Tajlandia 2018# 1 Speedboatem do domu

20181125_105749bWszyscy śpią jeszcze smacznie , kiedy wyruszam do pobliskiego 7/eleven po papierosy i coś do picia. Na ulicach jest spokojnie , swojego biznesu pilnuje tylko gość sprzedający bilety na loterię.Rozglądam się po sklepiku za jakimś żarciem na śniadanie , ale nie wygląda to dobrze.Kiedy wracam do pokoju namawiam Żonę na wykupienie śniadania w hotelu. Bufet jest bardzo obfity, nie jestem w stanie zjeść nawet połowy tego , czego pożądają oczy. Nie wszyscy korzystają ze śniadania w hotelu. Niektórzy wolą 7/11, inni zaspali i śniadanie ich omija.20181125_113738bKilka osób , które są w Bangkoku pierwszy raz udają się na zwiedzanie Pałacu Królewskiego , inni zaś market Pratunam , celem wzbogacenia swych kolekcji odzieżowej. Płyniemy do centrum speedboatem. Ta forma przemieszczania wydaje mi się trochę szalona. Łódź podpływa z wielkim impetem pod przystań na rzece, wyrzuca pasażerów i błyskawicznie (“Quick,quick” – ponagla kasjerka ) zabiera następnych. Plusem jest to , że dość szybko dostajemy się do centrum miasta, bez korków i smogu , no i cena – ok.1,5 zł. Minusem – niski komfort jazdy – jedziemy zduszeni w tłoku, miejscowi patrzą z obawą, czy ich nie wypchniemy za burtę. 20181125_120536bPo kilkunastu minutach docieramy na miejsce. żar leje się z nieba, zanieczyszczone powietrze dusi , z miejsca mam mokry podkoszulek. Na ulicy niespodzianka – zniknęły tak liczne kiedyś kramy , oferujące na chodnikach wszystko co potrzebne i niepotrzebne. Wiem , że władze wypowiedziały im wojnę , ale nie sądziłem ,że akcja będzie tak skuteczna. Teraz po chodnikach idzie się w miarę normalnie , a nie przedziera się wąskim przejściem między budami a budynkami.

Market , który znamy dość dobrze z poprzednich wyjazdów także wydaje się inny, nie możemy znaleźć żadnego znaku, którym kiedyś kierowaliśmy się przy eksploracji bazaru. 20181124_120836bNiektórzy zostają,mając nadzieję na upolowanie czegoś szczególnego a my z Kalusiem po poprawieniu kondycji piwem w pobliski 7/11 kierujemy się do hotelu. Nie wiem dlaczego Kaluś uparł się , aby wrócić tuk-tukiem, ale nie sprzeciwiam się za mocno. Kierowca kiwa ochoczo głową , wszystko wie, zawiezie nas za jakąś niewygórowaną opłatą. Wg.mnie jedzie nie w tą stronę , w która powinien , ale siedzę cicho. Po drodze zatrzymuje się raz czy dwa aby rozpytać kumpli, ok, wszystko już wie. Wysiadamy przy hotelu Amari , do którego nas dowiózł, bardzo z siebie zadowolony.Nazwa niby podobna , ale to nie nasz hotel. Teraz to już i Kaluś godzi się na taxi , taksiarze wyglądają na bardziej rozgarniętych. I rzeczywiście , bez problemu dojeżdżamy do naszej miejscówki.

Woda w basenie jest chłodna i orzeźwiająca, po kąpieli miło jest uciąć sobie drzemkę na leżaku.20181125_203409bAle nie ma się co byczyć za długo , dziś w planie mamy jeszcze wizytę na Patpongu. To wesoła dzielnica, znana od dawna i prawie wszystkim. Centrum spotkań towarzyskich, handlu wszelkiej maści podróbami , można kupić wszystko , łącznie z dragami. Ale tego nie mamy w planie. Dwie taksówki zawożą nas do głównej uliczki. Z miejsca obskakują nas naganiacze , machając przed nosem ofertami darmowych wizyt , zapraszając do swoich przybytków. Czytam zafoliowaną ofertę, zestaw standardowy , piwo 300 bht, wejście za free. Nie ma co dalej szukać , i tak nie mamy określonego celu wizyty. Chłopak prowadzi nas do pobliskiego lokalu, wchodzimy po schodkach , jest ciemno. Dopiero po chwili oczy przyzwyczają się do mroku , siadamy na krzesełkach wzdłuż ściany. Patpong/obr. z gonomad.com/

