Kambodża 2011 # 6 Sihanoukville – tańcząc w deszczu

DSC_4810Dzień zaczyna się wcześnie choć sympatycznie. Ustaliliśmy czas zbiórki na 4 rano, o 4.01 ruszamy w komplecie. Sporo się zmieniło od czasu, kiedy we Wrocławiu czekaliśmy na spóźnialskich  ponad 2 godziny…Być może też perspektywa pozostania na azjatyckim zadupiu podziałała na śpiochów mobilizująco.W każdym razie ruszamy , jest ciemna noc,  ruchu prawie nie ma , szosa jest pusta. Autobus jest duży, każdy ma dla siebie dwa- trzy siedzenia ,mimo dość głośno grającego radia  po paru minutach wszyscy śpią.

11

/zdj. z neta/

Mam wrażenie , że jedziemy bez świateł, dookoła jest ciemno ale może kierowca spodziewa się świtu lada chwila. Czasem widać cienie na poboczu, często uskakujące w ostatniej chwili. Przemykają psy, czasem pijak zygzakuje środkiem drogi. Mam wrażenie , że poruszamy się w czasie, nie przestrzeni.Wreszcie zaczyna się rozjaśniać, zatrzymujemy się na postój, można coś zjeść w przydrożnym barze,wypić i zapalić.Koło ósmej jesteśmy na przedmieściach Phnom Penh, nie wjeżdżamy jednak do miasta , objeżdżamy je bocznymi,
nieutwardzonymi  drogami.

Mimo , że jedziemy bardzo powoli strasznie trzęsie. Niestety, chyba przejazd przez miasto jest niedozwolony dla autobusów , stąd te problemy. Dzień już się rozpoczął w najlepsze, wzdłuż ulicy kramy już porozkładane, jedziemy już w kolumnie większych pojazdów noga za nogą, dookoła śmigają motorki.
Traffic1Wreszcie dojeżdżamy do drogi krajowej numer 4, przestaje trząść.

DSC00975Krajobraz za oknem jest niezbyt ciekawy, pola ryżowe okraszone rzadkimi drzewami, w oddali pojawiają się wzgórza.

To Góry Kardamonowe ,ciągną się pasem od granicy z Wietnamem aż do tajlandzkiej prowincji Trat. Nie są wysokie, najwyższy szczyt ma 1813 mnpm., ale w odróżnieniu np. od Śnieżki (1602 mnpm) są prawie całkowicie zarośnięte.Góry przejeżdżamy szeroką doliną , prawie nie czuć różnicy poziomów.Kardamon jest jedną z najdroższych przypraw świata.

cardamom2_mpg
Dodaje niezwykłego aromatu potrawom, jest też cenionym afrodyzjakiem i niezastąpionym lekiem. Działanie lecznicze ma też napar z kardamonu. Taki napój – łyżeczka nasion zalana wrzątkiem  – wypity przed posiłkiem wyostrzy apetyt i zwalczy problemy trawienne. Kardamon ma też właściwości antyseptyczne, natomiast żucie ziarenek kardamonu odświeży nam oddech http://idbajosiebie.net/kardamon-niezwykle-aromatyczna-przyprawa/ .Ta pachnąca przyprawa to także niezawodny afrodyzjak. Można użyć go do doprawienia potraw, albo wykorzystać kardamonowy olejek, mieszając go z olejkiem do masażu,ale trzeba uważać , żeby nie przedawkować.
Te okolice słyną także z plantacji innych ziół,z wysokiej jakości znany jest przykład pieprz z Kampot.
My jednak przemykamy szybko , nie zatrzymując się po drodze.
Do naszego hotelu w Sihanoukville o nazwie  Coolabah http://coolabah-hotel.com/. Coolabah, po polsku kuliba, to gatunek eukaliptusa, występujący w Australii.
Prowadzi go , jak łatwo się domyśleć, australijskie małżeństwo , przy czym Verona zajmuje się administracją hotelu i restauracji a jej mąż wieczorami gra na gitarze 😉

44572061
Zajeżdżamy przed hotel , wita nas Verona, obskakuje czereda młodziaków i zabiera bagaże, dłuższą chwilę spędzamy w recepcji , jest nas w końcu spora grupka.
Pokoje są duże , przestronne, czyste, wyposażenie standardowe.Na dziedzińcu zachęcająco połyskuje woda w basenie. Dość długo korespondowałem z Veroną , jak na lokalne standardy cena pokoi nie powala na kolana, ale wymiana maili była bardzo sympatyczna, zwłaszcza , kiedy się przyznała , że była w Polsce i jest pod wrażeniem Krakowa i Wrocka .
W chwili przybycia do hotelu program wyjazdu uznaję za wyczerpany. Teraz tylko relaks na sposób , jaki każdy uzna za stosowny. Plaża Ochheutel w pobliżu hotelu jest dość zagospodarowana, co osobiście uznaję za jej zaletę. Leżaki są bezpłatne, ale do dobrego zwyczaju należy na wejściu zamówić choćby piwo w barze w pobliżu.

