Wietnam 2012 #2 – Od morza do gór

DSC04594

Zaraz po śniadaniu podjeżdża nasz bus . Jedziemy na północ, na Zatokę Ha Long, umieszczoną przez UNESCO na Liście Dziedzictwa Światowego.Bus wiezie tylko nas , co jest bardzo miłe.Przeważnie odbywa się to tak , że bus zbiera chętnych na rejs z kilku hoteli. Szczęściarze z pierwszego hotelu siadają wygodnie, obok na siedzenie kładą plecak , aby swobodnie sięgać po napoje bądź lekturę , potem dosiadają się następni , a kończy się tym , że kierowca rozkłada ukryte siedzenia , których istnienia się nie domyślałeś a ty z plecakiem na kolanach i z kolanami pod brodą ponuro odliczasz minuty z czterogodzinnej podróży. Jeśli jeszcze twoi współtowarzysze to młode trampy – szparagi a ty jesteś słusznych rozmiarów to możesz się liczyć z kłującymi , pełnymi wyrzutu spojrzeniami towarzyszy niedoli.

Minimalizować koszty – podstawowa zasada wietnamskiego biznesu.

My mamy dość luźno więc mamy okazję popatrzeć na mijające krajobrazy bez stresu.

Ja zastanawiam się , jaką też łódką popłyniemy. Wynajęcie łódki to loteria. W necie jest sporo ogłoszeń , ale są to oferty z górnej półki . Na miejscu w Hanoi można w każdym biurze turystycznym wykupić sobie miejsce na łodzi w różnych cenach , możesz obejrzeć jej fotki i wysłuchać szczerych zapewnień ,że jest to super okazja za śmieszne pieniądze. Ale to okaże się dopiero na miejscu. Jest duża szansa na to , że za tą niską , okupioną wylanym na negocjacjach potem ceną , kryje się przeciekające , skrzypiące czółno,gdzie oferowane posiłki skłaniają do popadnięcia w alkoholizm. A nawet jak zapłacimy godziwe pieniądze za porządny jacht to czy możemy być pewni , że będzie spełniał nasze oczekiwania ? Jeśli nie – to co ? Po powrocie pójdziemy z reklamacją ? Czy mamy czas i chęci aby przekrzykiwać się z gościem , który , jak się okazuje, umie już teraz tylko rozmawiać po wietnamsku i w ogóle nie wie , o co nam chodzi?

Nas interesuje średnia klasa za średnie pieniądze . Jedynym wyjściem było skorzystanie z pomocy ludzi z PolViet Travel, polskiego biura turystycznego z Sajgonu. Krzysztof zaproponował nam dobrą cenę za łódkę , za której jakość ręczył. No cóż, komuś trzeba wierzyć…

HaLong ma teraz nową marinę z przystanią , z której kursują statki wycieczkowe po zatoce. Jest jeszcze ciągle w budowie, na okolicznych wzgórzach widać setki surowych apartamentów, zarysy kasyn i hoteli. Podobno inwestorem są Chińczycy, ich granica jest tylko kilkadziesiąt kilometrów stąd a w Chinach obowiązuje zakaz hazardu, więc inwestor przypuszcza ,że będą chcieli połączyć przyjemne z jeszcze przyjemniejszym i tłumnie pojawią z walizkami pieniędzy. Na razie to chyba jemu zabrakło pieniędzy na dokończenie budowy a i chińscy bonzowie boją się teraz obnosić z pieniędzmi na skutek śruby przykręconej przez Xi Jinpinga.

Łódka , która po nas podpływa czasy świetności ma dawno za sobą , pewnie jeszcze przewoziła broń dla Vietcongu. Załamani wsiadamy , lokując się na zwojach lin, ale okazało się ,że płyniemy tylko kawałek i zmieniamy łajbę.

Nowy stateczek przerasta nasze oczekiwania, kajuty niezbyt wielkie ,ale czyste, łóżko duże i wygodne, do tego sprytnie urządzone łazieneczki z prysznicem. Szczęki nam opadły , kiedy zaraz zaproszono nas na lunch – bardzo porządna zastawa , żadnych plastików, kieliszki szklane, metalowe sztućce….nooo, panie , wypas. Jedzenie fantastyczne ,do tego zimny Tiger beer, zapowiada się nieźle.

