Kambodża 2011 #5 Wokół Battambang

DSC01311Dziś w planie tour po okolicy. Jest nas trochę mniej niż na początku wyprawy, Franek z żoną został w Siem Reap a jutro wylatują z powrotem do Chin. Mieścimy się więc do trzech taksówek .Miasto już się obudziło , ruch jest spory ale tylko chwilę trwa , zanim wydostaniemy się z miasta. Pstrykamy pamiątkową fotkę przy pomniku Ta Dumbong na wylocie drogi nr.5.

DSC03600Pomnik przedstawia młodzieńca trzymającego w rękach laskę. Za pomnikiem stoi legenda która głosi , że pewien chłopiec rzucił kijem w króla a kij w tajemniczy sposób zniknął. W ten sposób powstała nazwa miasta , która znaczy ” Utracona laska” 😉 Miejsce cieszy się szacunkiem miejscowych ,przynoszą dary i zapalają świece a świeżo zaślubione pary zawsze je odwiedzają ,chcąc zapewnić sobie szczęście w pożyciu. Podobno statua spełnia też wypowiedziane tam życzenia.W Battambang jest jeszcze jeden fajny pomnik , to statua wykonana z broni , pozostałej z rozbrojenia wojsk Pol Pota.

DSC01196Nazywa się Naga for Peace and Development

Sesja foto za nami , jedziemy na południe wzdłuż niekończących się zabudowań, niezbyt jednak gęsto rozstawionych.Zatrzymujemy się przy drodze, dwie panie kręcą się przy niewielkim palenisku.

DSC01259

Wyrabiają sticky rice. Do bambusowej rury wciskają ryż, zalewają mleczkiem kokosowym , uzupełniają fasolą ,cukrem trzcinowym i zatykają otwór kłębkiem liści.Tak przygotowany zestaw pozostawiają przy ogniu na kilkadziesiąt minut. Ryż wyjmuje się odłamując kawałki bambusowego opakowania .

DSC01270Opis technologii nie oddaje smaku- sticky rice jest naprawdę pyszny i sycący.
Za kilka chwil zatrzymujemy się ponownie . Tu trwa produkcja papieru ryżowego , używanego przy przygotowaniu sajgonek.To rodzinny biznes,każdy z członków rodziny ma wyznaczoną rolę.

DSC01284

Mleczko ryżowe gotuje się na wolnym ogniu potem , kiedy zgęstnieje wylewa się je na drewniane , okrągłe tace i suszy na kratownicach.
Tak jak i wytwórnie sticky rice tak i takie warsztaty ciągną się kilometrami wzdłuż drogi.

Kambodża 2011 473Nad rzeką , nieopodal przystani, na której wczoraj wysiadaliśmy, mieści się wytwórnia najpopularniejszego dodatku do potraw – sosu rybnego.Wytwarza się go ze sfermentowanych ryb, różnych gatunków i wielkości. Kilka tygodni leżakują  w beczkach, w wysokiej temperaturze , mimo , że pod zadaszeniem.

DSC01277Po kilku etapach przetwarzania otrzymuje się ciemny , dość gęsty sos, używany przez Azjatów praktycznie do każdego posiłku. Gnijące ryby śmierdzą niestety niewąsko,zapach roznosi się po całej okolicy, na szczęście wyrób finalny , mimo mocnego zapachu jest całkiem smacznym dodatkiem.
Dojeżdżamy wreszcie do głównego punktu naszego programu – to Bamboo Train. Na pozostałych po dawnej linii kolejowej z Battambang do Phnom Penh torach miejscowi uruchomili pojazd , zwany szumnie „train” , a który jest po prostu bambusową platformą, nałożoną na na osie kół. Pojazd poruszany jest silnikiem spalinowym.

DSC03603

/klik , filmik /

Przed wejściem na platformę musimy uzupełnić garderobę, zarówno nasz przewodnik jaki i panie ze straganów na dworcu usilnie namawiają do wypożyczenia chust ,parasolek i kapeluszy bambusowych. Trochę jesteśmy zdziwieni , ale ulegamy ich namowom. 9 USD za bilet plus kilka groszy za nakrycia głowy i pakujemy się do dwóch pojazdów.
Konstrukcja niepokojąco się ugina , ale bambus jest elastyczny, może wytrzyma, na wszelki wypadek sadowię się bardzo powoli.

DSC03607Całe szczęście , że mamy coś na głowach , jazda do Chleu Tom trwa co prawda tylko pół godziny , ale żar leje się z nieba.Dziewczyny siedzą pod chustami , ja mam swoją bandankę,  może wyjdziemy żywi z tej jazdy.