DSC03061
Sporo się dzieje , jedzenie i picie jest w zasięgu ręki, ciągle kręcą się młode dziewczyny , oferujące manicure czy depilację za pomocą nitki. Trudna sztuka, każdy włos jest wyrywany osobno.Roznoszą owoce , soczyste mango, arbuzy, banany, ananasy , ładnie skrojone , mieszanka w sam raz na przekąskę między kolejnymi piwami. Około południa pojawiają się sprzedawczynie grillowanych homarów i krewetek oraz masażystki , większość w dojrzałym  wieku.

DSC03080I tak czas ucieka , kąpiele w ciepłym morzu nie orzeźwiają , więc tak leżymy pod parasolami ,leniwie gapiąc się na ludzi i morze.

DSC_4767
Wieczorem młodzi znikają , pojawiają się nad ranem , my rozwijamy się towarzysko w hotelowym barze.
Na kolejny dzień planujemy wycieczkę na Wyspę Bambusową ( Bamboo Island), to jednodniowa przejażdżka łodzią ,przyjemne urozmaicenie dnia.

DSC_4672Wyspę można obejść w pół godziny, przechodzimy lasem na drugą stronę,jest mały resorcik , a właściwie pole kempingowe z małą knajpką. Na nasze stronie jest jednak ładniej, wracamy.
Miejscowa biznesłuman oferuje leżaki , kasuje dość dużo , więc większość grupy przechadza się po plaży czy skacze po drzewach.

DSC_4750
Wracamy późnym popołudniem , robi się ciemno , młodzi zamiast do hotelu kierują się do miasta, idę z nimi. W pobliskiej knajpie gra muzyka , choć jest całkiem pusto, po chwili
pojawia się barman , nalewa po drinku i znika na zapleczu. Dziewczyny zaczynają się bujać , tańce stają się coraz bardziej zwariowane,pojawia się barman, nalewa kolejkę i się ulatnia. Przychodzi jakiś zamulony koleś , nie przeszkadza mu , że dziewczyny w niekompletnych już strojach kręcą biodrami na barze i stołach.Zaczyna lać deszcz , dudni po blaszanym dachu , przez dziury grube krople lecą na głowy.Szaleńcza muzyka , deszcz we włosach,w głowie szumi, trans …

Koło północy wracam do hotelu, młodzież jeszcze czuje niedosyt i idzie w kierunku barów na plaży.
W hotelu też imprezy trwają w najlepsze,tu ktoś skacze w ciuchach do basenu, tam zacne grono popija lokalne trunki, jacyś starsi expaci grają w karty .
Wesoło, ale mam dosyć.
Rankiem, po  sympatycznym śniadanku w pobliski hostelu idziemy na plażę. Dzisiaj młodzież trochę spiskuje , to znaczy jeszcze odsypia, ale wiemy , że przygotowują coś specjalnego na wieczór. Małgosia ma dziś urodziny i chcielibyśmy to uczcić , Kuba podjął się organizacji i konferuje z Veroną.Nie jesteśmy wtajemniczeni w szczegóły ,
więc spokojnie wypoczywamy, znamy tylko strzępy informacji kiedy Kuba przybiega coś ustalić.

DSC_4557O szóstej podjeżdżają tuk-tuki i zabierają wszystkich na plażę Sokha. Verona z mężem budują tam kolejny hotel , nie jest jeszcze gotowy ale restauracja już działa.
Witają nas kolorowe stoły , ustawione na plaży. Świecą różnobarwne lampiony , cicho gra muzyczka , wszyscy ubrani elegancko , opaleni , wypoczęci , energetyczni.
Wręczamy jubilatce upominek , lokalną rzeźbę , nic wielkiego . Kelnerzy uwijają się ( o ile można tego słowa użyć w stosunku do Kambodżan), alkohol leje się grubą strugą , pojawia się marycha, surowo tam zakazana, choć nie ma żadnego problemu z jej zakupem , handlarze chodzą po plaży już od wczesnych godzin rannych.