P1050114Wyluzowani znajdujemy sobie punkty obserwacyjne , kiedy łódka krąży między wystającymi z wody skałami.HaLong robi wielkie wrażenie . Nawet fakt, że miejsce jest coraz bardziej popularne i statków jest naprawdę sporo nie jest przeszkodą w odkrywaniu go dla siebie. Statki mają tak chytrze zaplanowane trasy , że mijają się w sporej odległości od siebie a do miejsc postoju dopływają o różnych porach dnia.

Po godzinie – dwóch dopływamy do pływającej wioski , na platformach mieszkańcy postawili domki, jest też miejsce na sprzęt rybacki,niektóre są połączone ze sobą kładkami , a między innymi trzeba poruszać się łódkami.Po wpisaniu w 1994 r. Zatoki  na Listę rząd wietnamski starał się przesiedlić mieszkańców w inne rejony , ale nie było to łatwe i wioski istnieją do dziś.Zacumowawszy w pobliżu wioski lokujemy się na łódkach, które napędzają wiosłami silne , choć drobne Wietnamki. M. jest nieszczęśliwa , bo przypadło jej siedzieć w najbardziej obciążonej łódce , burta ledwo wystaje z wody. Mimo uzbrojenia w kapok blednie za każdym razem gdy któryś z nas sięga po papierosa.Rzucam propozycję , żebyśmy dla lepszego balansu zamienili się z K. miejscami, na co M, zazwyczaj wyważona reaguje zupełnie nieadekwatną agresją słowną…Siedzimy więc jak posągi , obserwując jak nasza przewodniczka zgrabnie dobija do platformy. Dzieciaki oferują pamiątki, w sklepiku można uzupełnić zapasy.Po pół godzinie wracamy nasz statek poodpoczywać i ukoić zszargane nerwy.

DSC04605

Po jednym drinku z trudem docieram do koi , stres i zmęczenie musiały znaleźć wreszcie ujście. Omija mnie cooking class w wykonaniu naszego szefa kuchni ,przesypiam cały wieczór i noc, ale budzę się jeszcze przed świtem. Wychodzę na pokład , dookoła zaczyna się przejaśniać , zbliża się TA chwila. To najpiękniejsze chwile na Zatoce, kiedy statki jeszcze śpią a mgła unosi się ukazując kolejne wyłaniające się skały. Mają różne odcienie szarości , wschodzące słońce dodaje im stopniowo kolorów.

DSC04618Z kajut wyłaniają się kolejni podróżnicy, na statkach zaczyna się poranna krzątanina, jemy śniadanie i ruszamy dalej. Kolejnym przystankiem jest jedna z grot – Jaskinia Niespodzianek. Spora grota, pełna różnych form skalnych , pewną konsternację wzbudza jarmarczne oświetlenie kolorowymi świetlówkami , ale co dla nas jest obciachem to dla Azjatów widocznie niekoniecznie. Dużo ludzi , co nie przeszkadza w indywidualnym kontemplowaniu cudów natury. Wychodzimy po drugiej stronie jaskini, czeka już łódeczka , która zabiera nas na nasz statek.

20121114_082748Wracamy.

Lunch na statku i pakujemy się do naszego busa, po czterech godzinach jesteśmy z powrotem w Hanoi, mamy jeszcze sporo czasu do odjazdu pociągu do Lao Cai, które jest punktem wypadowym do wiosek na północy, w tym do naszego celu – SaPa.

Dzięki uprzejmości naszych przyjaciół z PolViet mamy już wykupione miejsca w wagonie sypialnym ale nawet porządnie wydrukowane nie stanowią podstawy do zajęcia miejsca . Trzeba je jeszcze uaktywnić w przydworcowym biurze. Dostajemy tam prawdziwe bilety, mamy trzy przedziały obok siebie. W Wietnamie (w Chinach też jest podobnie ) na pociąg czeka się nie na peronie a w … poczekalni. Drzwi na perony otwierają dopiero wtedy , gdy pociąg jest gotowy na przyjęcie podróżnych.Tymczasem więc siedzimy w wielkiej sali i gapimy się na lokalesów a oni na nas. Tłum podróżnych dobrze już zgęstniał kiedy panie bileterki decydują się wypuścić nas do pociągu. Jeszcze tylko dwie kontrole biletów i rozpoczynamy całonocną podróż.

