Kompleks Świątyni Nieba zajmuje ok. 3 km2 na południe od Placu Tiananmen. W jego skład wchodzą : Pawilon Modlitwy o Pomyślny Rok, Pawilon Cesarskiego Sklepienia Nieba oraz Okrągły Ołtarz Nieba. Najbardziej znany i najważniejszy to ten powyżej – Pawilon Modłów o Urodzaj (Pomyślny Rok). Z daleka przypomina pokrywkę imbryka do parzenia herbaty , może też nakrycie głowy. Jest najważniejsza , bo wg. feng shui postawiono ją w miejscu gdzie Niebiosa stykają się z Ziemią .Nie ma dużo takich miejsc na świecie…Co ciekawe – zbudowano ją bez użycia gwoździ.
Ale to Okrągły Ołtarz jest najświętszym miejscem Tian Tan ( Świątyni Nieba) . Jest to trzy poziomowa platforma, na szczycie której oznaczono koło, zajmowane kiedyś przez Tron Nieba , a będące ni mniej ni więcej jak środkiem cesarstwa i całej Ziemi.
W 1912 r. kompleks został udostępniony dla zwiedzających – turystów i mieszkańców Pekinu i stało się ważnym miejscem na kulturalnej mapie stolicy. Mieszkańcy od wczesnych godzin rannych przybywają na ćwiczenia tai chi , trochę później nadchodzą amatorzy śpiewów czy badmintona albo zośki, wianuszki obserwatorów obserwują przy betonowych ławeczkach rozgrywki w mahjonga .
Wszędzie widać amatorów tańca, jakość muzyki z radiomagnetofonów wyraźnie ustępuje głośności, ale i tak trudno rozróżnić dźwięki bo co kilka metrów ktoś inny lansuje swoje przeboje.Jedynym problemem jest tu jednak znalezienie partnera do tańca – panów jest znacznie mniej niż pań , więc czasem trzeba trochę poudawać.
Ciekawe miejsce , warto by spędzić tu więcej czasu ale po kilku godzinach krążenia mamy dosyć ,w jednej z bocznych uliczek obok Świątyni trafiamy do herbaciarni .
Prezentacja umiejętności parzenia herbaty zajmuje chwilę, miło jest pogapić się , jak inni pracują.Z długiego wykładu zapamiętałem najważniejsze – naczynia muszą być gorące a woda do naparu zielonej herbaty powinna mieć 90 st.C ,a więc po zagotowaniu powinna odpoczywać 10 minut ( jeśli komuś nie chce się użyć termometru ).
Poznawszy podstawy szlachetnej sztuki parzenia herbaty spacerowym krokiem udajemy się do jednego z hutongów. Hutongi to pozostałości tradycyjnej zabudowy – niskie , szeregowe domki ciągnące się wzdłuż wąskich uliczek – tak kiedyś mieszkano w Pekinie.
Teraz takich miejsc jest już niewiele , znikają pod naporem wieżowców, ale miasto je jeszcze chroni,stanowią ważny punkt turystyczny. Nic nie pozostawiono przypadkowi – przy wejściu naszą grupkę przejmuje przewodniczka i ruszamy ściśle określoną trasą. Pierwszym punktem programu jest Chińskie Narodowe Muzeum Sztuk Pięknych. Zaraz przy wejściu trafiamy do pracowni garncarskiej. Jeśli mamy trochę czasu możemy popracować paluszkami w glinie .
Nasze dzieła można oddać w ręce fachowców lub ozdobić je samemu. Dzieło będzie skończone po wypaleniu w piecach , w pomieszczeniu obok.
Być może los nas zagna do pracowni jedwabiu , można podejrzeć jedwabniki w rożnych fazach rozwoju a także sam proces pozyskiwania jedwabiu i jego wykorzystywaniu w praktyce , np.przy produkcji kołder o rożnych grubościach albo wzorem światowych przywódców ,dokonać zamówienia gustownej kurteczki.
Pewnie takich ciekawych miejsc jest tu więcej , ale czas nas goni.
Wsiadamy do tuktuków i zagłębiamy się w labirynt uliczek. Kręci się trochę ludzi, nie zwracają na nas specjalnej uwagi, wreszcie docieramy do celu podróży. Podwórko od uliczki osłonięte jest murem, pochylając głowy wchodzimy za bramę.Zabawne uczucie- przy gigantomanii na zewnątrz podwórka sprawiają wrażenie domków dla hobbitów czy smerfów.
Mam niejasne poczucie deja vu …Sajgon, przedmieścia Bangkoku, a może Międzychód ? Na sznurkach suszy się pranie, gospodyni wnosi poczęstunek , jest okazja , aby pogadać z panem domu. Okazuje się , że on jest tylko administratorem tego miejsca, mieszka w swoim mieszkaniu w wieżowcu na trzydziestym piętrze a obsługa turystów to jego praca.
W sumie to mam mieszane uczucie – trochę mi żal , że mam do czynienia z kolejną chińską podróbką , ale z drugiej strony praca jak każda inna , u nas nazywano by go „kustoszem ” 😉