Nasza dzisiejsza wycieczka to tzw. canopy walk.Nazwa nie ma polskiego odpowiednika a oficjalna nazwa tego przedsięwzięcia to Mystico Canopy Tour.
Idea sprowadza się do rozwiązania problemu w jaki sposób zaobserwować zwierzęta żyjące w koronach drzew – w klimacie tropikalnym żyje tam 90% zwierząt.
Dlatego szczyty gór połączono wiszącymi mostkami, w Arenal tych mostów na trasie jest 12, można z nich obserwować drzewa z góry.Uważni obserwatorzy , a szczególnie ci , którzy wędrują w grupie z doświadczonym przewodnikiem, mogą zaobserwować mnóstwo ptaków, a także większe ssaki, jak np.leniwce.Najlepiej zrobić to wcześnie rano, dlatego Koren nalegał na wczesny wyjazd, no ale 15 minut różnicy chyba nie wypłoszy wszystkich zwierząt.
Po dwudziestu minutach jazdy dojeżdżamy do najsłynniejszego Canopy Walk na świecie . Znałem takie miejsca raczej z lektur,otarłem się o nie w Laosie i Malezji, ale los sprawił, że możemy je dotknąć właśnie tu.Trasa liczy 3,2 km, Koren liczy ,że zobaczymy się za trzy godziny. Jeszcze gdzieś się wkręca i przynosi nam tańsze bilety.
Nie ma dużo ludzi, na obszernym parking stoi tylko kilka busów. Nie chcemy dołączać do grup ,idziemy sami.Ścieżka wiedzie w górę, nie jest stromo i trasa zapowiada się na łatwą, choć przy wejściu tablice wskazywały konieczność założenia wysokich butów trekingowych na wypadek skręcenia kostki, jak nam się wydaje..
Każdy z mostów jest opisany- długość , wysokość, ilu ludzi może przebywać na nim jednocześnie. Wszystko wydaje się bezpieczne,liny są grube,a platformy zabezpieczone przed zsunięciem się. Ale przy chodzeniu po moście łatwo stracić równowagę -most czasem buja niemiłosiernie, osoby bardziej wrażliwe powinny przechodzić w pojedynkę albo z kimś doświadczonym , a nie w grupie.
Z pomostów można obserwować szczyty drzew rosnących niżej, zastanawiam się , czy mój aparat da radę uchwycić głębię obrazu ,wysokość mostu nad dnem kotliny przekracza czasem 150 m.Spacerujemy sobie powolutku, mimo ,że jesteśmy w górach to robi się coraz cieplej. Jestem ugotowany, t-shirt jest kompletnie mokry.Po trzech godzinach dochodzimy do wyjścia,jest prawie południe.
Jeszcze parę fotek na pożegnanie,ale nie jest to łatwe , bo parking mocno się zapełnił. Oprócz mrówek nie widzieliśmy żadnych zwierząt , ale nie uważamy tego czasu za zmarnowany.
Po drodze do wodospadu Koren usiłuje nas przekonać do odwiedzenia Parku Narodowego Cano Negro , na północy kraju.Obiecujemy to rozważyć po wizycie w wodospadzie.
Catarata ( hiszp.wodospad) La Fortuna mierzy 70 metrów i jest bardzo znanym obiektem krajobrazowym Kostaryki. Chcemy go obejrzeć również od dołu,dokąd prowadzą schody. Koren twierdzi , że pokonanie 1200 stopni potrafi złamać najtwardszego. Cóż , pora sprawdzić, jaki pożytek przyniósł całoroczny trening rowerowy i kilka miesięcy wylewania potu na siłowni. Mam nadzieję ,że nie będzie gorzej niż w Laosie.Umawiamy się na parkingu za godzinę i schodzimy. Masa wody spadająca z kilkudziesięciu metrów robi wrażenie, ale i jest niebezpieczna.Kąpiący się w jeziorku w krystalicznie czystej i bardzo zimnej wodzie muszą się mieć na baczności,żeby nie dostać się pod tony spadającej w dół wody.My nie wchodzimy do wody, gapienie się na odważnych wystarcza.
I cały czas czuję , że coś się nie zgadza w rachunkach.Przecież gdyby do pokonania 70 metrów potrzeba było 1200 schodów, to musiałyby mieć wysokość 6 cm, a miały w większości normalną , czyli 10-12 cm. Wygląda więc na to , że Koren liczył
schody dwa razy – raz w dół i raz w górę.
600 schodków w górę nie sprawiło większych problemów, poza tym ,że po odświeżeniu w chłodnej mgiełce nie ma już śladu.
Negocjujemy warunki wyjazdu do Cano Negro , umawiamy się na tradycyjną siódmą piętnaście.
Piękna sprawa ta Kostaryka, zakochany jestem
PolubieniePolubienie
Zielona i czysta , to pewne 🙂
PolubieniePolubienie