Lubię jeździć sypialnymi po Azji, zwłaszcza w grupie pozwala bardzo zacieśnić znajomości , bo siedzimy w jednym przedziale w 12 osób, a jeszcze musi się znaleźć miejsce na niezbędne w długiej podróży posiłki.Pijemy kolejno , bo wspólny toast mógłby spowodować katastrofę w postaci rozlania drogocennego płynu, nie wspominając o uszkodzeniach łokciem sąsiada. Niewiele nam trzeba , aby poczuć się gotowym do snu, więc towarzystwo się rozchodzi do swoich norek , ale słyszmy , ze za ścianą jest coraz głośniej. Wagony pewnie pamiętają czasy sprzed wojny z Amerykanami albo są bardzo pieczołowicie stylizowane. U nas takie jeździły w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, choć te mają klimatyzację , której u nas w pociągach nikt chyba sobie nawet nie wyobrażał. Jedziemy w góry więc i powietrze robi się coraz chłodniejsze, ale klimatyzacja działa jak należy, to znaczy na maksymalnej mocy. Próbujemy rozgryźć system sterowania ,ale opisy są po wietnamsku, który to język nie jest nam znany za dobrze. Na szczęście manipulacje kolejnymi pokrętłami nie powodują pogorszenia sytuacji , bo niższej temperatury klimatyzator nie jest w stanie wyprodukować . Owijamy się kocami, z walizek wyskakują polary, ci , którzy nieopatrznie przebrali się w jedwabne piżamki zakładają kurtki i ciepłe skarpety. Tylko nasi sąsiedzi zza ściany się nie poddają , A. wychylona z górnej pryczy woła obsługę i zgłasza skargę na panujący chłód. Wietnamczyk tłumaczy ,że zablokowanie klimatyzacji to zarządzenie Dyrekcji i on , nawet jak by umiał , to nie może w zarządzeniu Dyrekcji zmienić ani literki , nie mówiąc o zmianie temperatury.

Prawie zahibernowani o 4 rano dojeżdżamy do Lao Cai. Tutaj miał na nas czekać bus , który miał nas dowieźć do SaPa, ale albo słabo szukamy albo on po prostu nie dojechał. Nie ma problemu, dogadujemy się z następnym, ten woła kolegę i przez puste, ciemne miasto wyjeżdżamy dwoma busami w góry. Jest chłodno ( SaPa leży na wysokości 1600 m.npm.), mży deszczyk. Po dwóch godzinach dojeżdżamy pod nasz hotel. Jest dopiero koło 7 rano , pokoje będą dostępne najwcześniej ok. 10.

Kręcimy się więc po okolicy, kiedy nagle ukazał się nam Brad Pitt i Angelina Jolie z gromadką dzieci …

Cdn. za tydzień.

8 myśli na temat “Wietnam 2012 #2 – Od morza do gór

  1. Jaskinia zrobiła na mnie ogromne wrażenie! Jestem co prawda miłośnikiem natury tej niepopularnej , izolowanej turystycznie – ale zdjęcie robi piorunujące wrażenie.
    Jeśli kiedyś będę miała okazję podróżować w okolicy, odwiedzę.

    Polubienie

    1. Widzę , że jesteś miłośniczką kamieni, ale w tych grotach jest wszystko skomercjalizowane na maxa. Jeden trakt w jedną stronę, podświetlone odpustowo kolorowymi świetlówkami ciekawsze elementy… mnie to nie przeszkadzało , ale część z naszej ekipy mamrotała pod nosem o tandecie 🙂
      pozdr
      bm

      Polubienie

  2. Strasznie chciałabym zobaczyć zatokę Ha Long. To taki swoisty symbol Wietnamu i może widoczki stamtąd są lekko oklepane, ale jednak cudowne i tak inne od pejzaży europejskich.

    Polubienie

    1. Kiedy wklepiesz dowolną nazwę w google lub instagramie to się okazuje , że już są tysiące fotek z tego miejsca i chyba wszyscy już tam byli. Ale HaLong na mnie robi duże wrażenie, zwłaszcza rano , kiedy podnoszą się nocne mgły a jest cicho, bo wszyscy jeszcze śpią 🙂 pozdr

      Polubienie

  3. Super historia 🙂 my byliśmy jedynie w Sajgonie, ale widzę, że następnym razem musimy zobaczyć duuużo wiecej 😉

    Polubienie

    1. Bardzo warto. Jeśli masz mniej czasu to podziel sobie go na część północną i południową.Nie warto zwiedzać po łebkach. I nie zapomnij o jedzeniu wszystkiego co zobaczysz- jedzenie jest doskonałe !
      pozdr

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.