Czas na program obowiązkowy. Docieramy do Lemo , gdzie mieści się stanowisko grobów skalnych.Wykute w skałach groby są najczęstszą ilustracją , związaną z regionem Tana Toraja. Nie będę się rozwodził nad niuansami tego rodzaju pochówków gdyż byłem bardzo zajęty poszukiwaniem toalety. Powiem więc tylko , że ścieżka z punktami widokowymi wije się wśród pól ryżowych i jest bardzo malownicza.
Dziś głównym punktem dnia jest Ceremonia. Miejscowi na uroczystość pogrzebową mówią z dużej litery. Yohannis, który urodził się w tych okolicach, zaprosił nas na Ceremonię jednej z członkiń swojej rodziny.Pogrzeby nie są codziennością, mamy szczęście , że udaje nam się dostać na nią zaproszenie.
Jedziemy kilkadziesiąt kilometrów na południe, w okolice Makale. Mijamy odświętnie ubranych żałobników, sznurem jadą także busy z turystami.
Parkujemy w lesie, do wioski idziemy pieszo. Mijamy palących papierosy w cieniu kierowców , sporo osób zajętych jest przygotowywaniem wystroju , noszą ozdoby ale także, trochę dalej w lesie, opalają świnie na posiłek.
Do wioski nie jest daleko, wśród chat kręcą się miejscowi,turystów zgromadzono w dwóch chatach. My mamy specjalne prawa , zaglądamy w każdy kąt.W tej chwili mistrz ceremonii wylicza z podwyższenia listę darczyńców.Trybuna robi dziwne wrażenie , bo jest ozdobiona chrześcijański symbolami, także krzyżem a przecież uroczystość z chrześcijaństwem nie ma wiele wspólnego.Nikomu taka symbioza jednak nie przeszkadza, księża podobno trochę protestują , ale ich głos nie jest specjalnie poważany.
Ceremonia zaczyna się krótką procesją, chłopaki wnoszą świnie uwiązane za nogi na bambusowych drągach.Za nimi kroczą oficjele i rodzina, w kolejności od najbliższych i najhojniejszych darczyńców.Za chwilą następuje prezentacja bawołów. Jest ich 8 czy 10 , goście dopisali z prezentami. Dziś zabity zostanie tylko jeden , uroczystość potrwa kilka dni więc pozostałe mają jeszcze kilkadziesiąt godzin życia.
Dziewczyny podpytują, czy mogą zobaczyć nieboszczkę, wbrew ich obawom Yohanis jest z tego bardzo zadowolony. Widać , że mocno przeżywa uroczystość , w końcu to nie tylko jego rodzina , ale i tradycja, z której jest bardzo dumny.Babcia leży w pokoiku na piętrze, otoczona płaczącymi żałobnikami.Jeszcze nie umarła ( w sensie oczywiście duchowym, w sensie medycznym nie żyje już od dwóch lat).
Przez te dwa lata była ciągle członkiem rodziny , leżała w głównej części chaty, z wnętrzem spreparowanym formaliną.
Rodzina z nią rozmawiała , prosiła o radę i wsparcie,a także częstowała papierosami, wkładając zapalone do ust.
Nie bez znaczenia jest także fakt, że do Ceremonii pogrzebowej rodzina wciąż pobierała na nią rentę.
Na uroczystość pogrzebową przyjeżdżają członkowie rodziny nawet z bardzo daleka, z Manado, z Dżakarty a nawet z zagranicy.
To ich wewnętrzny przymus, podsycany nadziejami na wsparcie nieboszczki w ich interesach czy życiu codziennym.
Drążymy Yohanisa, co było, gdyby , hipotetycznie , nie chciał przyjechać na tą uroczystość. Mimo naszych nalegań, aby rozważył taką sytuację nie może tego pojąć. Przyjeżdża się , i koniec.
Nieboszczka dopiero umrze gdy pierwszy byk zostanie zabity. Wtedy żałobnicy odwrócą ją głową na wschód i odejdzie w zaświaty, prowadzona przez zwierzę.
Na razie jednak , po procesji ,niewiele się dzieje , patrzymy z lekką zgrozą na leżące na ziemi świnie .Są spętane bardzo szczelnie, toczą pianę, spragnione.
Wreszcie pięknie ubrana para młodych ludzi prowadzi kolejny korowód. To bohaterowie dnia – byki.Idą spokojnie prowadzone za linki, uwiązane za kółka w nosie. Następuje prezentacja na wioskowym placu, teraz już nie wszystkie są grzeczne, podobno zdarza się, że byk wyrwie się lub niezręcznie raniony ruszy w tłum. Odsuwamy się na bezpieczną odległość, niektórzy wracają do samochodu. Tak, to widowisko dla twardzieli bez serca.
Chłopaki wyprowadzają byki, pozostaje tylko jeden. Napięcie rośnie. Jest sporo małych dzieci, przerywają zabawę kamykami, aby szeroko otwartymi oczami przyglądać się ubojowi.
Byk nie jest szczególnie wielki.
Mistrz ceremonii przez chwilą go ustawia, po chwili jednym, szybkim ruchem podcina mu gardło.
Krew sika jak fontanna , zwierzę wykonuje jeszcze kilka ruchów , pada na ziemię i zastyga.
Mistrzowskie cięcie.
Na pięterku wybucha płacz, nieboszczka odeszła na zawsze.
Napięcie mija , żałobnicy rozchodzą się po chatach , wg. rangi i koneksji rodzinnych.
Usiłujemy się zebrać w tym tłumie, kiedy to się udaje spotyka nas kolejny zaszczyt.
Yohanis prowadzi nas do gospodyni uroczystości , córki nieboszczki . Wręczamy jej zwyczajowy prezent – sztangę lokalnych papierosów i zostajemy zaproszeni do chaty , gdzie biesiadują członkowie najbliższej rodziny. Pozdrawiają nas , uśmiechają się , robimy sobie z nimi fotki , widać , że nasza obecność nie jest im niemiła. Gospodyni częstuje kawą i herbatą, siedzimy w kucki pogryzając ciasteczka z kokosem.
Wreszcie czas się oddalić. Żegnamy się z współbiesiadnikami i gospodynią , dziękując za miło spędzony czas i życząc powodzenia , już bez wsparcia babcinej renty.
/ Duża część zdjęć jest autorstwa Macieja i Anny Marii .Jestem pewien , że łatwo je zidentyfikować , są dużo lepsze od moich . Dzięki za udostępnienie ! /