DSC_4598Dla starszych to pierwszy kontakt z zakazanym zielem,młodzi nie mają oporów, zabawa kwitnie w najlepsze. Kierowcy tuk tuków cierpliwie czekają na nas nieopodal, zjedli, wypili , teraz komentują balety białasów.
Impreza jest super- mamy plażę na wyłączność, morze szumi,na niebie gwiazdy , dobre towarzystwo . Czego człowiekowi potrzebne więcej ?
Po północy zbieramy się do powrotu. Ulice są puste więc urządzamy wyścigi tuk tuków. Kierowcy , na początku sceptyczni , dali się ponieść entuzjazmowi i gnamy jak na wyścigach rydwanów dwoma pasami jezdni.Na czerwonym świetle wszyscy karnie się zatrzymują popatrując na konkurencję . Dopingujemy każdy swoją załogę i na zielonym
ruszamy watahą.

DSC_3212Walka jest zażarta, nawet najbardziej stateczni z kierowców wyduszają ostatnie tchnienie z motorków, aby choć na chwilę zerknąć na pokonanych do tyłu.
Na szczęście dojeżdżamy cali i zdrowi do hotelu, kierowcy zadowoleni z grubych bonusów a my napompowani adrenaliną.
Rytuał-śniadanie, leżaki, piwo, masaż…ale młodzi mają dziś inny pomysł.Pożyczają motorki i ruszają przed siebie.
Wieczorem zdają relację -zaraz za rogatkami miasta zwija ich policja . Skończyło się na kilkunastu dolcach za wyimaginowane wykroczenie. Może nie tyle wymyślone ale naciągnięte. Z policją drogową będą mieli do czynienia jeszcze kilka razy . Policjanci w Kambodży zarabiają oficjalnie kilkadziesiąt dolarów na miesiąc , więc konieczność dorobienia do pensji wydaje się , z ich punktu widzenia, uzasadniona.
motorcycle-rental-guide1Powszechna jest jazda miejscowych motorkami bez świateł, tablic, nie wiem , czy mają w ogóle prawa jazdy.Naszym to się przytrafiło, może jedno z nich , może wszystkie,
wypożyczone motorki nie są w najlepszym stanie.Potem jeden z pojazdów rozkraczył się na kompletnym zadupiu, niewąska sytuacja – gorąco jak diabli, dookoła pustka , nie wiadomo którędy do domu. Ale zjawił się po jakimś czasie zjawił się miejscowy, zabrał motorek , naprawił w swoim warsztacie , mogli jechać dalej. Dobrze , że Kambodżanie mają taki sprzęt , który nie wymaga autoryzowanego serwisu.Potem jeszcze pobłądzili gdzieś w interiorze , oznakowanie dróg jest fatalne, do tego często brak angielskiej
transkrypcji.
Ale dojechali, wspomnienia pozostaną.

image1Dziś wieczorem kolejna imprezka – u włóczykija Francuza w barze młodzież organizuje pożegnanie Basi, która musi wyjechać wcześniej. Leci przez Wietnam i Moskwę , więc długa droga przed nią , trochę się martwimy, czy doleci szczęśliwie.Podjeżdżamy tuk-tukami , stoły już nakryte, jedzenie jak zwykle smaczne , imprezka powoli się rozkręca , po kolei dziękujemy Basi za towarzystwo. Ale Tony zaskakuje wszystkich ,po zwyczajowych grzecznościach zwraca się do Megi , swojej dziewczyny i prosi ją o rękę . Tego nikt się nie spodziewał, dziewczyny mają łzy w oczach, faceci się uśmiechają z uznaniem , sceneria wymarzona .

DSC_4887
I tak mija dzień za dniem , jesteśmy w Sihanukville 10 dni , zaprzyjaźniamy się z tym miastem , ale czas mija szybko.
Busami jedziemy do Phnom Penh, samolotem do Bangkoku i tu się rozstajemy. Grupa wraca do Polski a ja lecę za chwilę jeszcze na kilka dni na północ, do Chiang Rai.

DSC03066

/zdj. w większości Kuba M., świetna robota!/

 

4 myśli na temat “Kambodża 2011 # 6 Sihanoukville – tańcząc w deszczu

    1. Zaplanuj sobie urlop na listopad i jedziemy 🙂 Sprawdź maila dziś wieczorem , wysyłam plan wyprawy , dla takiego twardziela jak ty będzie jak znalazł 😉

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.