Rozglądam się, lokal nie wygląda zbyt reprezentacyjnie , nawet w ciemności. Na podest jakieś półtora metra od nas wchodzą dziewczyny , jedna po drugiej , każda chwali się sztuczkami. Ich twarzy prawie nie widać , innych części ciał też. Może to i lepiej. Niemrawo kolebią się na scenie, obsługa wciska widzom piwo .  Szefowa rozdaje kilka rakietek do ping-ponga. Jedna z artystek usiłuje wystrzelić je w naszym kierunku, ale nasze machanie paletkami na nic się zdaje, większość piłeczek upada tuż za estradę. Tylko jedna dała radę, czuję wilgotne pacnięcie w ramię. Kolejne coś tam wyciągają z czeluści , ale nawet dobrze nie widać , czy to sznurek do snopowiązałek czy ozdoby choinkowe. Szefowa jest czujna i widzi , że zaraz straci widownię, więc podchodzi , w asyście dwóch panienek z rachunkiem. Wręcza go Kalusiowi, ale ten nie ma okularów i przekazuje dalej. Dziewczyny podskoczyły na widok sumy do zapłacenia. Czytam : 10 razy piwo ( 300 bhtx 10) +  10 razy wstęp ( 1000 bht x 10). Pomijam fakt , że jest nas tylko dziewiątka to przecież wstęp miał być za free ?  Szefowa coraz bardziej zjeżona wykrzykuje  „tyrtintausen ,tyrtintausen !” Nawet gdybyśmy chcieli zapłacić to tyle nie uzbieramy . Tłumaczymy , że wstęp miał być wolny i zapłacimy tylko za piwo. „No free , no free” wykrzykuje burdelmama.”A!a!a!” ponagla. Za nią cicho czają się przyboczne, gotowe do ataku. Blokują wyjście a są dość mocno zbudowane, jak na Tajki. Składamy się po 300 bht, podaję kasę szefowej i zaczynam się przepychać do wyjścia. O ile nasze dziewczyny miały problemy , żeby zdestabilizować szczelną obronę Tajek to przed górą mięśni  (to ja) muszą się rozstąpić . Wychodzimy , „A!A!” słyszymy jeszcze na ulicy. Cieszę się w duchu ,że nie napuściły na nas swoich kolesi z nożami czy innym sprzętem bojowym, mogłoby być grubo. Obchodzimy jeszcze stragany z Rolexami i koszulkami Armani , ale zapał do eksploracji już prysł.

Cieszymy się , że dotarliśmy cało do hotelu, mam nadzieję , że nikt nie czuje się zawiedziony pokazem…20181123_163302b

Dorota bardzo chce zobaczyć pływający targ. Najsławniejszy jest w ofercie chyba każdego taksiarza, także można zamówić wycieczkę w naszym hotelu. W czasie wieczornych obrad zostaję skierowany na odcinek zdobycia szczegółowych informacji , wracam po chwili. Trzeba wyjechać rano , bo sam dojazd zajmuje prawie dwie godziny. No cóż, Bangkok liczy 8,5 miliona mieszkańców i zajmuje sporą powierzchnię Podobno Damnoen Saduak to czysta komercja, no ale jeśli taką wizytą można uczynić choć jedną osobę szczęśliwszą to nie pozostaje nic innego jak jechać. best-floating-market/obr. z neta/

Grupa nie jest zdecydowana- jednym szkoda kasy , inni chcą się wyspać, inni nie mogą podjąć decyzji i wskutek takiego hamletyzowania sprawa się rozwadnia i w końcu temat znika. Ktoś powie – mogliście jechać sami. Tak, ale przez trzy tygodnia ekipa była jednością, wspaniale razem spędzaliśmy czas i chcemy , aby tak zostało do końca wyjazdu. A z drugiej strony – fajnie jest mieć jakieś niespełnienie , które motywuje do powrotu.

Ostatni dzień przygody to szybkie zakupy , nawet dla mnie znalazł się rozmiar koszulki – i byczenie się przy basenie. Przedłużyliśmy pobyt w hotelu więc bez stresu możemy korzystać z jego wygód.

Wieczorem taksówki wiozą nas na lotnisko , 4 godziny w Helsinkach i – witaj w domu ! image00948b

 

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.