiłek już w komplecie , dotarła do nas Kasia , która została w hotelu. Żarcie nie jest specjalnie smaczne , kuchnia indonezyjska nie jest ceniona wśród smakoszy , ale warto o tej porze zjeść cokolwiek. Jest już trzecia po południu , ruszamy na krótką wycieczkę obejrzeć groby w skale.
kraj_torajow (29)aZaraz za miastem znajduje się kompleks grobów , pochodzących jeszcze z megalitu , nazywa się Kalimbuang Bori. Na niewielkim wzniesieniu prężą się ociosane z kamienia pale ,ich wielkość oznaczała pozycję zmarłego w społeczeństwie.Wchodząc nieco wyżej docieramy do dużej , samotnej skały. Słychać stukanie młotków, to robotnicy wykuwają w skale kolejną wnękę. Tradycja w społeczeństwie Toradżan jest ciągle żywa. W skale jest już kilka wnęk , ale są zapełnione, trzeba wykonać nowe.Pod skałą, w małej chatce dwóch czy trzech robotników ostrzy dłuta lub kuje nowe.

DSC08934Wszyscy umorusani od pyłu , w wilgotnym klimacie każda drobinka przykleja się do spoconego ciała.
DSC08938Za chwile wychodzą robotnicy kujący wnękę, Yohanis twierdzi , że skała tylko z zewnątrz jest twarda, w środku kucie to podobno bułka z masłem , ale mam nieodparte wrażenie , że mając młot udarowy praca poszłaby znacznie szybciej.
Yohanis znalazł wdzięcznego słuchacza w postaci Ani więc nie ustaje w objaśnianiu niuansów lokalnych wierzeń. Gubimy się już w nich, za dużo jak na pierwszy dzień , więc z ulgą przyjmujemy uprzejmość naszej towarzyszki.
DSC08952akraj_torajow (27)aRobi się ciemno , wracamy do hotelu , zahaczając po drodze do jedynego w mieście sklepu z alkoholem. Indonezja jest krajem muzułmańskim , więc zdajemy sobie sprawę , że alkohol nie jest łatwo dostępny . Na szczęście wódka Iceland jest do dyspozycji , w całkiem zresztą przyjemnej cenie 100 000 IDR (25 zł) za 0,7 .Nie wiemy tylko , co z jakością, ale zaraz będziemy w hotelu i wszystko stanie się jasne.
Kolacja w hotelu nie rzuca na kolana , ale daje się zjeść. Po niej czas na powitalnego drinka i test nowego napitku.
Testujemy do wyczerpania zapasów , pomaga nam w tym Yohanis, mimo początkowych oporów. Twierdzi ,że nigdy nie pił wódki ,co nam wydaje się niemożliwe.
Po pierwszym drinku staje się rozmowny i opowiada o swojej rodzinie. Jest rozwodnikiem , ponoć z przyczyn religijnych – jest protestantem , a była żona –
muzułmanką.Urodził sie w wiosce kilkanaście kilometrów od Rantepao , jest rodowitym Toradżaninem, ale teraz mieszka w mieście, kilkaset metrów od hotelu. Jednak po trzech czy czterech drinkach tracimy towarzysza, chwiejnym krokiem udaje się do domu.
My kontynuujemy, ale i mnie zmaga dość szybko , na szczęście pokój mam tuż obok.

DSC08860b

/Yohanis , nasz guide/