DSC03618Jazda odbywa się jednym torem , więc gdy spotkają się pociągi jadące z przeciwnych stron to ten mniej załadowany ( lub po prostu grzeczniejszy) jest rozmontowany przez zgodnie współpracujące załogi obu pociągów , po czym składany z powrotem . Cała operacja trwa kilka minut i wygląda na to , że maszyniści mogliby ją wykonywać z zamkniętymi oczami. Tory są niemożliwie pokrzywione , raz po raz koła zgrzytają na większych nierównościach. Ta trasa służy nie tylko turystów , ale jest normalnym sposobem komunikacji dla miejscowych, jeżdżą na targ, do miasta , wożą swoje produkty czy zwierzęta a nawet palety towarów.

Jedziemy w szpalerze krzaków , za nimi widać czasem ryżowe pola. Pusto, gorący pęd powietrza bucha prosto w twarz. Zatrzymujemy się  w połowie , aby zdemontować nasz wagon, jest okazja się rozejrzeć, choć wokół pusto ,niewiele się dzieje.Wreszcie dojeżdżamy . Piwo, kawa, cola , nadrabiamy zaległości w płynach w barku nieopodal.

DSC03627W wiosce głównym obiektem zainteresowania jest cegielnia, lokales naświetla cykl produkcyjny , oprócz pyłu z drogi mamy teraz na nogach kolanówki , ciemne od ryżowego popiołu, pozostałego przy wypalaniu cegieł.

DSC03641 Pal sześć brudne nogi , ale w tej chwili cegielnia jest nieczynna, gdyby pracowała to w tych temperaturach dodatkowe kilkadziesiąt stopni byłoby dla białasów trudne do wytrzymania. Miejscowe dzieciaki latają między nami , zagadują po angielsku.

DSC03632Szkoda , że z takich pięknych dzieci wyrastają dorośli o mocno nienachalnej urodzie.Kręcimy się trochę po wiosce,ale w sumie nie ma tu za wiele do oglądania, wracamy.

DSC03639Za pół godziny jesteśmy z powrotem , zdajemy pożyczone akcesoria i jedziemy na lunch.

DSC01280
Po posiłku ostatni etap wycieczki – zwiedzanie nowo powstałej winiarni. Francuzi trochę inwestują , założyli plantację winogron i robią z nich wino . Zaprawieni w winnych bojach nasi Francuzi i Bułgarzy nie szaleją z zachwytu , ja na winach nie znam się wcale więc nie narzucam się z komentowaniem jakości tych kwachów. No cóż, pierwsze koty za płoty. Przemysł rozwija się słabo, po drodze widzieliśmy tylko jedną większą fabryczkę , rozlewnię Pepsi-coli, ale nie działa od czasu , kiedy zamknęli ją Czerwoni Khmerzy. Inwestorzy nie kwapią się z inwestycjami, bo rynek wewnętrzny jest niezbyt pojemny, naród ubogi a kultura pracy zniszczona.

DSC01212
Nie umiem ocenić , czy są szanse na poddźwignięcie się gospodarki , wygląda to słabo i nie przypuszczam , aby  małą cegielnię czy lokalną winiarnię uda się rozwinąć i zmechanizować. Koszty pracy są niewysokie , ale wydajność  , a właściwie energia życiowa czy inicjatywa Kambodżan jest na niskim poziomie.
Późnym popołudniem wracając do hotelu umawiamy się na wieczorne spotkanie na dachu. Jest trochę zamieszania, bo  takich tarasów jest kilka , ale jakoś udaje nam się pozbierać. To ostatni wieczór , należałoby go jakoś uczcić, ale trochę się wstrzymujemy , ze względu na jutrzejszy wyjazd.
Z dachu rozciąga się  panorama na oświetlone miasto , z okolicznych minaretów co jakiś czas mnisi nawołują do modlitwy.

DSC01171Następny etap to Sihanoukville, nad morzem. Jazda zapowiada się długa, cały dzień drogi normalną komunikacją , więc rozpytuję w recepcji , czy mogą nam zaproponować jakieś łatwiejsze rozwiązanie.
Po kilku telefonach okazuje się , że możemy wynająć prywatny , tylko dla nas , autobus. Koszt tylko nieco wyższy od autobusu liniowego a mamy nadzieję , że czas przejazdu będzie dużo krótszy.Skoro godzina wyjazdu dowolna to ustalamy , że zbiórka o 4 rano.

Obecność obowiązkowa !

BUZZ AREA MAP blog

/klik, fajna stronka /

2 myśli na temat “Kambodża 2011 #5 Wokół Battambang

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.