Sri Lanka 2022 #22 Kolombo

Poprzedniego wieczora udało mi się zabukować busa, w południe ruszamy. Ekspresówką droga szybko mija , po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu. Nasz hotel miał być w centrum , ale dookoła nie widać specjalnie ruchu.
Oczywiście trzypasmowa ulica przed hotelem jest cały czas wypełniona pojazdami, ale nie wygląda , aby było coś interesującego w zasięgu wzroku. Wygląda na to , że obsługa hotelu nie należy do najbardziej rozgarniętych.
Jesteśmy sami a check-in trwa wieki.Pokoje są nie za duże , łazienki przyzwoite.Czysto.Wjeżdżamy do restauracji coś zjeść. Przez szybę można by patrzeć na kąpiących się w basenie ludzi, ale akurat nikt z niego nie korzystał.Warto wykorzystać szansę popatrzenia na morze, bo budowany wieżowiec naprzeciwko na pewno zasłoni widok. Po obiedzie umawiamy się na spacer, nie za długi, bo się już ściemnia.

Dorota chce wymienić parę dolców i dokupić trochę upominków. Wygląda na to , że na recepcji stanowi to prawdziwe wyzwanie. Dwoje recepcjonistów pracuje w pocie czoła , przeliczając 10 dolarów na rupie. Ale i tak transakcję musiał parafować wezwany menadżer. Dobrze , że nie była konieczna interwencja kierownika, ale na wszelki wypadek czuwał w pobliżu.
Idziemy naszą ulicą spory kawałek , teoretycznie wzdłuż plaży ale przejść do niej nie sposób.Wszystko szczelnie zabudowane. Wreszcie trafiamy na jakiś zaułek , dochodzimy do nadmorskiego bulwaru. Oczywiście to żart, wzdłuż plaży ciągną się tory kolejowe, obok ulica. O plaży można pomarzyć. Dostaliśmy w ucho tym marszem brudnymi ulicami, wracamy do hotelu nie rozglądając się zbytnio na boki.

Ostatni dzień jest długi , mamy samolot o 3 w nocy. Szybka kalkulacja- 2 godziny do Negombo na lotnisko, 2 godziny przed odprawą – trzeba wyjechać z hotelu o 11 w nocy. Na szczęście mamy wykupioną dobę do rana. Idę do recepcji , aby zamówić busa na wieczór. Koleś krótko odpowiada , że oni nie mają transportu ani nie pośredniczą w jego zamówieniu. Ten hotel naprawdę ma dużo do poprawy w zakresie obsługi gości.
Koło hotelu stacjonuje co prawda grupka tuk-tuków , ale nimi nie dojedziemy na lotnisko, bo tam prowadzi ekspresówka , na którą tuk-tuki nie wjeżdżają.Może w takim razie kolej?

Wychodzimy przed hotel , chwilę czekamy na autobus, dowozi nas do Dworca Centralnego. Jest Biuro Obsługi Ruchu Turystycznego, pan zaprasza. Krótka rozmowa – pociągi i autobusy tak późno w nocy nie jeżdżą. Kłopot.Mamy co prawda namiary na kolesia,który nas przywiózł z Unawatuny, ale czy można na niego liczyć? Wracam i pytam urzędnika, czy ma jakieś namiary na wiarygodny transport.
Podzwonił, znalazł. Cena wysoka.Manodź, koleś z porannego tripu jest tańszy.Ale z kolei Biuro daje większe gwarancje wiarygodności- jakiś dokument, pokwitowanie, numer telefonu… decydujemy się na niego.
Mamy teraz cały dzień na bezstresowe zwiedzanie miasta. Nie jest ono rozplanowane z myślą o pieszych. Chodniki są wąskie i pozajmowane przez stragany. Smog dusi w gardle a żar płynie z nieba.
Dziewczyny wypatrują w przewodnikach pobliskie atrakcje , ale nie ma ich za dużo, do tego skutecznie się pochowały wśród wieżowców.

Kasia upatrzyła sobie na planie jakiś uroczy zakątek , jeziorko w cieniu drzew i do niego zmierzamy. Niestety, idziemy różnymi tempami, za chwilę całkiem się pogubimy w tłumie. I rzeczywiście. Dziewczyny pognały przodem, jakby gdzieś szykowała się wyprzedaż. My ze Zbyszkiem idziemy dostojnie , cykając fotki. Jakoś udaje się nawiązać kontakt , ale już wiadomo , że wspólne chodzenie to nie jest pomysł na dziś. Kasia i Zbyszek udają się na poszukiwanie jeziora,pozostali biorą tuk-tuka i jadą do Lotos Tower.

Kierowca skasował nas słono i zostawił pod wieżą. Niestety nieczynną. Ale płatną . 20 USD/osobę. Humory mamy zwarzone, nie odzywamy się do siebie, usiłujemy znaleźć drogę do hotelu.
Musimy gdzieś usiąść, napić się kawy i czegoś zimnego bo siły nas już opuściły jakiś czas temu. Na szczęście w momencie ostatecznej desperacji Ania wypatrzyła nazwę „Cafe” i idzie sprawdzić.
W dużym supermarkecie jest wszystko , czego potrzebujemy – picie, jedzenie , klimatyzacja a nawet toaleta. Spędzamy tu dobrą chwilę, mamy dosyć Kolombo i tego całego spaceru. Z obawą podchodzę do tuk-tuka stojącego przed marketem. Nikt nie lubi być skubany, nawet na takie nieznaczące kwoty. Podajemy nazwę hotelu, kierowca wyszukuje na mapie na smartfonie i podaje kwotę .
Nie wiedziałem , że także tuk-tuki rozliczają się w systemie Ubera. Jeszcze się upewniam , czy kwota oznacza odpłatność od osoby czy od wszystkich. Niby od wszystkich , ale i tak nie jestem do końca pewny.

Ale dojeżdżamy szczęśliwie , jeszcze tylko herbaciane zakupy w salonie po drugiej stronie ulicy i koniec wycieczki. Na podwózkę jesteśmy umówieni na 23.30 , ale już po 23 jesteśmy w lobby w komplecie.
Nie ma co , lekki stresik jest. Na ulicy ruch praktycznie ustał, gdyby nie dojechał to koniec z nami. Ale jest , bardzo punktualnie. Już w samochodzie podaje mi telefon. Pan z biura dzwoni i upewnia się , że wszystko jest ok. Nie chcę zapeszać , ale nie mam zastrzeżeń.Po drodze dwa razy zatrzymuje nas patrol policji , funkcjonariusz o surowym spojrzeniu sprawdza dokumenty, oddaje bez słowa. Na lotnisku wymieniamy resztki rupii na twardą walutę , samolot odlatuje do Kataru punktualnie i o czasie przylatuje.

Tym razem odlatujemy z nieznanego nam terminala, po drodze mijamy prawdziwy ogród botaniczny pod dachem. Pięknie. Do Warszawy dolatujemy w całkiem dobrej formie, niełatwo jest znaleźć samochód na parkingu, wszystkie są przysypane śniegiem.
Nasza Biała Strzała dowozi nas szczęśliwie do domu i to koniec opowieści.

4 myśli na temat “Sri Lanka 2022 #22 Kolombo

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.